Profesor Kozera to TW Kazimierz?

Katarzyna Kownacka
- Grozili mi wyrzuceniem ze studiów, straszyli, że zrobią coś bratu - broni się profesor Kozera.
- Grozili mi wyrzuceniem ze studiów, straszyli, że zrobią coś bratu - broni się profesor Kozera.
Bartłomiej Kozera współpracował z SB - ujawnia Zbigniew Bereszyński, były działacz Solidarności. - Nie robiłem tego świadomie - broni się profesor.

Wyniki kwerendy w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej Bereszyński opublikował w ostatnim numerze "Kuriera Brzeskiego".

- Współpracę z SB jako TW "Kazimierz" Kozera zaczął na trzecim roku studiów wiosną 1966 roku, tuż przed obchodami milenijnymi - twierdzi Bereszyński. - Zwerbował go Jerzy Zarębski, wtedy porucznik wydziału III komendy wojewódzkiej, w latach 80. naczelnik tego wydziału.

Kozera, dziś profesor, wykładowca, filozof i etyk na Uniwersytecie Opolskim, miał wtedy inwigilować głównie studentów skupionych wokół duszpasterstwa jezuitów. Chadzał na msze, słuchał, obserwował i notował.

- A potem pobierał za to wynagrodzenie - opowiada Zbigniew Bereszyński. - Z materiałów IPN wynika, że pierwsze pieniądze - 400 złotych - dostał już w kwietniu 1966 roku. Potem wielokrotnie odbierał i kwitował po 400-500 złotych. Kilkakrotnie wyższe wynagrodzenie dostał tuż po wydarzeniach Marca 1968 roku.

Według Bereszyńskiego Bartłomiej Kozera miał donosić m.in. na prof. Leszka Leo Kantora. Kantor był wtedy pracownikiem opolskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Stworzył na uczelni m.in. klub studencki "Skrzat" czy Zimową Giełdę Piosenki.

Po wydarzeniach Marca '68 został zwolniony z pracy i zmuszony do emigracji. Do dziś mieszka w Szwecji.

- W dużym stopniu przyczynił się do tego właśnie TW "Kazimierz" - uważa Zbigniew Bereszyński. Jego zdaniem współpracę z SB prof. Kozera miał formalnie rozwiązać w 1974, gdy został wysokim funkcjonariuszem PZPR.

- Mimo to do 1979 roku jego mieszkanie było punktem kontaktowym SB - twierdzi Bereszyński.

Prof. Bartłomiej Kozera zaprzecza, jakoby świadomie współpracował z SB i był za to opłacany. Twierdzi natomiast, że był przez esbecję "ciągany" na komendę przy Powolnego i zastraszany.

- Grozili mi wyrzuceniem ze studiów, bo miałem ojca w AK, straszyli, że zrobią coś choremu bratu, przeszukiwali dom - mówi prof. Kozera. - Udało mi się od nich uwolnić dopiero w 1968 roku, gdy wstąpiłem do partii, co mi podpowiedzieli znajomi z Warszawy. A czy IPN ma coś, co podpisałem? Może... Mogą to być protokoły przesłuchań, może notatki, które czasem kazano mi pisać na komendzie w Opolu. Nie krzywdziłem w nich jednak nikogo, raczej starałem się osłaniać.
Kogo te notatki mogły dotyczyć - tego prof. Bartłomiej Kozera nie pamięta.

- To było ponad 40 lat temu. Miałem wtedy 19 lat, byłem młodym wystraszonym studentem - dodaje. - Oczywiście, że się za to potępiam. Przez lata to wypierałem. To upiorne, że muszę ten koszmar przeżywać jeszcze raz.

Prof. Krystyna Czaja, rektor UO, informacje te przyjęła z żalem.

- Pani rektor nie chce ich jeszcze komentować, bo to, co wie, wie z mediów i nie zna wiarygodności tych doniesień - usłyszeliśmy od rzecznika UO Marcina Migi. - Łatwo jest przecież dziś człowieka obrazić bezpodstawnie, trudno potem zmyć takie piętno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska