Profesor Religa, mój drugi tato

fot. Krzysztof Świderski
- Panie profesorze, nigdy nie zapomnimy, co zrobił pan dla naszej rodziny - mówią Śnieżkowie: (od lewej) mama Józefa, syn Radosław, żona Jolanta i córka Weronika, w środku Andrzej Śnieżek.
- Panie profesorze, nigdy nie zapomnimy, co zrobił pan dla naszej rodziny - mówią Śnieżkowie: (od lewej) mama Józefa, syn Radosław, żona Jolanta i córka Weronika, w środku Andrzej Śnieżek. fot. Krzysztof Świderski
Andrzej Śnieżek z Góry k. Graczy jest najdłużej żyjącym na Opolszczyźnie pacjentem z przeszczepionym sercem. Operowano go 15 lat temu w klinice w Zabrzu, którą kierował Zbigniew Religa.

Wśród pacjentów, którym wszczepiono serce w zabrzańskiej klinice za czasów Zbigniewa Religi, panowała niepisana umowa, że każdy z nich traktował profesora jak drugiego tatę. Tak go też nazywano. Ludzie, którzy zawdzięczają prof. Relidze życie, szczególnie boleśnie przeżywają wiadomość o jego śmierci.

Andrzejowi Śnieżkowi serce wszczepił uczeń Zbigniewa Religi - docent Marian Zembala.

- Ale ogólny nadzór nad wszystkimi pacjentami po transplantacjach sprawował osobiście profesor, jego życzliwą obecność czuliśmy na każdym kroku - wspomina dziś 46-letni Andrzej Śnieżek. - Zbigniewa Religę poznałem, gdy wraz z innymi chorymi leżałem w klinice jeszcze miesiąc po operacji. - Przychodził do nas 2-3 razy w tygodniu na obchód. Podchodził do każdego pacjenta, z każdym serdecznie się przywitał, zapytał, jak się czujemy. Był bardzo ciepłym, oddanym pacjentom człowiekiem. Przy naszych łóżkach zawsze w dobrym nastroju. Czasem widziałem, jak wychodził po pracy ze swojego gabinetu dopiero w nocy...

- Bo dzięki jego wcześniejszym dokonaniom, przetarciu ścieżki w transplantologii my dostaliśmy drugie życie - podkreśla Andrzej Śnieżek. - Nigdy mu tego nie zapomnę.
Pan Andrzej spotkał potem Zbigniewa Religę jeszcze dwukrotnie.

- Jakieś cztery miesiące po operacji podłapałem infekcję i ponownie znalazłem się w zabrzańskiej klinice. Na tej samej sali, też po przeszczepie serca, leżał kardiochirurg. Przyszedł na wizytę profesor i zarówno jemu, jak i nam poświęcił tyle samo czasu i życzliwości. Każdy pacjent był dla niego jednakowo ważny. Nikogo nie wyróżniał.

Trzeci raz Andrzej Śnieżek spotkał profesora na spotkaniu członków Stowarzyszenia Osób po Transplantacji Serca w 1997 r. Profesor bywał tam co roku.

- Widziałem potem w telewizji, jak się zmaga ze straszną chorobą, jak cierpi, bardzo mu kibicowaliśmy - mówi Śnieżek.
- Jego śmierć strasznie nas przygnębiła - dodaje Jolanta Śnieżek. - Przeszczep przywrócił mi męża, a dzieciom ojca. Lekarzom z Zabrza będziemy wdzięczni do końca życia.
Andrzej Śnieżek miał 31 lat, gdy jego serce stało się niewydolne. Rosło i nie mieściło się w klatce piersiowej. Przeszczep był jedynym ratunkiem.

- Liczyłem, że pożyję po nim najwyżej pięć lat, a tu taka niespodzianka - podkreśla Śnieżek. - Muszę codziennie brać leki przeciwodrzutowe, ale coś za coś.

Pana Andrzeja mocno wspiera cała rodzina. Dzięki nim pan Andrzej żyje normalnie. Bawi się na sylwestra, rąbie drewno, obsługuje ciągnik. Ale niektórym sąsiadom to się nie spodobało. Donieśli do kliniki.

- W trakcie kontrolnej wizyty w Zabrzu lekarz mi powiedział: to dobrze, czyli że wszystko jest w porządku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska