Prowincja jedzie do pracy w Opolu

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
depositphotos.com/paulprescott
Firmy ze stolicy regionu coraz częściej szukają pracowników w powiatach, gdzie bezrobocie duże, a płace marne. I znajdują wielu chętnych, mało wymagających.

Żeby dojechać do pracy w stolicy województwa, codziennie muszą pokonać 50-70 km. Między sobą ustalają, kto dziś jedzie swoim autem, zrzucają się na benzynę. Większe miasto daje im możliwość wyższych zarobków. Opolskie firmy też widzą w tym interes i coraz chętniej rozglądają się po prowincji w poszukiwaniu lojalnych, oddanych pracowników.

Dyrektor opolskiego zakładu Aluprof, producenta okien, sam niedawno poprosił o pomoc w rekrutacji kandydatów do pracy nyski pośredniak. Jak mówi - miał w pamięci dobrą opinię o tym urzędzie z publikacji prasowych.

- Zaskoczyli nas swoim profesjonalizmem i operatywnością - mówi Artur Kruszewski, dyrektor Aluprofu. - Decyzja o szukaniu pracowników z okolic Nysy wynikała również z faktu największego poziomu bezrobocia w tym rejonie. Kiedyś działały na tym terenie zakłady pracy z podobnych jak nasza branż i liczyliśmy, że znajdą się ludzie o pewnych wymaganych przez nas umiejętnościach manualnych do działu montażowego.

Nyski urząd pracy po wstępnej selekcji przedstawił około 40 kandydatów. Po rozmowach umowę o pracę podpisano z 5 osobami. Firma dowozi ich codziennie na swój koszt busem do Opola.

- Planujemy uzupełnienie tego składu jeszcze o trzech chętnych - zapowiada dyrektor Kruszewski. - Generalnie zauważamy dziś problem z pozyskaniem rzetelnych i lojalnych pracowników. Dużym kłopotem jest też rotacja młodych kandydatów do pracy. Często przychodzą, przyjmują warunki, po czym odchodzą jeszcze w trakcie 3-miesięcznego okresu próbnego.

Pracowników w Nysie już po raz drugi szuka również opolski sklep sieci Alma. - Ta firma też jest skłonna finansować dojazdy do Opola - mówi Marek Rymarz z PUP w Nysie.
Dwa razy dziennie z Prudnika do opolskich szpitali dojeżdża 30 pielęgniarek. Same znalazły przewoźnika i płacą mu za przejazd.

- 10 lat temu były już prezes prudnickiego szpitala nie przedłużył mi umowy. Wolał zatrudnić młode pielęgniarki, bez stażu, bo im mógł zapłacić mniej - opowiada pani Alicja. - Po opłaceniu dojazdu i tak zarabiam w Opolu więcej niż koleżanki w Prudniku. Lepsza jest też opieka socjalna dla pracowników. Niestety, codziennie tracę prawie cztery godziny na przejazdy i to jest uciążliwe. Trudniej jest mi tylko zostać w pracy po godzinach.

- Pracowałam w prudnickim szpitalu 25 lat. Musiałam się zwolnić - opowiada kolejna pielęgniarka, czekając na busa. - Jasne, że szkoda mi tych godzin zmarnowanych na dojazdy, ale przynajmniej jadę do pracy spokojnie, bez stresu i pracuję w dobrych warunkach.

Jak wylicza, z 25-letnim stażem w szpitalu powiatowym zarabiała na rękę 1560 zł. Teraz dostaje ponad 2 tys. netto. To się opłaca, nawet po odliczeniu przejazdu.
Kobiety zgodnie twierdzą, że jeśli chce się pracować, to w Opolu można dziś znaleźć zatrudnienie w ich fachu.

- Głód pracy jest u nas bardzo duży. Trudno się dziwić, że ludzie szukają, gdzie mogą. Taka migracja zarobkowa w obrębie województwa narasta - przyznaje Marek Rymarz z PUP w Nysie.

- Bezrobotny wezwany do urzędu w Opolu może odmówić, gdy oferta nie spełnia jego oczekiwań płacowych - mówi Milena Piechnik, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy. - Bezrobotni z Nysy są skłonni pracować za mniejsze pensje, niż oczekują mieszkańcy Opola.

Nyski pośredniak wysyłał już robotników do strefy ekonomicznej w Skarbimierzu, ekspedientki do Karolinki w Opolu, a teraz szykuje rekrutację dla firmy meblarskiej w Kłodzku. Mieszkańcy Prudnika "za chlebem" dojeżdżają nawet do Raciborza i Rybnika. Stolica województwa, oferująca nieco wyższe zarobki, ciągnie do siebie siłę roboczą z prowincji.

- Zjawiska migracji zarobkowej między miastami nikt nie analizuje w sprawozdaniach - przyznaje Milena Piechnik z WUP w Opolu.

Jej szef Jacek Suski też codziennie dojeżdża do Opola z Nysy. - Generalnie obserwujemy, że to większe firmy ściągają pracowników, a odległość 50 kilometrów wcale nie jest duża, jeśli robota czeka. To nie jest złe zjawisko. Jeżeli są chętni i spełniają oczekiwania pracodawcy, urząd może nawet dofinansować koszty przejazdu dla pracownika - deklaruje dyr. Piechnik.

W końcu stycznia br. w powiatach z tzw. półksiężyca biedy, na południu i zachodzie Opolszczyzny, na tysiąc mieszkańców w wieku produkcyjnym było trzy razy więcej bezrobotnych niż w 120-tysięcznym Opolu. W powiecie nyskim stopa bezrobocia wyniosła 23,1, w prudnickim 21,3. W brzeskim aż 23,4 procent. A w Opolu tylko 7,3 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska