Nie wiem, co mam robić - załamuje ręce Józefa Kupczyk, mieszkanka bloku. - Wydaję fortunę na środki przeciwko karaluchom, a one wracają.
Karaluchy dostają się do budynku przez otwory, przez które biegną rury kanalizacyjne i wentylacyjne. Uciążliwe prusaki, które jak podkreślają mieszkańcy, roznoszą zarazki, to także zmora mieszkania Mirosława Steciuka.
- Od ponad roku mam "najazd pruski" - denerwuje się Steciuk. - Najgorzej jest w nocy. Wtedy wychodzą, a uciekają, jak zapali się światło.
Budynek przy ul. Odrzańskiej 4 należy do urzędu miasta. Ratusz zlecał już w tym roku dwukrotną dezynsekcję. Tyle że nic to nie dało.
- Bo część lokatorów nie wpuściła ekipy do mieszkań - opowiada Kupczyk. - Dziwne, bo przecież nie są właścicielami i nie powinni robić problemów. Przez ich nieodpowiedzialność non stop musimy użerać się z karaluchami.
Zdaniem części mieszkańców dezynsekcja powinna być przymusowa i częstsza.
- Nawet co dwa tygodnie - przekonuje Steciuk.
Obie panie pisały już do wiceprezydenta Opola Janusza Kwiatkowskiego, ale na razie odpowiedzi się nie doczekały. Aby im pomóc, zadzwoniliśmy do wydziału lokalowego urzędu miasta, który nadzoruje m.in. blok przy ulicy Odrzańskiej.
- To nie jest nowy budynek, a w takim problemy z karaluchami często występują - przyznaje Zofia Lachowicz, naczelnik wydziału lokalowego. - Ponownie się nimi zajmiemy. Dopilnuję także, aby tym razem dezynsekcja była bardziej skuteczna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?