Przemoc domowa 'na weekend'

Redakcja
Na Opolszczyźnie wiele kobiet to ofiary tzw. przemocy weekendowej - mąż pracuje w Niemczech czy Holandii, a kiedy raz na jakiś czas przyjeżdża do domu, wymierza żonie karę za nieposłuszeństwo.
Na Opolszczyźnie wiele kobiet to ofiary tzw. przemocy weekendowej - mąż pracuje w Niemczech czy Holandii, a kiedy raz na jakiś czas przyjeżdża do domu, wymierza żonie karę za nieposłuszeństwo. Paweł Stauffer
W naszym regionie wyjątkowo wielu ojców i mężów pracuje za granicą. Przyjeżdżają do domu co tydzień - dwa. Wtedy w ramach wypoczynku rozliczają żony z obowiązków i karzą.

W 2007 r. do opolskiego Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie zgłosiło się z prośbą o pomoc 255 kobiet. Trzy lata później trafiło ich tam aż 545.

- Nie znaczy to jednak, że problem lawinowo narasta - mówi Barbara Leszczyńska, szefowa ośrodka - To rośnie liczba kobiet, bo one głównie do nas trafiają, które decydują się na to, by walczyć o prawo do spokoju i godnego życia dla siebie i dzieci, uwolnić się od męża, który często zasługuje na miano oprawcy.

Nie jest to łatwe, bo trzeba pokonać, panujący szczególnie na wsiach, stereotyp, który nakazuje: nie mów nikomu, co się dzieje w domu.

Jest także do pokonania kilka innych, zwyczajowo utrwalonych “prawd", jak choćby ta o roli kobiety, od której przede wszystkim zależy jakość rodzinnego życia. Proszeni o pomoc członkowie rodziny lub wzywani na interwencję stróże prawa mawiają: - To są sprawy rodzinne, które powinny tam zostać rozwiązane. Jedna kołdra was pogodzi.

- Najczęstszym impulsem do tego, że kobiety decydują się na ucieczkę z domu i ujawnienie prawdy przed swoim środowiskiem, jest przysłowiowa kropla, która przepełnia czarę: dotkliwe pobicie i uświadomienie sobie, że agresor może zabić, a dzieci stracą matkę - uważa Barbara Leszczyńska.
Stosunkowo najdłużej zwlekają z tym kobiety, które są ofiarami tzw. weekendowej przemocy. To określenie wymyśliła Barbara Leszczyńska, by nazwać zjawisko charakterystyczne szczególnie dla Opolszczyzny, ponieważ bardzo wielu Opolan pracuje w Niemczech i przyjeżdża do domu raz na tydzień lub dwa.

Tak, jak mąż Sylwii, mieszkanki jednej z podopolskich wiosek. On zarabiał w markach, a potem w euro. Ona opiekowała się dziećmi i domem. Kiedy mąż przyjeżdżał z pracy, rozliczał, co żona zrobiła podczas jego nieobecności, a wymagania miał takie, że niełatwo było im sprostać, mimo szczególnych starań.

Zawsze znalazł wyimaginowaną “usterkę" i wymierzał karę. Kobieta oddychała z ulgą, gdy wyjeżdżał. Początkowo nawet przepraszał, czasem przywoził prezenty, ale w kolejny weekend sytuacja się powtarzała. Któregoś razu ojciec kobiety ujął się za córką. Zięć pobił także jego.

Często powodem awantur były pieniądze. Mężczyzna rozliczał wydatki żony do ostatniego grosza, a za - jego zdaniem - nieuzasadnione, bił. Kobieta postanowiła, że musi sama zacząć zarabiać, żeby mieć własne pieniądze. Piekła doskonałe ciasta, więc przyjmowała zamówienia od sąsiadów. Wszystko w tajemnicy przed mężem. Kiedy sprawa się wydała, mąż znów zareagował agresją.

- Masz się zajmować domem, a nie zarabiać!!! - wrzeszczał. Kobieta jednak nie zrezygnowała. Rozpoczęła pracę w cukierni. Poczuła, że poradzi sobie bez niego. Po kolejnym pobiciu uciekła razem z dziećmi do Ośrodka dla Ofiar Przemocy i przy wsparciu specjalistów rozpoczęła terapię, walkę o alimenty i rozwód.

- To wszystko stało się po 10 latach znoszenia upokorzeń i bicia - mówi Barbara Leszczyńska - Kobieta trafiła do nas w gorsecie gipsowym, z licznymi siniakami. Bała się strasznie, że mąż ją w ataku agresji zabije. Ten lęk i możliwość skorzystania z czasowej opieki ośrodka pozwoliły i jej i innym ofiarom domowej przemocy ułożyć sobie życie na nowo.

Najistotniejsze jest to, że każda bita kobieta może tu trafić dosłownie tylko w tym, co ma na sobie. Dostaje dach nad głową, ubranie, jedzenie i pomoc prawną, dzięki której może wywalczyć alimenty i połowę dorobku. Nie musi się bać o dzieci, bo te są razem z nią.

Przykład Sylwii jest jednym z wielu i świadczy o zmianach w obyczajowości także na opolskich wsiach.
- Coraz częściej kobiety nie decydują się na to, by być ekonomicznie zależne od męża pracującego za granicą - mówi Barbara Leszczyńska - Dorabiają jako krawcowe, fryzjerki, odpłatnie pieką ciasta na uroczystości, opiekują się dzieckiem lub starszym rodzicem pracujących sąsiadek.

Własne pieniądze, nawet jeśli nie są duże, dodają pewności siebie, sprawiają, że kobieta stawia wymagania mężowi, a nie tylko je spełnia. Zmienia się też status kobiet na śląskich wsiach. Dziewczyny nie aspirują wyłącznie do roli żony przy mężu, ale chcą się kształcić, zdobyć zawód i pracę. To sprawia, że w przyszłości w tych rodzinach na pewno będzie mniej przemocy.

Osoby, które zajmują się tą problematyką uważają jednak, że nadal nieujawniony obszar przemocy wobec kobiet i dzieci jest ogromny. Sprawcy przemocy bardzo dbają o swój wizerunek - dobrego, uczynnego sąsiada, który pomoże w potrzebie. A jeśli nawet “wyjdzie szydło z worka", środowisko często o wszystko obwinia kobietę. Musi upłynąć wiele czasu, żebyśmy przestali być obojetni na to, co dzieje się za ścianą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska