Przemoc w rodzinie. Usłysz płacz za ścianą

sxc.hu
Mimo kampanii uświadamiającej, uważamy, że to, co dzieje się za ścianą, nas nie dotyczy.
Mimo kampanii uświadamiającej, uważamy, że to, co dzieje się za ścianą, nas nie dotyczy. sxc.hu
Strach i wstyd paraliżują ofiary, są powodem wieloletniego znoszenia bicia i upokorzeń. A biją alkoholicy i szanowani obywatele. Żaden oprawca nie powinien pozostać bezkarny.

Niewiele ponad rok upłynął od wejścia w życie ustaw, które stały się orężem w walce z przemocą w rodzinie.

Dziś już wiadomo, że założenie "niebieskich kart" tym, którzy biją, dręczą psychicznie dzieci i życiowych partnerów, uruchamia mechanizm skutecznej pomocy ofiarom. Niestety, nie wszystkie instytucje, które mają do tego prawo, z niego korzystają.

- Nadal, mimo szeroko zakrojonej kampanii uświadamiającej społeczeństwu, że od nas wszystkich zależy życie maltretowanych, nie reagujemy na płacz, krzyk i odgłosy domowych walk, które słyszymy zza ściany - mówi Barbara Leszczyńska, szefowa opolskiego Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie (SOW).

- Nadal też nie stosujemy ostracyzmu wobec osób na stanowiskach, wykształconych i zamożnych, które dopuszczają się przemocy. Gdy w telewizji podadzą, że matka czy ojciec zamordowali dziecko, przez chwilę każdy myśli, że trzeba było interweniować, coś zrobić, żeby zapobiec nieszczęściu. A potem wszystko przysycha i znowu ludzie udają, że nie słyszą niepokojących odgłosów zza ścian.

Istnienie SOW, wyposażonego w możliwości konkretnej pomocy, daje maltretowanym kobietom szanse natychmiastowej zmiany dramatycznej sytuacji. SOW dysponuje hotelowymi miejscami, do których można uciec przed oprawcą i schronić się z dziećmi zanim zostaną uregulowane wszystkie sprawy związane z rozwodem i mieszkaniem.

Założenie Niebieskiej Karty jest również impulsem do działania dla zespołów różnego typu specjalistów, którzy mogą szybko i skutecznie pomóc. Tak jest w każdej gminie.

Najtrudniej było zwrócić się o pomoc kobiecie, która nie wygląda na ofiarę. Pracuje, wychowuje syna i schludnie wygląda. Ma niepełnosprawnego męża, na wózku inwalidzkim. Przez siedem lat kobieta i dziecko znosili bicie i awantury. Sąsiedzi słyszeli dobywające się z mieszkania odgłosy kłótni, ale ich współczucie skierowane było na mężczyznę. Jego nerwowość tłumaczyli złym stanem zdrowia. Kobieta także miała problemy zdrowotne: raka piersi, dwie operacje.

Tego jednak nie było widać. Wreszcie postanowiła uwolnić się od męża - tyrana, co było o tyle łatwiejsze, że mieli dwa mieszkania. Po założeniu Niebieskiej Karty rodzinę odwiedzał dzielnicowy i pracownik socjalny. Stwierdzili, że to mężczyzna dopuszcza się przemocy wobec bliskich. Zagrozili eksmisją. Kobietę i chłopca skierowano na terapię, po czym podjęła ona decyzję o rozstaniu.

Do założenia Niebieskiej Karty upoważnione są te instytucje, które najszybciej mogą się zetknąć z ofiarami przemocy: policja, służba zdrowia, pedagog szkolny i opieka społeczna.
- Ślady bicia sińce czy blizny, może zdiagnozować lekarz lub pielęgniarka - mówi Barbara Leszczyńska, ale przez rok nie założyli oni ani jednej karty. Najwięcej - 70 - założyła policja, pracownicy socjalni - 51, a po kilka pedagodzy szkolni i inne instytucje.

Zgodnie z przepisami, od razu po założeniu karta trafia do Barbary Leszczyńskiej, przewodniczącej zespołu interdyscyplinarnego, która w ciągu 3 dni powołuje tzw. grupę roboczą, złożoną z różnych specjalistów, mogących w konkretnym przypadku skutecznie pomóc. Są to m.in.: pracownik ośrodka pomocy rodzinie, policjant, specjalista od uzależnień i terapeuta, Opracowują oni plan pomocy, który polega na różnych działaniach, zależnych od sytuacji w danej rodzinie.

W jednym z przypadków sygnał o przemocy w rodzinie dotyczył matki i córki - nastolatki. Matka nie potrafiła znaleźć z dziewczyną wspólnego języka. Biła ją i karała na różne sposoby. Ojciec nie próbował zmienić metod wychowawczych żony. Pomogła interwencja sąsiadów. Matka i córka przeszły kilkumiesięczną terapię, okazała się skuteczna.

- Dawniej propozycja terapii psychologicznej nie była chętnie przyjmowana - mówi Barbara Leszczyńska. - Przypuszczam, że pod wpływem amerykańskich filmów ludzie są bardziej świadomi tego, że indywidualne rozmowy z psychologiem lub spotkania z grupą wsparcia, mogą w ich życiu wiele zmienić i wiele nauczyć. Niestety, nie zawsze to wystarcza.

Barbara Leszczyńska właśnie otrzymała, jako jedna z nielicznych w kraju, Certyfikat Superwizora, przyznawany przez Instytut Psychologii Zdrowia. Uważa, że narzędzia prawne do walki z przemocą są wystarczające, ale ważne jest zapobieganie patologicznym sytuacjom.

- Ludziom, którzy mają za sobą trudne dzieciństwo, brakuje wzorców. Bardzo by się im przydał asystent rodziny, a jest ich o wiele za mało. Natomiast w samej walce z przemocą za dużo jest biurokracji. Sprawozdaniami, planami na piśmie i relacjami ze spotkań, obciążeni ponad miarę są pracownicy socjalni, bo oni mają najwięcej kontaktów z trudnymi rodzinami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska