Niewiele ponad rok upłynął od wejścia w życie ustaw, które stały się orężem w walce z przemocą w rodzinie.
Dziś już wiadomo, że założenie "niebieskich kart" tym, którzy biją, dręczą psychicznie dzieci i życiowych partnerów, uruchamia mechanizm skutecznej pomocy ofiarom. Niestety, nie wszystkie instytucje, które mają do tego prawo, z niego korzystają.
- Nadal, mimo szeroko zakrojonej kampanii uświadamiającej społeczeństwu, że od nas wszystkich zależy życie maltretowanych, nie reagujemy na płacz, krzyk i odgłosy domowych walk, które słyszymy zza ściany - mówi Barbara Leszczyńska, szefowa opolskiego Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie (SOW).
- Nadal też nie stosujemy ostracyzmu wobec osób na stanowiskach, wykształconych i zamożnych, które dopuszczają się przemocy. Gdy w telewizji podadzą, że matka czy ojciec zamordowali dziecko, przez chwilę każdy myśli, że trzeba było interweniować, coś zrobić, żeby zapobiec nieszczęściu. A potem wszystko przysycha i znowu ludzie udają, że nie słyszą niepokojących odgłosów zza ścian.
Istnienie SOW, wyposażonego w możliwości konkretnej pomocy, daje maltretowanym kobietom szanse natychmiastowej zmiany dramatycznej sytuacji. SOW dysponuje hotelowymi miejscami, do których można uciec przed oprawcą i schronić się z dziećmi zanim zostaną uregulowane wszystkie sprawy związane z rozwodem i mieszkaniem.
Założenie Niebieskiej Karty jest również impulsem do działania dla zespołów różnego typu specjalistów, którzy mogą szybko i skutecznie pomóc. Tak jest w każdej gminie.
Najtrudniej było zwrócić się o pomoc kobiecie, która nie wygląda na ofiarę. Pracuje, wychowuje syna i schludnie wygląda. Ma niepełnosprawnego męża, na wózku inwalidzkim. Przez siedem lat kobieta i dziecko znosili bicie i awantury. Sąsiedzi słyszeli dobywające się z mieszkania odgłosy kłótni, ale ich współczucie skierowane było na mężczyznę. Jego nerwowość tłumaczyli złym stanem zdrowia. Kobieta także miała problemy zdrowotne: raka piersi, dwie operacje.
Tego jednak nie było widać. Wreszcie postanowiła uwolnić się od męża - tyrana, co było o tyle łatwiejsze, że mieli dwa mieszkania. Po założeniu Niebieskiej Karty rodzinę odwiedzał dzielnicowy i pracownik socjalny. Stwierdzili, że to mężczyzna dopuszcza się przemocy wobec bliskich. Zagrozili eksmisją. Kobietę i chłopca skierowano na terapię, po czym podjęła ona decyzję o rozstaniu.
Do założenia Niebieskiej Karty upoważnione są te instytucje, które najszybciej mogą się zetknąć z ofiarami przemocy: policja, służba zdrowia, pedagog szkolny i opieka społeczna.
- Ślady bicia sińce czy blizny, może zdiagnozować lekarz lub pielęgniarka - mówi Barbara Leszczyńska, ale przez rok nie założyli oni ani jednej karty. Najwięcej - 70 - założyła policja, pracownicy socjalni - 51, a po kilka pedagodzy szkolni i inne instytucje.
Zgodnie z przepisami, od razu po założeniu karta trafia do Barbary Leszczyńskiej, przewodniczącej zespołu interdyscyplinarnego, która w ciągu 3 dni powołuje tzw. grupę roboczą, złożoną z różnych specjalistów, mogących w konkretnym przypadku skutecznie pomóc. Są to m.in.: pracownik ośrodka pomocy rodzinie, policjant, specjalista od uzależnień i terapeuta, Opracowują oni plan pomocy, który polega na różnych działaniach, zależnych od sytuacji w danej rodzinie.
W jednym z przypadków sygnał o przemocy w rodzinie dotyczył matki i córki - nastolatki. Matka nie potrafiła znaleźć z dziewczyną wspólnego języka. Biła ją i karała na różne sposoby. Ojciec nie próbował zmienić metod wychowawczych żony. Pomogła interwencja sąsiadów. Matka i córka przeszły kilkumiesięczną terapię, okazała się skuteczna.
- Dawniej propozycja terapii psychologicznej nie była chętnie przyjmowana - mówi Barbara Leszczyńska. - Przypuszczam, że pod wpływem amerykańskich filmów ludzie są bardziej świadomi tego, że indywidualne rozmowy z psychologiem lub spotkania z grupą wsparcia, mogą w ich życiu wiele zmienić i wiele nauczyć. Niestety, nie zawsze to wystarcza.
Barbara Leszczyńska właśnie otrzymała, jako jedna z nielicznych w kraju, Certyfikat Superwizora, przyznawany przez Instytut Psychologii Zdrowia. Uważa, że narzędzia prawne do walki z przemocą są wystarczające, ale ważne jest zapobieganie patologicznym sytuacjom.
- Ludziom, którzy mają za sobą trudne dzieciństwo, brakuje wzorców. Bardzo by się im przydał asystent rodziny, a jest ich o wiele za mało. Natomiast w samej walce z przemocą za dużo jest biurokracji. Sprawozdaniami, planami na piśmie i relacjami ze spotkań, obciążeni ponad miarę są pracownicy socjalni, bo oni mają najwięcej kontaktów z trudnymi rodzinami.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?