Przemytnicy narkotyków - przemytnicy śmierci

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
Handel narkotykami to jeden z najbardziej opłacalnych interesów. Trudnią się nim również Opolanie. Szmuglują prochy nawet z Ameryki Środkowej i Południowej. A to już igranie ze śmiercią.

Radosław H. ma 34 lata. Urodził się i wychował w Głubczycach. Tam skończył szkoły, zdobył zawód technika budowlanego. Przez jakiś czas pracował w jednej z największych tamtejszych firm budowlanych. Uznał jednak, że na Zachodzie zarobi więcej. Wyjechał więc do Holandii. Tam zatrudnił się w magazynie firmy zajmującej się produkcją sprzętu elektronicznego. Ale najwidoczniej i holenderskie zarobki nie były dla niego wystarczająco wysokie.

W argetyńskim pudle
Był 17 listopada 2002 roku. Samolot linii LIoyd Aereo Boliviano, lot nr 931 z Santa Cruze de la Sierra w Boliwii dotknął kołami pasa startowego Międzynarodowego Portu Lotniczego Ezeiza w stolicy Argentyny Buenos Aires. Po chwili Radosław H. wyszedł z maszyny, wszedł do hali przylotów, odebrał z taśmociągu bagaż i skierował się do kontroli celnej. Nie wiadomo, co wzbudziło podejrzenia argentyńskich celników, którzy kazali mu otworzyć walizkę. Wśród garderoby i innych osobistych drobiazgów znaleźli trzy gry planszowe Backgammon. Jeden z celników wyciągnął z pierwszego pudełka cztery paczki z białym proszkiem. To była kokaina. W dwóch pozostałych pudełkach były kolejne cztery paczki z narkotykiem. W sumie w bagażu mieszkańca Głubczyc argentyńscy celnicy znaleźli prawie trzy kilogramy kokainy.

25-letni wówczas Radosław H. stanął przed argentyńskim wymiarem sprawiedliwości pod zarzutem usiłowania przemytu kokainy.

- Usiłowania, bo w osiągnięciu swojego celu przeszkodzili mu celnicy - pisała w uzasadnieniu aktu oskarżenia argentyńska prokuratura.

Śledczy nie mieli też wątpliwości, że tak duża ilość kokainy przeznaczona była na sprzedaż, a oskarżony musiał wiedzieć, że ją wiezie i w jakim celu. Proces toczył się przed Krajowym Sądem Gospodarczym w Buenos Aires. Radosław H. nigdy nie powiedział, skąd wziął narkotyki i gdzie miały one trafić. Jak podejrzewają śledczy, bał się zleceniodawców. Po krótkim procesie został skazany na 4,5 roku pozbawienia wolności. W argentyńskim więzieniu odsiedział trzy lata. Na warunkowe przedterminowe zwolnienie wyszedł 16 listopada 2005 roku.

To igranie ze śmiercią
Przemytem narkotyków w krajach Ameryki Południowej zajmują się samobójcy - twierdzą policjanci trudniący się walką z przestępczością narkotykową oraz przedstawiciele organizacji walczących o prawa człowieka. W tamtejszych zakładach karnych panują jedne z najgorszych na świecie warunków. Problemem tym zajmuje się m.in. Anna Satława z Katedry Prawa Międzynarodowego Publicznego na Uniwersytecie Jagiellońskim.
- Przeludnienie, wszechobecna korupcja, brak poszanowania dla godności ludzkiej i fundamentalnych praw człowieka to tylko czubek góry lodowej - pisze Anna Satława na stronie internetowej www.prawaczłowieka.edu.pl. - Na przykład w więzieniach w Chile cele są tak przepełnione, że osadzeni mają dostęp do sanitariatu nawet co 10 dni!

Oskarżeni przebywający w aresztach na co dzień załatwiają swe potrzeby do wiader, po kątach.
Sądzeni za przemyt narkotyków mają też ograniczone prawo do obrony, a obrońcy z urzędu z aktami sprawy mogą zapoznać się w dniu procesu. Nawet obrońca z wyboru nie gwarantuje skutecznej walki, gdyż wyrok sądu jest zazwyczaj z góry przesądzony. Tamtejszy wymiar sprawiedliwości z góry zakłada, że czynu dopuścili się świadomie i dobrowolnie, i nikogo nie interesuje fakt, iż mogło być inaczej. Wszelkie tłumaczenia oskarżonych, że nie wiedzieli, co i dlaczego przemycają są uważane za kpinę z sądu i kończą się najczęściej surowszym wymiarem kary niż ten, który dostaliby, przyznając się do winy.
W więzieniach Ameryki Południowej nie ma także miejsca na równość. Gorzej traktuje się wszystkich, którzy są z jakichkolwiek przyczyn w mniejszości - białych, biednych, czarnych, emigrantów. Bardzo często osadzeni za cichą zgodą strażników mają dostęp do narkotyków i broni.

Odpowie też w Polsce
Odsiedzenie wyroku w argentyńskim więzieniu nie jest końcem kłopotów z prawem 34-letniego dziś Radosława H. Głubczycka prokuratura skierowała do Sądu Okręgowego w Opolu akt oskarżenia w sprawie przemytu, za który odpokutował już w Argentynie.

- Takie jest prawo. Polscy obywatele skazani poza Unią Europejską sądzeni są również w naszym kraju - wyjaśnia Lidia Sieradzka z Prokuratury Okręgowej w Opolu. - Oczywiście w poczet ewentualnej kary, wlicza się poprzedni okres spędzony w więzieniu.

Proces miał się rozpocząć w poniedziałek. Sprawa została jednak przekierowana do Sądu Okręgowego w Warszawie.
- Opolski sąd nie jest właściwym do jej rozpatrzenia - uzasadnił postanowienie sędzia Robert Mietelski. - Między innymi dlatego, że oskarżony nie popełnił przestępstwa na Opolszczyźnie.

W ostatnich latach opolska prokuratura prowadziła jeszcze trzy inne śledztwa w sprawie Opolan przyłapanych na przemycie narkotyków w Ameryce Południowej. Śledczy nie chcą zbyt wiele mówić o tych sprawach. Wiadomo jedynie, że mężczyźni mają od 20 do 30 lat. Jeden z nich został zatrzymany na lotnisku w stolicy Peru - Limie - z sześcioma kilogramami kokainy. Narkotyk miał trafić do Chile. Drugi z Sao Paulo w Brazylii przemycał dwa kilogramy kokainy do Portugalii. Trzeci natomiast wpadł w stolicy Wenezueli Caracas również z dwoma kilogramami kokainy.

Przemycają z Holandii
3,5 roku więzienia to wyrok sprzed kilku lat dla 49-letniego dziś Andrzeja U. z Nysy. Mężczyzna odpowiadał za przemyt 52 kg marihuany wartej milion 300 tysięcy złotych. To sprawa dotycząca największego przemytu marihuany ujawnionego w ostatnim czasie przez opolskie Centralne Biuro Śledcze. Według prokuratury narkotyki miał przewieźć z Holandii do Polski Siegmund B., na polecenie Andrzeja U. 60-letni wówczas Siegmund przeniósł się na stałe z Katowic do Niemiec, gdzie żył z zasiłku socjalnego. Mieszkaniec Nysy zaproponował mu więc "pracę" polegającą na szmuglowaniu z Holandii do Polski marihuany.

Za kurs początkowo dostawał 600 euro. Później kurier podniósł swoją stawkę do tysiąca euro. W Holandii Siegmund B. dostawał jednorazowo od Andrzeja U. średnio cztery kilo "trawki". Towar wydzielał charakterystyczny słodki zapach, więc B. spryskiwał auto perfumami. Do samochodu brał swoją przyjaciółkę oraz psa i jechał do Polski. Jak tłumaczył prokuraturze: "dwoje dziadków z pieskiem nie wzbudzało podejrzeń celników". W Polsce, m.in. na stacjach benzynowych w okolicach Wrocławia, przekazywał towar organizatorowi przemytu. Dwanaście kursów, wykonanych między październikiem 2004 a kwietniem 2005 roku, udało się. O trzynastym dowiedziało się CBŚ i zorganizowało zasadzkę na stacji benzynowej Shell w Legnicy. Przemytnicy wpadli w ręce stróżów prawa, gdy Siegmund B. przekazał torbę z narkotykami Andrzejowi U. Przemytnikom zarekwirowano prawie cztery kilogramy narkotyku. Andrzej U. utrzymywał, że jest niewinny. - Myślałem, że w torbie są monitory LCD, które razem z Siegmundem mieliśmy sprzedawać w Polsce - mówił podczas procesu.

Przemyt narkotyków to jeden z najbardziej dochodowych interesów. W Polsce za przemyt znacznej ilości narkotyków grozi od 3 do 15 lat więzienia. Ale to i tak bajka w porównaniu z prawem krajów Ameryki Południowej, czy krajów muzułmańskich i warunkami panującymi w tamtejszych więzieniach.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska