Przepis na sukces ZPC Otmuchów

Edyta Hanszke
Bernard Węgierek, prezes ZPC Otmuchów.
Bernard Węgierek, prezes ZPC Otmuchów.
Rozmowa z Bernardem Węgierkiem, prezesem Zakładów Przemysłu Cukierniczego Otmuchów o otmuchowskim mleczku, nagrodach, privat label i przejęciach.

- Diamenty Forbesa 2011 w kategorii firm średnich to ostatni sukces firmy. Organizatorzy rankingu przekonują, że przedsiębiorstwa które się w nim znalazły świetnie poradzily sobie z kryzysem, bo badano ich kondycje za lata 2007 - 2009.

- Rankingi i nagrody to historia, a liczy się dziś a przede wszystkim to co przyniesie przyszłośc dlatego tak ważne jest konsekwentne realizowanie celów. Zyski ze sprzedaży akcji i dywidendy przeznaczamy na rozwój firmy. Chcemy byc mistrzami świata w tym, co robimy. Notujemy systematyczny wzrost obrotów rzędu 10-15%.

- Po raz pierwszy w ciągu ostatnich trzech lat dwie opolskie firmy dostały się do dziesiątki Dobrych Firm (w rankingu Rzeczpospolitej w 2010), wśród nich ZPC Otmuchów. W jaki sposób osiągnęliście taki sukces?

- To efekt ostatnich 15 lat ciężkiej pracy całej naszej firmy. Kluczem do sukcesu jest konsekwencja oparta na zasadach, a nie na bezsensownym uporze udowadniania czegokolwiek komukolwiek. Jeśli rzeczy robi się konsekwentnie, sukces musi przyjsć prędzej czy później.

- Dlaczego firma, która słynęła z mleczka, zdecydowała się na wprowadzenie innych produktów. Czy to nie osłabiło siły tego, na którym budowaliście markę? - Pod koniec lat 90-tych mocno konkurowaliśmy na rynku mleczka z Zakładami Pracy Chronionej, aż doszliśmy do ściany cenowej. To był sygnał, że na jednym produkcie nie można zbudować stabilnej firmy. Zdecydowaliśmy się jako jedni z pierwszych na produkcję wyrobów śniadaniowych, których na polskim rynku było wówczas niewiele. Ale i konkurencja wpadła na taki sam pomysł i wkrótce doszło do bratobójczej walki cenowej. To nas nauczyło, że trzeba mieć alternatywy. Stąd szeroka paleta produktów, bo do mleczka i wyrobów śniadaniowych dołączyliśmy m.in. słone przekąski, żelki.

- Rozwijacie się. W 2008 r. kupiliście firmę Victoria Sweet w Gorzyczkach (woj. śląskie). Ostatnio przejęliście Jedność ze Wschowej. Jaka jest strategia inwestycyjna firmy? - Każdą nową działalność zaczynamy od uczenia się, ale przy ponoszeniu stosunkowo niewielkich kosztów. Tak było też z produkcją żelek. W zakładzie w Gorzyczkach jest nienowoczesna linia do ich produkcji. Przez ten czas uczyliśmy się, jak produkować ten smakołyk. Teraz sprowadzamy najnowocześniejszą linię technologiczną nie tylko w skali Polski, ale Europy. Kierujemy się dewizą, że nie ma sensu kupować czegoś z myślą o dniu dzisiejszym, ale z myślą o przyszłości.

- Postawiliście na rynek marek prywatnych. Produkujecie dla takich sieci, jak Jeronimo Martins, Aldi, Billa, Netto, Auchan, Carrefour, E.Leclerc, Makro, Intermarshe, Kaufland, Lidl, Lewiatan, Real pod ich nazwami. Żal, że sztandarowa opolska firma nie promuje swojej marki… - Taką taktykę wybraliśmy. Z jednej strony wszyscy doświadczamy ekspansji sieci dyskontowych, które właśnie sprzedają pod własnymi markami. Z drugiej strony mamy ekspansję marek międzynarodowych. Kiedyś z Czech przywoziło się „Studencką”. Dziś mamy słodycze globalne i może poza niewielkimi wyjątkami, ja np. belgijskimi pralinami trudno przywieźć z zagranicy jakiś oryginalny krajowy produkt. Marki międzynarodowe stać na promocję przyciągającą uwagę milionów ludzi. Bo jeśli rozłożą koszt kontraktu np. ze sławnym światowym piłkarzem na ilość klientów, która za jego przykładem sięgnie po ich produkt, to jednostkowy koszt okazuje się niewielki. Nas na takie działania nie stać, więc Otmuchów skoncentrował się na procesach produkcyjno-logistycznych. Naszą dewizą jest to, że dobry fachowiec będzie zawsze wysoko ceniony na rynku.

- Więc proszę rozwiać przekonania wielu klientów, że pod markami sieciowymi powstają produkty gorsze jakościowo od tych ze znanymi nazwami… - Przychodzą do nas różni partnerzy i oni wiedzą, czego chcą. Przygotowujemy dla nich konkretną ofertę. Kilka lat temu w dyskontach obowiązywała zasada: „cena czyni cuda”. Dziś bardziej masowy nie znaczy gorszy, ale dopasowany do potrzeb różnych klientów, także możliwości finansowych. Przecież są też na rynku produkty ekskluzywne, które występują pod markami prywatnymi. Taką ofertę ma np. Krakowski Kredens.

Nasuwa się tu porównanie z butami. Czego innego oczekujemy po espadrylach, a czego innego od eleganckich szpilkach. My potrafimy wyprodukować i pierwsze, i drugie, ale na samych szpilkach daleko zajść nie można. Uzyskujemy efekt przez powtarzalność.

- 29 września u.br. firma weszła na giełdę. Jak Pan ocenia ten debiut? Chwalić się nie wypada, narzekać ciężki grzech. Podchodzę do tego z pokorą i bez buńczucznych zapowiedzi. Dziękując inwestorom, dzięki którym uzyskaliśmy 57 mln zł wpływów bezpośrednio do firmy, zrobimy wszystko, aby ich nie zawieść.

 

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska