Ale kto by tam wychwycił różnicę? Koneserzy lubią na przykład popisywać się w restauracjach pytaniami o świeżą rybę, po czym jak dzieci dają się oszukiwać mrożoną.
Mamy zatem łososia. Filetujemy go, co jest sztuką nie lada, ale do opanowania, trzeba tylko mieć ostry i cienki nóż.
A potem tniemy filety na drobne kawałki, które następnie miażdżymy widelcem, aż osiągną konsystencję mięsnej pulpy.
Potem już jak w tatarze klasycznym: cebulka, ogóreczek, grzybki, sól, pieprz, maggi. Olej z oliwek lub jakikolwiek inny poza samochodowym.
Uwaga: nie dodajemy tylko żółtka. Żółtko się z łososiem gryzie.
Gdy kto oszczędny albo dużo zapłacił za łososia (a w Norwegii na pewno zapłacił dużo), może jeszcze nożem zeskrobać mięso przylegające do kręgosłupa i ościstych żeber (najsmaczniejsze).
Danie jest bogate w białko, a ubogie w tłuszcz, dobre więc dla tych, którzy dbają o linię.
Miseczka tatara wikinga daje niezłą porcję energii, a nie zamula jak np. pieczeń wieprzowa.
W Opolu trafiłem na takiego tatara w Rybeksie na Krakowskiej.
Cena przyzwoita, a smak - jakby prosto z fiordów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?