Przeżyła piekło zesłania na Sybir. Losy rodziny opisała w trzech książkach

Hubert Lewkowicz
Hubert Lewkowicz
Maria Drostek podczas spotkania autorskiego w Dworze "Boratyn"
Maria Drostek podczas spotkania autorskiego w Dworze "Boratyn" Hubert Lewkowicz
Przeżyła cudem, gdy - po śmierci mamy w Kazachstanie - ruszyła przed siebie. Jarosławianka o piekle zesłania pisze w trzech książkach.

Wojenne losy rodziny Marii Anny Czeżowskiej-Drostek jest niesamowita. Opisała ją w trzech książkach. Teraz ukazała się ta trzecia, zatytułowana „Żołnierskie losy moich braci”. A te losy, podobnie jak losy całej rodziny, rzeczywiście są materiałem na niejedną książkę, a nawet na film.

Mama pani Marii pochodziła z Wiednia, była pianistką. Przed wojną rodzina wiodła szczęśliwe życie w Gródku Jagiellońskim, dzieciom nie brakowało ptasiego mleka. W kwietniu 1940 roku do drzwi domu zapukało NKWD. Po trzech dniach rodzina wyruszyła już bydlęcym wagonem do Kazachstanu. To, co tam przeżyli to gehenna.

– Ze śmiercią stykałam się na każdym kroku. Wychodziłam rano i widziałam zamarzniętych ludzi. Głód to jest tragedia- opowiada pani Maria. Wtedy była kilkuletnią Marysią. Trudów życia w tamtych warunkach pierwsza nie wytrzymała najmłodsza siostra Gizelka. Ale, jak się okazało, nie tylko ona pozostała na zawsze w stepach Kazachstanu.

Pierwszy brat pani Marii – Jan trafił potem, podobnie jak wypuszczony z więzienia ojciec – do armii generała Andersa. Przeszedł wszystkie próby i trafił najpierw do 1 Dywizji Strzelców. Jego zadaniem był transport jeńców do Rio de Janeiro. Przepłynął pół świata, by przez Kanadę dostać się do Szkocji, a stąd ruszył pod Berlin. Walczył we Francji, Belgii i Holandii. W Niemczech oswobadzał kobiety z obozu. Po wojnie zamieszkał w Londynie.

Kiedy przyszła druga amnestia, drugi brat pani Marii, Romek bardzo chciał iść do polskiego wojska. Matka wiedziała, że gdy zabraknie drugiego syna, ich sytuacja będzie bardzo trudna. Ale Romek chciał iść się bić za Polskę. I poszedł. Poprzez Lenino, Kołobrzeg, Wał Pomorski, dotarł do Berlina. Po wojnie zamieszkał w Lublinie i pracował na UMCS.

W 1944 roku umarła mama pani Marii. Przed śmiercią poszła do Kazachów, by przynieść córkom cokolwiek do jedzenia. To cokolwiek to sól i okruszki. Kiedy wracała, nie mogła już iść. – Przyszła i powiedziała: „Dzieci, na mnie już czas” – wspomina autorka trzech książek o tych nieludzkich czasach. Jej mama umarła w Wielki Piątek, w wieku 40 lat. Zostały tylko dwie dziewczynki – Ula, która zachorowała na tyfus i ona – mała Marysia.

Tydzień po śmierci mamy, dziewczynka dostała od przyjaznych ludzi jeden bucik i szmaty na drugą nóżkę. – Idź w stronę słońca – powiedzieli. – Wierzę, że matka czuwała nade mną. Była noc, zobaczyłam jakiś dom i położyłam się na progu. Rano wyszła Kazaszka, dała mi wody z mlekiem i kromkę chleba i zaprowadziła do ochronki – wspomina Maria Drostek. Tam odnalazła ją siostra, która - wbrew rokowaniom - przeżyła tyfus. Obie dziewczynki odnalazła potem babcia. Wszystkie opuściły po wojnie sowieckie terytorium i osiedliły się w Jarosławiu, z którym pani Maria związała całe swoje życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Przeżyła piekło zesłania na Sybir. Losy rodziny opisała w trzech książkach - Nowiny

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska