Przychodnia na kółkach

Redakcja
Sprawdzają się najgorsze obawy lekarzy pogotowia. Ludzie wzywają ich z najbłahszych powodów.

W opinii pracowników pogotowia nie jest to tylko efekt mniejszego dostępu do lekarza w święta, lecz raczej decyzji ministra zdrowia, dzięki której pacjent nie musi się obawiać konsekwencji tzw. nieuzasadnionego wezwania.
- Do tej pory jeszcze się tak nie zdarzyło, że nasza karetka była u pacjenta z powodu błahego schorzenia, a nie zdążyła z tego powodu do poważnego przypadku. Obawiam się jednak, że jest to kwestia dni - powiedział dr Kazimierz Błoński, kierownik stacji pogotowia w Nysie.

W drugi dzień świąt karetki z nyskiego pogotowia wyjeżdżały do chorych 35 razy. Połowa tych przypadków, zdaniem dr. Błońskiego, w ogóle nie wymagała przyjazdu ekipy ratowniczej:
- Infekcje oraz różne pobolewania korzonkowo-brzuszne. Ich leczeniem powinien się zajmować lekarz rodzinny.
W czasie świąt dużo osób, które dzwoniły po pomoc do opolskiego pogotowia, powoływało się już na wstępie na decyzję ministra zdrowia, że karetka ma teraz jeździć do wszystkiego.
- Mieliśmy bardzo dużo wezwań do temperatur, typowych infekcji wirusowych - stwierdził dr Krzysztof Chyrek, p.o. zastępca dyrektora ds. medycznych Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Opolu, który m.in. dyżurował w drugi dzień świąt. - Tylko jedna pacjentka miała powyżej 39 stopni C, natomiast u pozostałych osób temperatura nie przekraczała 38 stopni. Niektórzy skarżyli się na łamanie w kościach, ale czy w tym celu trzeba aż wzywać pogotowie?
Dwie karetki z brzeskiego pogotowia wyjeżdżały w drugi dzień świąt aż 38 razy.
- Takiego dyżuru nie pamiętam, a pracuję tu już długo. Pogotowie zaczyna znowu przypominać przychodnię na kółkach - uważa dr Andrzej Nimsz.
Na przykład dwa wezwania były do biegunek, jedno do bólu kręgosłupa (młody pacjent miał już w domu leki na tę dolegliwość przepisane przez swojego lekarza), poza tym były też wezwania do gorączek i przeziębień. W pięciu przypadkach chodziło o bóle nowotworowe, ale tych wezwań nikt z personelu nie kwestionował.

- Uważam, że decyzja ministra zdrowia przyniosła dużo zła, ludzie czują się teraz pewniej przy wzywaniu karetki. Wiedzą, że już nie zapłacą kary i korzystają z tego bez ograniczeń. Szkoda, że minister nie pomyślał o przydzieleniu nam dodatkowych karetek i etatów, aby można było sprostać wszystkim wezwaniom. Widać, to już jest nasze zmartwienie - dodaje dr Andrzej Nimsz.
Pogotowie w Kędzierzynie-Koźlu odnotowało w dwa dni świąteczne po ok. 20 wezwań. Oprócz duszności, komplikacji związanych z nadciśnieniem - lekarze jeździli do bólów brzucha i gorączek.
- Przed decyzją ministra też jeździliśmy do wszystkiego, więc teraz tym bardziej nie możemy odmówić - poinformowała dyspozytorka Małgorzata Sajdok.
Pogotowie nie ma leczyć, tylko udzielać doraźnej pomocy. Dlatego lekarze z opolskiego pogotowia bronią się przed wypisywaniem recept i robią to tylko sporadycznie.
- Chętnie udzielamy porad przez telefon, jeżeli uznamy, że wyjazd karetki jest zbędny - dodał dr Krzysztof Chyrek.
- Natomiast nie będziemy się bawić ani w leczenie, ani w przepisywanie leków, bo pogotowie do tego nie służy. Zdarzają się nawet takie sytuacje, że pacjenci proszą lekarza pogotowia o przepisanie leku, którego im akurat zabrakło, bo nie zdążyli pójść po receptę do przychodni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska