- Czy studenci przychodzą do pani tylko po to, żeby zostawić kurtkę?
- Czasami chcą papieroska, czasem proszą, żeby im dołożyć dwadzieścia groszy, bo im właśnie zabrakło na ksero. Często chcą się wygadać, zwierzyć - zarówno dziewczyny, jak i chłopcy. Przychodzą do mnie na przykład dwie studentki chemii, o których mówię "dwie w jednym", bo chcą, aby im powiesić kurtki na jednym wieszaku. Jeden chłopak ciągle opowiada mi nowe dowcipy.
- Mówią pani o swoich problemach?
- Dużo opowiadają mi o swoich studiach, zwłaszcza kiedy coś im nie pójdzie na sesji. Staram się ich wtedy pocieszyć.
- Co im pani radzi?
- Uspokajam ich, że na pewno będzie lepiej. Czasem, gdy są przemęczeni, mówię im, żeby na weekend dali sobie spokój. Od poniedziałku znów będą mogli ruszyć z kopyta.
- Wygadują się pani także wykładowcy?
- Zdarza się. Z jedną panią rozmawiamy o pieskach, z inną o wnuczkach.
- Czy da się po jakości kurtek i płaszczy ocenić stan kieszeni młodzieży?
- Jest różnie. Czasem widać, że są bogaci albo biedni. Zdarza się tak, że jeden chodzi w zimie w cieniutkiej kurteczce, a drugi w pięknym płaszczu.
Stefania Baran pracuje w szatni mieszczącej się w budynku głównym Uniwersytetu Opolskiego przy ul. Oleskiej 48 od siedmiu lat. Mieszka w Opolu, jest mężatką i mamą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?