Dom trzydziestoośmioletniego Wojtka Obary i młodszej o osiem lat Beaty to garaż przy nasypie kolejowym wzdłuż działek przy ul. Ogrodowej i Rataja w Opolu. Kilkanaście metrów kwadratowych pod dachem zastępuje im kwaterunkowe i osiedlowe mieszkanie. Nie ma tu prądu ani wody, a kłódka na wrotach jest jedynym zabezpieczeniem. Ogrzewają się gazowym grzejnikiem. Tegoroczna zima będzie drugą w ich życiu spędzoną w garażu.
Wiosną ubiegłego roku Wojtek odkrył to miejsce i zasiedlił jeden z pustych boksów. - Dogadałem się z właścicielem i za jego zgodą się wprowadziłem - mówi Wojtek. - Nie miałem innego wyjścia. Nie stać nas na wynajęcie mieszkania. Brak zameldowania nie pozwala podjąć stałej pracy. Spędziłem w więzieniu (za napad - red.) prawie siedem lat i do dzisiaj czuję, że jestem naznaczony napisem "zakład karny" na plecach.
W 2001 roku, zaraz po opuszczeniu więzienia w Strzelcach Opolskich przyjechał do Opola. Tu czekał na niego nadzór kuratorski i... Beata, którą zna od jedenastu lat. Ostatnie trzy znowu są razem, bo wierzyła w niego. Początkowo wynajmowali mieszkanie, ale gdy Beata straciła pracę, już ich na to nie było stać. Mogli schronić się w przechowalniach dla bezdomnych - "Gawrze" lub "Szansie" - ale dla Wojtka było to kolejne więzienie. - Jakoś nie mogłem zdobyć się na to, by mieszkać na koszt podatników - mówi Wojtek Obara. - Poza tym wszelkie rygory przypominają mi czas odosobnienia.
Wówczas odkryli opuszczone garaże i postanowili w jednym stworzyć sobie dom. Ściany ocieplili, podłogę wyłożyli wykładzinami i dywanami od przyjaciół, których zdążyli poznać. Wstawili meble zbierane spod osiedlowych bloków. Beata zaczęła dorywczo pracować w kuchni jednej z restauracji, Wojtek zatrudnił się "na czarno" w firmie budowlanej. Starcza to na wspólne przeżycie kolejnych miesięcy. - Za zarobione pieniądze kupiłem telewizor na baterie, grzejnik gazowy - mówi Wojtek. Żyjemy razem i to jest najważniejsze.
Lokatorami garażu interesowały się patrole policji i służby różnych jej wydziałów. - Nachodzili nas czasem kilka razy w tygodniu, a jak w okolicy były kradzieże lub włamania, to nawet o piątej rano potrafili nas budzić - wspomina Obara. - Ale już jest spokojniej, bo chyba zrozumieli, że nie jestem zagrożeniem, że nie kradnę, że chcę sobie ułożyć życie. A to, że nie jest łatwo, to mi nie przeszkadza. Przetrwam wszystko. Nie będę nikogo prosił o pomoc. Mam swoją godność i potrafię zarobić na życie.
W lecie nie jest najgorzej. Wojtek pomaga ludziom na działkach, gdy nie ma innego zajęcia. Za to odwdzięczają mu się przyjaźnią i płodami z ogródków. Jesienią i zimą jest tu spokój. W garażu wieczorami zapalają się świeczki, płomień grzejnika daje ciepło. Beata pitrasi na gazowym palniku. Czasem zajdzie któryś ze znajomych i wspólnie zjedzą posiłek.
Najbliższe święta i sylwestra spędzą w garażu z przygarniętym psem i kotem. Marzą o stałym adresie zamieszkania z oknami. Może znajdzie się ktoś w Opolu, kto zechce im pomóc?