Przyszłość mniejszości jest w jej własnych rękach

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
"Grüß Gott” rzucone przez przechodząca obok panią, gdy idę do konsulatu, potwierdza, że mogę się tu czuć coraz bardziej u siebie - mówi Sabine Haake.
"Grüß Gott” rzucone przez przechodząca obok panią, gdy idę do konsulatu, potwierdza, że mogę się tu czuć coraz bardziej u siebie - mówi Sabine Haake. Krzysztof Świderski
Asymilacja mniejszości nie jest niebezpieczeństwem, ale wyzwaniem - mówi Sabine Haake, która od połowy sierpnia 2014 roku jest konsulem Niemiec w Opolu.

Od początku trwającego niemal pół roku pobytu w naszym regionie angażuje się pani bardzo w sprawy mniejszości niemieckiej. Praktycznie żadne mniejszościowe wydarzenie - od zakończenia kursów sobotnich po obchody Tragedii Górnośląskiej - nie odbywa się bez pani udziału. Skąd to zaangażowanie?

Nie ma w tym niczego dziwnego. Opole jest takim miejscem, w którym troska o mniejszość niemiecką jest jednym z podstawowych zadań konsula Niemiec. Staram się być obecna wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ważnego dla mniejszości. Z jednej strony jest to okazanie bardzo wyraźnego wsparcia, jakiego chcę w tej sytuacji udzielać temu środowisku w imieniu władz Republiki Federalnej Niemiec. Z drugiej strony, państwo niemieckie angażuje się w sprawy mniejszości nie tylko moralnie, ale i materialnie, finansowo. I to jest oczywiście bardzo dobre. Ta moja obecność jest więc pewną formą zarówno pomocy, wyrazem tego, że się o mniejszość martwimy, jak też - mówiąc w cudzysłowie - kontroli. Wreszcie, jest to także wyraz mojego osobistego zainteresowania. Jeśli coś robię, angażuję się w to ciałem i duszą. Ponadto spotkania, rozmowy, kontakty z członkami mniejszości są dla mnie niezwykle interesujące także dlatego, że sama nie mam osobistych, rodzinnych doświadczeń związanych z wysiedleniami czy innymi doświadczeniami i losami, przez jakie mniejszość przeszła w okresie komunizmu i budowania swych struktur już w wolnej Polsce.

Czuje się już pani w tym środowisku akceptowana i rozpoznawalna?

Myślę, że wiele osób z mniejszości już mnie poznaje. Przyczyniają się do tego także media, które pilnie cytują moje wypowiedzi, zamieszczają zdjęcia, publikują wywiady itd. Czasem zdarza mi się za plecami słyszeć dyskretny szept: "To jest pani konsul". I to też jest pośrednie potwierdzenie, że zostałam rozpoznana i zauważona. Największą radość sprawiają mi spontaniczne przejawy sympatii, które mnie spotykają ze strony zupełnie szeregowych członków mniejszości. Proste pozdrowienie "Grüß Gott" rzucone przez przechodząca obok panią, kiedy zmierzam w stronę konsulatu, jest potwierdzeniem, że mogę się tutaj czuć coraz bardziej u siebie. Ta pani już na pewno mnie zna i rozpoznaje. Wie kim jestem.
Co jest dziś siłą, a co słabością mniejszości.

Na pewno siłą mniejszości jest to, że jest wolna i może w sposób nieskrępowany kultywować swój ojczysty język, pielęgnować kulturę, tradycję, może się organizować. Przypadający w tym roku jubileusz 25-lecia rejestracji TSKN każe z wdzięcznością myśleć o wieloletnim zaangażowaniu wielu członków mniejszości. To dzięki niemu istnieją rozbudowane struktury mniejszości i ma ona tylu burmistrzów i wójtów, radnych w gminach, powiatach i w Sejmiku oraz posła w Sejmie. To ją wyraźnie pozycjonuje. Ale jubileusz jest też dobrym momentem, by się zastanowić, dokąd idziemy dalej. Trudno nie zauważyć, że wielu członków struktur mniejszości stanowią dziś osoby starsze, niemające już tylu sił i energii, co przed laty. Pamiętając o ich fantastycznej pracy i doceniając ją, trzeba iść naprzód. Nie chodzi oczywiście o gwałtowną wymianę pokoleniową, ale o stopniowe wchodzenie do zarządów różnych szczebli osób ze średniego i młodszego pokolenia. Ono musi dla siebie zdefiniować swą niemiecką tożsamość i relację do państwa niemieckiego.

Jak pani ocenia dzisiejszy poziom językowej i kulturowej tożsamości mniejszości?

To jest kwestia, która leży w rękach samej mniejszości. Pod tym względem mniejszość niemiecka w Polsce nie różni się od Polonii w Niemczech. Wyzwaniem jest z pewnością harmonijne przejście od fascynacji niemiecką tradycją, obrazem tego, co dawne, do żywych kontaktów kulturowych ze współczesnymi Niemcami, bo to one są i mogą być atrakcyjne dla dzisiejszych młodych ludzi. Asymilacja nie jest niebezpieczeństwem, ale wyzwaniem. Jest czymś oczywistym, że młodzież, także ze środowiska mniejszości, korzysta z internetu, słucha muzyki pop, rozmawia ze swoimi przyjaciółmi i nauczycielami przede wszystkim po polsku. To jest atrakcyjne i tak jest zwyczajnie wygodniej. Tym ważniejsze jest pielęgnowanie języka niemieckiego w domu, by nie został on wyparty, a jednocześnie wychodzenie z nim na zewnątrz, by był obecny także w otoczeniu mniejszości. Wiem, co mówię, bo mój dom też jest dwujęzyczny. To na pewno nie jest łatwe. Wymaga, zwłaszcza od pokolenia rodziców, zaangażowania, dyscypliny, konsekwencji. Ale bez gotowości do świadomego kultywowania niemieckości w domach i rodzinach językowa i kulturowa asymilacja stanie się nieuchronna.
Jak się pani czuje w Opolu?

Do specyfiki zawodu dyplomaty należy elastyczność. Mamy z mężem doświadczenie mieszkania w Berlinie czy w Nowym Jorku. Teraz przebywamy w Opolu. Miasto zaspokaja znakomicie potrzebę bliskiego kontaktu z naturą, daje możliwość życia z dala od hałasu i stresu w spokojnym otoczeniu. Jestem pod wrażeniem życzliwości, gościnności otwartości i sympatyczności ludzi. Doświadczamy jej w sąsiedzkim otoczeniu, kiedy życzliwie witani i rozpoznawani jesteśmy nie tylko my oboje z mężem, ale także nasz pies. Z radością skorzystałam już z dobrej oferty handlowej miasta, zwłaszcza kupując odzież i buty. Niestety - i mówię to jako człowiek, nie jako konsul - oferty kulturalnej Opola nie da się całkiem porównać z Berlinem czy z Nowym Jorkiem. Wciąż czekam na jeszcze więcej znakomitych koncertów muzyki klasycznej w Filharmonii Opolskiej. Ale w Opolu też zdarzają się ciekawe wydarzenia. Myślę choćby o wystawie World Press Photo, którą z wielkim zainteresowaniem właśnie tutaj oglądałam.

Na ile pani obecność w Opolu może pomóc także polskiej większości, przede wszystkim, gdy idzie o przyciągnięcie niemieckiego kapitału do regionu?

- Trudna sytuacja regionu wynika między innymi stąd, że młodzi ludzie - z większości i z mniejszości, bez różnicy - wyjeżdżają do Niemiec i Wielkiej Brytanii. Jednocześnie województwo opolskie skazane jest na konkurencję silnych sąsiadów - Wrocławia, Katowic, Krakowa. Przyciągnięcie nowych inwestorów wymaga współdziałania biznesu, polityki i sfery edukacji, by młodzi ludzie byli przygotowani do podjęcia pracy w różnych sferach i dziedzinach. Inwestorów przyciągają dobre warunki, np. specjalne strefy ekonomiczne i stabilny system podatkowy. Konsulat chce w tej sprawie pomagać i pomaga, ale nie ma patentu na sukces. W ciągu minionych pięciu miesięcy udzielaliśmy informacji wielu niemieckim inwestorom zainteresowanym wejściem na Śląsk Opolski. Były to także znaczące firmy, gotowe prowadzić tu pilotażowe programy. Będziemy te wysiłki kontynuować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska