Pseudomecenas zmienił branżę. Teraz nabiera młodych na pracę sezonową

sxc.hu
sxc.hu
Mężczyzna podsuwa nastolatkom umowy, z których nie z własnej winy nie mogą się wywiązać. Później żąda od nich wielotysięcznych odszkodowań.

Kiedy syn pokazał mi to znalezione w internecie ogłoszenie, od razu czułam, że coś jest nie tak. Kto młodemu chłopakowi za godzinę roznoszenia ulotek daje 10 zł (na umowie ostatecznie było nawet 12 zł - red.)? - mówi pani Barbara z Ozimka.

- Powiedziałam synowi, że ma się w to nie pchać, i myślałam, że sprawa jest zamknięta...

Damian jest uczniem drugiej klasy technikum. Szukał pracy na wakacje, żeby pomóc mamie, która utrzymuje się z 520 zł renty.

- Krótko po naszej rozmowie syn zaczął się dziwnie zachowywać - opowiada pani Barbara. - W końcu przyszedł do mnie w niedzielę przerażony i przyznał się, że on jednak podpisał tę umowę.

Chłopaka już po fakcie tknęło przeczucie i wpisał nazwisko Radosława M., czyli swojego zleceniodawcy, do internetowej wyszukiwarki. To tam wyczytał, że mężczyzna ma na swoim koncie nabitych w butelkę ludzi nie tylko z Opolszczyzny.

18-letni Damian zobowiązał się, że rozniesie ulotki reklamowe firmy, którą prowadzi M., do "wszystkich skrzynek pocztowych, drzwi i furtek lokali w Opolu i okolicach do 5 kilometrów".

W umowie jest również zapis, że za nieprawidłowe wykonanie dzieła lub za odstąpienie od umowy musi zapłacić Radosławowi M. 5 tys. zł kary! (Jak wynika z dokumentu, jest to odszkodowanie m.in. za utratę czasu, który "biznesmen" poświęcił na zawarcie umowy).

- Ten człowiek omamił syna. Kazał mu podpisać, że odebrał 10 tys. ulotek, i obiecał, że mu je dośle pocztą - mówi przejęta matka. - Z umowy wynika, że Damian miał zacząć pracę następnego dnia, a bez ulotek przecież się nie da.
Obawy pani Barbary, że jej syn napytał sobie biedy, podpisując umowę z Radosławem M., nie są bezpodstawne.

- Dopóki nie zajrzałam do internetu, myślałam, że Damian wyolbrzymia - przyznaje kobieta. - Byłam przekonana, że ten człowiek nie zapłaci mu za pracę, ale nie spodziewałam się, że przez to możemy się teraz po sądach włóczyć. Do trzeciej nad ranem pisałam z ludźmi, którzy czują się oszukani przez Radosława M. Niektórym z nich założył już sprawy sądowe, w których domaga się odszkodowania. Teraz tylko czekam, aż mojego syna spotka to samo... - załamuje ręce.

Zdaniem radcy prawnego Krzysztofa Gawła, największym błędem chłopaka było pokwitowanie odbioru ulotek. - Gdyby ich nie dostał, mógłby odstąpić od tej umowy bez konsekwencji, bo nie mając ulotek, nie mógł pracować, i to z winy zleceniodawcy - tłumaczy mecenas. - W tym przypadku musi udowodnić, że faktycznie ich nie odebrał, choć podpis złożył. Jeśli chłopak ma podejrzenie, że ktoś może chcieć wyłudzić od niego pieniądze, powinien poinformować prokuraturę.

Opolskiej prokuraturze Radosław M. jest doskonale znany.

- We wtorek miał mu zostać postawiony zarzut dotyczący dwóch przypadków wyłudzenia, ale mężczyzna nie stawił się w prokuraturze, ponieważ, jak się okazało, w tym samym czasie musiał uczestniczyć w procesie, który toczy się przeciwko niemu poza Opolszczyzną - mówi Lidia Sieradzka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu.

- W Strzelcach Opolskich również była prowadzona przeciwko niemu sprawa. Miał postawionych 6 zarzutów wyłudzenia, popełnionych w warunkach recydywy. Sprawa trafiła już do sądu.

Jak wyjaśnia, we wszystkich tych przypadkach mężczyzna miał podszywać się pod prawnika i oferować pokrzywdzonym usługi, choć prawnikiem nigdy nie był.

- O sprawie związanej z zawieraniem umów na roznoszenie ulotek nie mieliśmy jeszcze sygnałów - dodaje Lidia Sieradzka. - Ale jeśli zleceniodawca, zamiast spotkać się z kontrahentami w siedzibie firmy, umawia się z nimi w różnych punktach miasta (z Damianem spotkał się w instytucji, w której chłopak odbywał praktyki - red.), to już powinno dać nam to do myślenia.

O Radosławie M. pisaliśmy już na początku roku. Absolwent technikum rolniczego, podając się za prawnika, działał w kilkudziesięciu miastach Polski.

Jego ofiarą padła m.in. emerytka z Opola. Dała się skusić na darmową poradę prawną, a później mężczyzna domagał się od niej 1,3 tys. zł za umowę, którą rzekomo podpisała. Wcześniej, w 2003 r. sąd w Pszczynie skazał Radosława M. za oszustwa na 4 lata i 6 miesięcy więzienia.

Matka Damiana bezskutecznie wydzwania do Radosława M. od niedzieli. My próbowaliśmy skontaktować się z nim od poniedziałku. W końcu przyszła odpowiedź na wysłanego do niego maila, w której czytamy m.in.: "wzywam do zaprzestania nękania mojej osoby telefonami i innymi formami kontaktu pod rygorem złożenia kolejnego powództwa".

Po kolejnym telefonie zgadza się na krótką rozmowę.
- Pan, o którym rozmawiamy, odebrał ode mnie ulotki, dlatego oczekuję, że będzie wykonywał swoje obowiązki. Nie mógłbym przecież żądać od niego podpisu pod umową niezgodną z prawem - zarzeka się Radosław M. - Myślę, że on przeczytał oczerniający mnie artykuł, jaki ukazał się w waszej gazecie, porozmawiał z mamą i zaczął się zastanawiać, co zrobić, żeby się nie wywiązać z umowy.

Radosław M. nie ma sobie nic do zarzucenia. Mówi, że dziesiątki zarzucających mu oszustwo komentarzy, jakie można przeczytać w internecie, to intryga jego byłej żony i prokuratorów, którzy chcą zlikwidowania jego firmy.

Dodaje też, że ma już 400 pozwów wobec osób, które nie wywiązały się z zawartych z nim umów. Na tej długiej liście jest podobno również nto, która kilka miesięcy temu opisała jego działalność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska