Psycholog: - Państwo musi zwalczać przemoc

Tomasz Gdula
- Nowe prawo nie uderzy w normalne rodziny - mówi Andrzej Komorowski, psycholog, doradca rodzinny, wykładowca, członek Polskiego Towarzystwa Terapeutycznego.

Od wczoraj obowiązuje nowa ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Środowiska konserwatywne wyrażają obawy, że nowe przepisy pozwolą urzędnikom nękać rodziców, a nawet odbierać im dzieci za klapsa. Na ile te obawy są uzasadnione?
- Nie podzielam tych obaw, ponieważ każda zmiana przepisów w tym zakresie była wielokrotnie analizowana i wnikliwie rozważana. Nie ulega natomiast wątpliwości, że jako społeczeństwo jesteśmy dotknięci wyraźną przemocą w rodzinach, w tym także wobec dzieci.

- Nie zmienia to faktu, że nowe przepisy zrównują rodziny zdrowe z patologicznymi. Złośliwy sąsiad nawet za klapsa danego dziecku może oskarżyć rodziców o stosowanie przemocy. A wtedy do akcji wkroczą pracownicy socjalni wraz z policją.
- Przepis, jeśli ma obowiązywać, musi być jednoznaczny. Tak samo jak z zakazem przechodzenia na czerwonym świetle, który i tak jest łamany. Przemocy też nie wolno stosować, ale wiemy, że do niej dochodzi. I mimo protestów niektórych środowisk, które wolą nie dostrzegać problemu, państwo ma obowiązek temu przeciwdziałać.

- Będę się upierał: Jaka jest gwarancja, że nowe przepisy nie spowodują odebrania dzieci rodzicom, którzy nie są żadnymi tyranami, ale ktoś rzuci na nich oskarżenie, żeby im zaszkodzić albo zwyczajnie przez pomyłkę?
- Nie ma gwarancji, że głupi pracownik socjalny wspólnie z głupim policjantem z inspiracji głupiego nauczyciela nie spróbują odebrać komuś dziecka. Głupoty rzeczywiście nie można wykluczyć, ale mechanizmy ustawy, o której rozmawiamy, nakazują prokuratorom i sądom wnikliwe zbadanie każdej sprawy, dlatego taki scenariusz wydaje się wręcz niemożliwy.

- Teraz sprawcy przemocy w rodzinach mogą być zmuszeni przez sądy do opuszczenia domów. To także nowość w polskim prawie i też budzi obawy o nadużycia.
- Dziwię się, że nie tylko Polska, ale i Europa tak późno zaczęła sięgać po rozwiązanie prawne znane np. w USA od 50 lat. Tam mężczyzna, który podniósł rękę na żonę (lub kobieta na męża, bo i tak bywa), ma sądowy zakaz zbliżania się do swoich ofiar. Jedyne, czego się boję, to polskiej skłonności do przymykania oczu na prawo i pozwalania na więcej różnym panom, wójtom i plebanom. Ale jak będzie, to pokaże czas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska