W ubiegłym roku w jednej z wsi gminy Głuchołazy pszczoła użądliła mieszkankę. Kobieta poczuła się poszkodowana. Wykonała lekarską obdukcję, a potem zawiadomiła Straż Miejską, że pasieka jej sąsiada jest prowadzona niezgodnie z lokalnymi przepisami.
Strażnicy dokonali stosownych pomiarów, a potem stwierdzili, że według zapisów gminnego regulaminu utrzymania porządku i czystości pasieka powinna się znajdować co najmniej 50 metrów od zabudowań mieszkalnych czy gospodarczych. Tymczasem jest bliżej.
Straż Miejska skierowała więc przeciwko pszczelarzowi wniosek do sądu o ukaranie za wykroczenie, jakim jest złamanie regulaminu porządkowego. W obronie pszczelarza zaangażował się Związek Pszczelarski, który zlecił opracowanie opinii prawnej w tej sprawie.
Ostatecznie sąd w Prudniku uniewinnił obwinionego. Okazało się bowiem, że te przepisy porządkowe nie obowiązują na terenach, gdzie można prowadzić produkcję rolną, a obszar wioski nie był wyłączony z takiej produkcji.
W efekcie sprawy na wniosek głuchołaskiego koła pszczelarzy rada miejska Głuchołaz w kwietniu zmieniła regulamin utrzymania czystości i porządku. Zmniejszyła dopuszczalną odległość uli od budynków czy uczęszczanej drogi do 10 metrów, z tym że pasieki mają być ogrodzone i oznaczone tablicami.
- Na świecie mamy wiele przykładów pasiek pszczelich umieszczonych na dachach galerii handlowych czy publicznych budynków w centrach dużych miast. Nikomu to nie przeszkadza - argumentuje Antoni Ożóg, prezes koła pszczelarzy w Głuchołazach.
Na Opolszczyźnie to pierwszy przypadek sądowego sporu o użądlenie, który skończył się zmianą przepisów. Jak mówi Zdzisław Gmyrek, prezes Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy, częściej do sądów cywilnych trafiają sprawy o odszkodowania dla osób użądlonych przez pszczoły. Dlatego związek wymaga od swoich członków, aby ubezpieczali się od odpowiedzialności cywilnej.