Punk wciąż we mnie kipi

Redakcja
Siczka w Miejskim Ośrodku Kultury w Opolu.
Siczka w Miejskim Ośrodku Kultury w Opolu.
Z Siczką, założycielem, gitarzystą i wokalistą KSU (jedynym muzykiem, który przez 25 lat istnienia kapeli gra w niej od samego początku), rozmawia Bogdan Bocheński

- Czujesz się dinozaurem polskiego punk rocka?
- Ha, ha, ha. Ja się dzisiaj czuję jak zdechły pies (rozmawiamy 30 października, półtorej godziny przed kapitalnym koncertem, jaki KSU zagrało w MOK-u w Opolu, Siczka wygląda na bardzo zmęczonego). A tak poważnie - żaden dinozaur ze mnie.
- Wytrwać ćwierć wieku na niszowej scenie to sztuka.
- Ja prócz śpiewania i grania nic innego nie potrafię robić. Z tym, że tak naprawdę grać na gitarze nie nauczyłem się do tej pory. Brzdękam, bo sam ją sobie stroję.
- Mamy 1976-77 rok i miasteczko Ustrzyki u podnóża Bieszczadów, tam, gdzie diabeł mówi "dobranoc".
- Buja się po nim ekipa kilkunastu kolesi z taśmami z punkową muzyką w rękach. Odwiedzamy miejscowe dyskoteki i... rozwalamy je. Panny dyskotekówny i kawalerowie dyskotekowcy stoją pod ścianami patrząc z przerażeniem, jak my sobie fajnie pogujemy.
- Przy czym pogowaliście?
- Na pewno pierwszym punkowym numerem, jaki w życiu usłyszałem nie był kawałek Sex Pistols, The Damned, Buzzcocks czy The Clash. Z zachodnich stacji radiowych nadających na średnich i krótkich falach, i to niekonieczne ze słynnego Luksemburga, ściągaliśmy różne kapele punkowe. Gromadzeniem ich utworów zajmował się przede wszystkim Bohun, pierwszy wokalista KSU. Nagrywał je na magnetofon szpulowy ZK 140 - w tamtych czasach cud techniki.
- Ich jakość dzięki działalności radzieckich zagłuszarek była fatalna. Pamiętam to dudnienie i dźwięki w rodzaju pi, pi, pi, pi albo iiiiiiiii, gdy włączałem Wolną Europę.
- No, było takie iiiiiiii, zizizi, łułułułułu, ale nie było na to rady. Byliśmy szczęśliwi, że możemy słuchać do woli naszej muzyki.
- Pod koniec lat 70. było jej jeszcze więcej. Punka zaczęła puszczać z Monachium RWE.
- Napisaliśmy do rozgłośni Radia Wolna Europa list, w którym opisaliśmy, jak to jesteśmy "głodni" zachodniej muzyki. Wywiozła go z Polski ciotka jednego z nas, lecąca bodajże do Grecji. Po jakimś czasie w RWE odczytano treść listu i zaczęły się nasze kłopoty z bezpieką.
- One się spiętrzyły, gdy ogłosiliście powstanie WRB, czyli Wolnej Republiki Bieszczadzkiej.
- Oj tak. WRB miała za zadanie przegonić z Bieszczadów harcerzy.
- Nieładnie. Przecież oni w ramach akcji "Bieszczady 40" chcieli uporządkować góry tak, żeby stały się piękne i cywilizowane.
- Nie chcieliśmy cywilizowanych Bieszczadów. Pragnęliśmy, żeby wybyli z nich precz.
- Jest rok 1978 i pierwsze koncerty KSU. Skąd się wzięła nazwa zespołu?
- Od rejestracji jakiegoś samochodu. W 1975 powstały nowe województwa i chcieliśmy być jednoznacznie kojarzeni z naszą krainą.
- A mówiło się, że KSU to skrót. Na przykład od: Kurwa Samostijnej Ukrainy, Kurwa Sami Ukraińcy, Każdy Się Upija...
- Bzdury. Idąc nocą po pijaku przez centrum Ustrzyk spojrzałem na pierwszy lepszy numer rejestracyjny i tak pozostało.
- O Twoich wyczynach alkoholowych krążą legendy...
- Eee, takie tam gadanie...
- Podobno za młodu potrafiłeś litr wódki popić dwoma litrami pysznego bieszczadzkiego jabola, chociażby "Bieszczadzkiej Perły".
- Ja pier..., ale ktoś ci głupot nagadał. Bełta nie miałem w ustach od 13 lat.
- Za to piwo cały czas pijesz.
- Ale tylko odgazowane. Zresztą gazu pozbywam się ze wszystkich napoi - z coli, mineralnej, tonicu, szampana, oranżadki.
- Dlaczego?
- Bo źle się po nich czuję. Miewam wzdęcia, czkawkę, gaz rozsadza mnie.
- Po wódce w głowie łupie?
- Łupie, łupie, dlatego też staram się ograniczać spożycie alkoholi wysokoprocentowych.
- Wino?
- Ujdzie. Kiedyś miałem taki okres w życiu, że piłem tylko wina wytrawne. Dosładzałem je dużymi ilościami cukru.
- Po co?
- Dla smaku.
- Siczki smak muzyczny.
- Wychowałem się na hard rocku z początku lat 70. i jestem mu wierny po dziś dzień. Stale wracam do Black Sabbath, Led Zeppelin, Deep Purple, Budgie, Thin Lizzy, Motorhead, King Crimson. Oni są kwintesencją rock?n?rolla. Z nowszych trendów muzycznych najbardziej podoba mi się grunge. Lubię Nirvanę, Alice in Chains, Stone Temple Pilots, wczesną, ciężką Metallicę.
- A korzenie punkowe?
- O punku nie mówię, bo on we mnie kipi, od kiedy zacząłem go grać.
- Która kapela jest Ci bliższa? Anarchizujący, odwołujący się do brytyjskiej młodzieży proletariackiej Sex Pistols, czy też bardziej wyrafinowany intelektualnie The Clash?
- Zdecydowanie Pistolsi. The Clash są zbyt przeintelektualizowani. W ich tekstach, zachowaniach było za dużo pozerstwa, za dużo silenia się na polityczne, bezproduktywne zaangażowanie.
- Nie lubisz polityki?
- Lubię wiedzieć, co w trawie piszczy, ale polityków nie poważam. Tak z prawa, jak i z lewa.
- Jednak w 1981 roku - za pierwszej "Solidarności" - trzymałeś Wałęsie megafon w czasie, gdy on gasił konflikt w Ustrzykach.
- Nieprawda, nie podtrzymywałem mu żadnego megafonu. Ja tylko organizatorom spotkania z nim pomogłem wynieść z domu kultury sprzęt nagłaśniający.
- KSU - za list do RWE i za utworzenie WRB - było szykanowane przez esbecję, więc skojarzenia z opozycyjnością były jednoznaczne.
- W latach 1980-81 polityka naprawdę mało nas obchodziła. Gdy słuchałem Wałęsy, podniecenia nie odczuwałem. Ja wtedy grałem, piłem - piłem, grałem. Tak wyglądał cały mój świat. Wałęsa bardzo stracił w mych oczach, kiedy został prezydentem. Facet po prostu nie nadawał się do tej roli.
- Jak wspominasz służbę wojskową?
- Źle. Miałem szansę wyjść po dwóch tygodniach do cywila, ale dzięki donosowi jednego szpicla dwa lata zaiwaniałem w czołgu. Sk...l podkablował dowódcom, że pociąłem się nie dlatego, iż rzeczywiście jestem świrem, ale że symuluję chorobę psychiczną. Po wyjściu z lazaretu przykręcono mi straszną śrubę.
- Gdyby nie wojsko, być może nie byłoby najbardziej znanego utworu KSU - "Rok 1944 w okopie".
- To żadna pociecha. Nigdy nie zmienię zdania - armia to jeden wielki syf.
- A jakie masz zdanie na temat obecnej polskiej muzyki rockowej?
- Myślę, że ma się dobrze, tylko mass media ją olewają. Zamiast niej radia grają jakieś komercyjne g...a.
- Hip-hop to...
- Współczesny punk rock. Muzyka hip-hopowców może na kolana nie rzuca, ale teksty zabijają.
- Naprawdę uważasz, że taki Slums Attack to dawny Sedes, WC czy Defekt Muzgó?
- Spoko. Czasem odnoszę wrażenie, że hip-hopowcy - jak chociażby Peja - idą dalej w negatywnej ocenie świata niż my na początku lat 80.
- Załóżmy, że wczoraj Siczce został przyznany Fryderyk. Odebrałbyś go?
- Nie. Nie uważam, żeby statuetka z postacią Chopina była najwłaściwszą do nagradzania szarpidrutów.
- Pierwszą płytę - "Pod prąd" - udało się KSU wydać dopiero w 1988 roku. Co ten fakt zmienił w waszym życiu?
- Nic, zupełnie nic. W głowach nam się nie poprzewracało. Dalej chlaliśmy na umór i..., a niech każdy sobie sam dopowie, co jeszcze mogliśmy robić.
- Rok później doszło do dwóch ważnych wydarzeń w historii KSU - koncertów na festiwalu w Opolu i w Jarocinie.
- Oba wspominam bardzo miło, na obydwu było jazzowo i czadowo. W Opolu mieszkaliśmy przez trzy dni w jakimś hotelu, ale nie pytaj w którym. Pamiętam, że przez cały festiwal trwała ostra, nieustająca balanga.
- Jak wygląda Twój dzień, kiedy nie zajmujesz się muzyką?
- Spanie do południa, potem kilka papierosów, śniadanko, znów papierosy. Później popołudnie z francuskim "Planete" i programami informacyjnymi, wieczorem piwo. Nie oglądam filmów fabularnych, ponieważ... kompletnie mnie nie interesują.
- A co czytasz?
- Prawie nic - na książki brakuje mi czasu.
- Jakieś zainteresowania?
- Malarstwo surrealistyczne.
- Czym dla Ciebie są Bieszczady?
- Najważniejszym punktem odniesienia.
- Dobrze je znasz?
- Z najwyższych szczytów nie zdobyłem tylko Tarnicy. W latach 70., kiedy środowisko KSU ganiało się z harcerzami, stworzyliśmy klub krajoznawczy. Przetarliśmy wówczas wszystkie szlaki.
- Widziałeś na zalesionych stokach, np. Chryszczatej, bunkry po UPA?
- Tak. Z jednej z wypraw przynieśliśmy do Ustrzyk pocisk moździerzowy.
- Przez KSU przewinęło się przez 25 lat kilkunastu ludzi. Ze wszystkimi utrzymujesz kontakt?
- Wielu w Ustrzykach już nie ma. Ostatni członek ze starej załogi - perkusista Tutak - opuścił mnie 5 lat temu.
- Nowi muzycy Prezo, Gekon i Sysy grają z tobą od 5 września, czyli od rozpoczęcia jesiennej trasy koncertowej KSU.
- Są w porządku. Brzmienie zespołu jest bardziej ostre, gramy szybciej niż kiedyś.
- Co?
- Przede wszystkim stary materiał z płyt "Pod prąd" i "Ustrzyki" oraz nowego, ubiegłorocznego albumu "Ludzie bez twarzy". Zaczynamy też powoli grać utwory z płyty, którą zamierzam wydać w lutym 2004 roku na moje 43. urodziny.
- Nie masz żony, nie masz dzieci...
- Ale mam laskę!
- Co dalej?
- Jako to co? Rock?n?roll! Punk will never die!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska