Puściły hamulce moralne

Ewa Kosowska-Korniak
Za 50 złotych, które zabrał skatowanemu przez siebie emerytowi, kupił piwo, potem kolejne. Do wieczora przepił cały łup.

Sebastian G.: bez zawodu, bez pracy, bez perspektyw. Skończona podstawówka, niski poziom intelektualny - tzw. ociężałość umysłowa - i skłonność do nadużywania alkoholu. Co robi dwudziestolatek, który nie ma roboty, nie ma pieniędzy i strasznie chce mu się pić? Odpowiedź: szuka frajera.
Frajera Sebastian znalazł 2 sierpnia 1999 roku, około godziny 10 rano pod pawilonem handlowym w swojej rodzinnej Bierawie. "Frajer", czyli Eryk K., schorowany mężczyzna w podeszłym wieku, cierpiący na niedosłuch, przyjechał z rana do Bierawy na pocztę, by odebrać emeryturę. Znaczną jej część musiał zaraz oddać zakładowi energetycznemu jako zaległą opłatę za prąd. Pozostałe pieniądze schował do portfela i ruszył w kierunku pawilonu, pod którym spotkał swojego przyszłego oprawcę.

Mimo wczesnej pory Sebastian G. był już po trzecim piwie i nadal chciało mu się pić. Emeryt wybierał się właśnie do mieszkania swojego znajomego, a raczej do znanej w okolicy meliny, by kupić ptaki śpiewające. Ich hodowanie było jego największą życiową pasją. Sebastian G. zaproponował mu, by razem wybrali się do meliny, to przy okazji czegoś się napiją.
Gdy dotarli na miejsce Eryk K. kupił dwa ptaki, za które zapłacił 20 złotych, a Sebastian zamówił pół litra wódki, od razu deklarując, że zapłaci za nią emeryt. Całe towarzystwo (w melinie znajdowało się jeszcze kilka osób) przystąpiło do konsumpcji. Polewał Sebastian. Robił to w sposób przemyślany, nader szczodrze dolewając do kieliszka Erykowi K. Sam opuszczał kolejki, raz nawet dyskretnie wylał przeznaczoną dla siebie porcję alkoholu.
Nie znaczy to bynajmniej, że Sebastianowi wódka nagle przestała smakować. Po prostu: gdy ujrzał portfel, z którego Eryk K. wyciągał pieniądze, by zapłacić za ptaki, nie opuszczała go jedna myśl: w portfelu są pieniądze, które on musi zdobyć. Po cichu obmyślał plan rozboju.

Emeryt wziął pod pachę papierową torbę z ptakami, pożegnał się z towarzystwem i ruszył do domu. Jakiś czas później Sebastian spytał kolegów, w którą stronę poszedł staruszek, a następnie wsiadł na rower i ruszył w tym samym kierunku. Gdy dogonił pijanego emeryta, próbował dyskretnie wyjąć mu z tylnej kieszeni spodni czerwony portfel. "Przestań, co robisz ?" - spytał napadnięty i w odruchu obronnym kopnął napastnika w nogę.
Sebastiana tak bardzo to rozsierdziło, że zaczął bić i kopać staruszka po całym ciele.
- Wpadł w szał, bił gdzie popadnie, nie kontrolował się. Było mu wszystko jedno, co się stanie z napadniętym - twierdzi prokurator. - Połamał swojej ofierze szesnaście żeber. Działał z tak ogromną siłą wobec osoby nietrzeźwej, w podeszłym wieku i schorowanej.

Dotkliwie pobitego staruszka z zakrwawioną twarzą Sebastian zaciągnął w pobliskie krzaki, wyciągnął mu pieniądze z portfela. Torebkę z ptakami rzucił w krzaki i nie pozostawiwszy żadnych śladów na drodze, ruszył do domu. Tam zrzucił zakrwawione spodnie, przebrał się i poszedł do baru "Orlando", gdzie zamówił piwo. Do wieczora przepił wszystkie zrabowane pieniądze - 50 złotych.
- Jak zostawiłem go w tych krzakach, on się jeszcze ruszał, próbował coś mówić, to nie zastanawiałem się, co się z nim stanie - wyjaśniał w sądzie oskarżony. - Jak już byłem w domu, pomyślałem, że wstanie i pójdzie do siebie. Nie potrafię powiedzieć, czemu zaciągnąłem go w krzaki. Myślałem o tym, że gdyby on z tego wyszedł, to mógł mnie rozpoznać, poszedłby na policję.

O zaginięciu mieszkającego samotnie Eryka K. poinformował policję 4 sierpnia jego brat. Nazajutrz, a więc w trzy dni po pobiciu, policja znalazła zwłoki Eryka K. Leżały w krzakach, dokładnie w tym miejscu, w którym pozostawił ciężko rannego Sebastian G.
Policja szybko natrafiła na jego trop. On zaś niczego się nie wypierał. Napisał własnoręcznie oświadczenie, że planował rozbój na Eryku K, że go pobił, a w czasie tego pobicia wpadł w taką wściekłość, że przestał się kontrolować. Było mu wszystko jedno.
Ale przy każdym składaniu wyjaśnień - a robił to osiem razy - przedstawiał inną wersję, pomniejszając swoją winę.
- Za każdym razem mówił, że zrobił coraz mniej. Wszystko wskazuje na to, że zaplanował ten napad. Rozeźliło go to, że Eryk zaczął się bronić. Rozeźliło go tak, że zatłukł człowieka - stwierdził w swojej mowie końcowej prokurator.
Biegli, którzy badali Sebastiana G., stwierdzili, że nie jest on człowiekiem chorym psychicznie, a w chwili zdarzenia był poczytalny, znajdował się w stanie zwykłego upojenia alkoholowego. Uznali także, że dwudziestolatek ma osobowość antysocjalną z licznymi zaburzeniami. Jednym z nich jest "deficyt kontroli sumienia nad zachowaniem".
Sprawca śmierci Eryka K. nigdy wcześniej nie był sądownie karany. W miejscu zamieszkania ma przeciętną opinię. Pozostaje na utrzymaniu matki.

Sąd Okręgowy w Opolu rozpoznał sprawę Sebastiana G. w maju 2000 roku. Uznał wówczas, że wprawdzie oskarżony planował rozbój na emerycie, o czym świadczy chociażby nalewanie mu alkoholu przy równoczesnym powstrzymywaniu się od picia, ale brak jest podstaw do przyjęcia zamiaru zabójstwa. Choć prokurator domagał się 25 lat pozbawienia wolności, uważając, że pozostawienie ciężko pobitego w krzakach było próbą zatarcia śladów swej działalności, sąd uznał, że Sebastian G. nie próbował uniknąć odpowiedzialności karnej. Świadczy o tym to, że od początku przyznawał się do winy.
Dlatego sąd zmienił wówczas kwalifikację prawną czynu, z zabójstwa na rozbój, którego wynikiem była śmierć pokrzywdzonego, i za to skazał go na 12 lat pozbawienia wolności.
Od wyroku tego odwołał się prokurator, argumentując, że sąd popełnił błąd w ustaleniach faktycznych, przyjmując, że oskarżony, bijąc pokrzywdzonego po całym ciele (najwięcej obrażeń jest na plecach i grzebiecie, co świadczy o brutalnym kopaniu leżącego), godził się jedynie na spowodowanie ciężkich obrażeń. Zdaniem prokuratury Sebastian G, działał z jednoznacznym zamiarem zabójstwa.
- Zbrodnią jest pozostawienie konającej osoby samej, by umierała długo i w cierpieniu. Jest nią także pozostawienie konającego samotnie, dlatego, że jego śmierć jest nam obojętna - argumentował prokurator.

Natomiast wypicie przez oskarżonego alkoholu przed popełnieniem czynu rozluźniło hamulce moralne, zwiększyło zuchwalstwo sprawcy i zmniejszyło obawę przed odpowiedzialnością.
Sąd apelacyjny przychylił się do zdania prokuratury, uchylił wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpoznania z rozważeniem możliwości skazania oskarżonego za planowane zabójstwo.
Po ponownym rozpoznaniu sprawy prokurator znowu domagał się 25 lat więzienia dla zabójcy, zaś obrońca oskarżonego "kary adekwatnej do stopnia zawinienia".
- Kara zaproponowana przez prokuratora ma charakter zemsty i nie ma celu wychowawczego - twierdził adwokat.
Oskarżony w ostatnim słowie powiedział, że bardzo żałuje tego, co zrobił, i wie, że musi ponieść karę.
Sąd skazał w czwartek Sebastiana G. na 15 lat więzienia za zabójstwo z zamiarem ewentualnym.
- On nie planował zabójstwa, ale godził się ze śmiercią pokrzywdzonego, która może być skutkiem pobicia. Świadczy o tym m.in. to, że planował sprzątnięcie ciała, by zatrzeć ślady i uniknąć odpowiedzialności karnej - uzasadniał sąd.
Poza tym sposób zadawania ciosów - głównie w plecy i grzbiet, świadczy o tym, że oskarżony liczył się ze śmiercią swojej ofiary.
Sebastian G. wysłuchał wyroku bez żadnych większych emocji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska