Radni Opola uciekali z komisji. Teraz już nie będą?

Archiwum
- To ja poprosiłem o zapisywanie, kiedy i na jak długo radni wychodzą - mówi Roman Ciasnocha, przewodniczący rady.
- To ja poprosiłem o zapisywanie, kiedy i na jak długo radni wychodzą - mówi Roman Ciasnocha, przewodniczący rady. Archiwum
Opolscy radni tak często uciekali z komisji i sesji, że teraz urzędnicy ratusza mają zapisywać, ile czasu na nich spędzają. - To jakiś absurd, przecież to nie szkoła - komentują radni.

Jako pierwsi zapisywanie godziny przyjścia na komisję, a także wyjścia z niej doświadczyli w poniedziałek członkowie komisji infrastruktury. Od teraz te godziny zapisuje urzędnik z biura rady miasta, wydelegowany do pracy w komisji.

- Niektórzy radni myśleli, że to ja wymyśliłem zapisywanie godzin i znacząco pukali się w głowę - opowiada Adrian Wesołowski, przewodniczący komisji infrastruktury (PO). - Wytłumaczyłem, że to jest pomysł przewodniczącego rady i pewnie ma jakieś uzasadnienie. Nas o tyle jednak zdziwił, że nie ma u nas problemu ucieczek radnych, ani tego, że ktoś podpisuje listę i np. od razu wychodzi. Być może coś takiego miało miejsca na innych komisjach? - zastanawia się radny Wesołowski.

Na komisji infrastruktury pomysł przewodniczącego burzy jeszcze nie wywołał. Za to na wtorkowej komisji rewizyjnej wywiązała się w tej sprawie zażarta dyskusja. Większość członków komisji uważała bowiem, że przewodniczący rady nie ma prawa sprawdzać, jak długo przebywają na komisji. Radni byli też zaskoczeni tym, że nikt z nimi tego pomysłu nie przedyskutował.

- Jesteśmy dorosłymi ludźmi, a traktuje się nas niemal jakbyśmy byli w szkole - przekonuje Marek Kawa, przewodniczący komisji rewizyjnej (PiS). - W statucie nie ma zapisu, który nakazywałby odnotowywanie czasu, jaki spędza dany radny na komisji. Poza tym niektórzy mogą siedzieć na komisji przez cały czas i jedyna ich aktywność to właśnie obecność. Ocenianie radnego poprzez pryzmat tego, ile spędza czasu na sesji, czy na swojej komisji to nieporozumienie.

Przeciwnikiem zapisywania wejść i wyjść jest także Dariusz Smagała, radny PO.

- Od pilnowana porządku na komisjach i dyscyplinowania radnych jest przewodniczący komisji, a nie przewodniczący rady miasta - przekonuje Dariusz Smagała. - Poza tym są w naszym statucie przepisy, które regulują nieobecności na komisjach i umożliwiają obcięcie diety z tego tytułu. To z nich trzeba korzystać, a nie wprowadzać dodatkową buchalterię.

Roman Ciasnocha, przewodniczący rady przyznał nam, że jest zaskoczony reakcją radnych. Tym bardziej, że to niektórzy z nich zwracali uwagę na długie nieobecności swoich kolegów na komisjach.

- Ponad 90 procent radnych pracuje wzorowo, ale pozostałym zdarzają się sytuacje, które nie powinny mieć miejsca - mówi Roman Ciasnocha (PO). - Jeśli ktoś jest obecny przez większość czasu na komisji lub sesji, to na pewno nie straci złotówki z diety. Chodzi mi jednak o to, aby ukrócić sytuacje, w których ktoś albo się mocno spóźnia, albo też wychodzi w połowie komisji i już nie wraca.

Jeśli więc radny opuści sesję lub posiedzenie komisji, przewodniczący może mu uciąć z diety około 200 złotych. Nie wszyscy jednak krytykują pomysł przewodniczącego rady.

- Ja przyjęłam go jako próbę zdyscyplinowania radnych - przyznaje Małgorzata Sekula, przewodnicząca radnych SLD. - Nie mam problemów, aby uczestniczyć we wszystkich komisjach czy sesjach od początku do końca. To jest jeden z kilku obowiązków, jakie przyjmujemy na siebie, gdy obejmujemy mandat radnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska