Radny Jacek Pawlicki chce ujawnienia nazwisk ekspertów, którzy oceniali wnioski o unijne dotacje na Opolszczyźnie

Marek Świercz
Jacek Pawlicki
Jacek Pawlicki
Radny twierdzi, że w 2008 roku było kilku asesorów, którym zlecono do oceny od 160 do 180 wniosków. Ale byli też tacy, którzy nie oceniali ani jednego wniosku o dotację!

Kłótnia o ekspertów, jeszcze niedawno nazywanych asesorami, trwa od kilku miesięcy. Wojewódzki radny Jacek Pawlicki domaga się ujawnienia, którzy eksperci otrzymują najwięcej zleceń. Ponieważ zarząd województwa konsekwentnie odmawia, Pawlicki straszy zawiadomieniem Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

- Chcę poznać te nazwiska! - upiera się Pawlicki. Chodzi mu nie o wszystkie nazwiska figurujące na liście ekspertów, bo te od jakiegoś czasu są jawne, ale o nazwiska grupki 5-7 asesorów, którzy otrzymali najwięcej zleceń.

Pawlicki, który sam był takim ekspertem, chciał się najpierw dowiedzieć, czy są tacy asesorzy, których oceny były szczególnie często uchylane w procedurze odwoławczej. Bo wiosną głośno było o tym, że duża część odwołań jest uwzględniana.

Pawlicki złożył w tej sprawie interpelację. W odpowiedzi otrzymał zestawienie pokazujące tylko, ile wniosków ocenił w 2008 roku każdy z ekspertów. Urząd marszałkowski, który przygotował to zestawienie, nie podał nazwisk ekspertów, zostali ukryci za numerami. Ale Pawlicki twierdzi, że nawet takie zestawienie wzbudziło jego zastrzeżenia.

- Wynika z niego, że w 2008 roku było kilku asesorów, którym zlecono do oceny od 160 do 180 wniosków! - mówi. - Ale byli też tacy, którzy nie oceniali ani jednego wniosku o dotację! O co tu chodzi?

Zdaniem Pawlickiego, sytuacja jest mocno podejrzana. Faworyzowani eksperci zarobili po kilkadziesiąt tysięcy złotych (za wniosek dostają od 200 do 400 zł). Tymczasem, według radnego, nie byli w stanie porządnie wykonać zleconej pracy.

- Taki wniosek to często kilka tomów dokumentów. A wychodzi na to, że mieli na ocenę po dwa dni - mówi. - A przecież gdzieś chyba poza tym pracują. Kim oni są?

- Pan Pawlicki jest w gorącej wodzie kąpany - mówi marszałek Józef Sebesta. Zarząd województwa uważa, że dane, o które prosi radny, powinny pozostać poufne. Bo gdyby było wiadomo, jaki ekspert ocenia konkretny wniosek, to otworzyłoby się pole do zachowań korupcyjnych.

- Zapewniam, że żadnych swoich znajomków nie polecałem - ironizuje Sebesta.- Ale dla porządku nakazałem sprawdzenie zarzutów radnego Pawlickiego.

Robi to Departament Programów Operacyjnych. Raport zostanie przedstawiony w poniedziałek na posiedzeniu Zarządu Województwa Opolskiego.

Karina Bedrunka, szefowa DPO, mówi, że Pawlicki przesadza. - Na początku 2008 roku asesorów było niewielu, a jedna trzecia mieszkała poza województwem i nie przyjmowała zleceń - tłumaczy. - Możliwe, że jakaś grupa dyspozycyjnych asesorów miała przez krótki czas więcej zleceń. Ale mało prawdopodobne, by było ich tyle, jak mówi radny Pawlicki.

Bedrunka dodaje, że problem się skończył, gdy ogłoszono kolejne nabory na ekspertów i ich liczba znacznie wzrosła. Pawlickiego to wszystko nie przekonuje.

- Nie pytam marszałka, kto jak projekt oceniał - powtarza. - Chcę poznać nazwiska tych stachanowców, którzy dostali najwięcej zleceń. Jestem pewien, że odkryjemy tam dziwne powiązania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska