Rafał Bartek: Trzy godziny języka mniejszości to za mało, by poznać go dobrze

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Rafał Bartek, przewodniczący zarządu TSKN.
Rafał Bartek, przewodniczący zarządu TSKN. Krzysztof Ogiolda
- Zapisy Europejskiej Karty Języków Mniejszości wciąż nie przełożyły się w Polsce na praktykę - mówi Rafał Bartek, przewodniczący zarządu Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim.

Sejmik uchwalił dokument na 30-lecie polsko-niemieckiego traktatu, a w nim apel do obu rządów o lepsze przestrzeganie praw mniejszości i Polaków w Niemczech. Czego MN brakuje?
W traktacie jednym zdaniem zapisane jest prawo do edukacji i pielęgnowania własnej kultury. To prawo zostało wdrożone po 1990 i lekcje niemieckiego jako języka mniejszości się odbywają. Język, który w PRL-u był w przestrzeni przedszkolnej i szkolnej nieobecny, tę obecność zyskał. To jest poza sporem. Ale diabeł tkwi w szczególe. Jeśli spojrzymy, jak to prawo realizują inne państwa - niekoniecznie na Zachodzie - Węgry, Rumunia czy Litwa z mniejszością polską, to widzimy, że poziom edukacji mniejszościowej w tych krajach jest o wiele wyższy niż w Polsce. Problemem jest nie samo odbywanie się zajęć, ale to, czy te zajęcia pozwalają język i kulturę naprawdę zachować.

A pozwalają?
Niestety, nie. Do 1989 język niemiecki był tam, gdzie mieszka mniejszość, z edukacji wyparty. Tylko w niektórych domach dzięki ołpom i ołmom przetrwał. Zatem trzy godziny lekcji to jest liczba absolutnie niewystarczająca by nauczyć się języka mniejszości na poziomie języka ojczystego. Drugą bolączką jest to, że nie ma w Polsce zawodowych instytucji kultury, które troszczyłyby się o podtrzymywanie kultury mniejszości. Czynią to organizacje pozarządowe. Tymczasem teatry mniejszościowe, grające po niemiecku, funkcjonują w Chorwacji, na Węgrzech. W Niemczech teatr serbołużycki gra po łużycku.

Lekcje niemieckiego jako języka mniejszości są otwarte także dla dzieci z większości polskiej?
Zasady prawne udziału w zajęciach tworzy państwo polskie. Warunkiem wstępnym jest złożenie wniosku, że rodzic chce, by jego dziecko poznawało język mniejszości. Wielu rodziców z tej możliwości korzysta. Oceniam to bardzo pozytywnie. Niektórzy stawiają problem, czy takie lekcje mają się odbywać np. pod Częstochową. Ale się - z woli rodziców - odbywają.

Dlaczego polskie dzieci mają się języka mniejszości uczyć?
Uzasadnienie jest pozatraktatowe. Europejska Karta Języków Mniejszości (utworzona blisko 30 lat temu, ratyfikowana przez Polskę w 2009) mówi, że chroniony ma być język mniejszości, nie sama mniejszość. A dostęp do tego chronionego języka ma być nieograniczony. A zatem obejmować członków mniejszości, Polaków i imigrantów. Ta karta w Polsce nie przekłada się na praktykę.

Dlaczego?
Bo imigranci według przepisów - skoro nie mają polskiego obywatelstwa - nie mogą być mniejszością. Nie mogą się zatem języka mniejszości uczyć ani jako mniejszość, ani jako większość polska. To stygmatyzuje dzieci imigrantów. Jako lider mniejszości nie mam nic przeciw temu, by dzieci przybyszów z Ukrainy uczyły się o - obok polskiego - języka mniejszości niemieckiej. Ale imigranci z Ukrainy najbardziej są poszkodowani tam, gdzie mieszka mniejszość ukraińska. Bo tam się ukraińskiego jako języka mniejszości uczyć nie mogą.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska