Ratownicy na egzotycznych plażach zarobią więcej

Redakcja
W kraju zarabiamy mniej, ale za to u nas pracuje się przyjemniej - mówią ratownicy z  kamionki Bolko w Opolu, od lewej: Katarzyna Olszewska, Adrian Wojtyński, Mariusz Setnicki, Monika Mioska.
W kraju zarabiamy mniej, ale za to u nas pracuje się przyjemniej - mówią ratownicy z kamionki Bolko w Opolu, od lewej: Katarzyna Olszewska, Adrian Wojtyński, Mariusz Setnicki, Monika Mioska. Sławomir Mielnik
Szczególnie cenieni są opolscy ratownicy: znają języki, nowoczesny sprzęt i nie brakuje wśród nich kobiet.

Polski ratownik zatrudniony za granicą zarobi nawet cztery razy więcej, niż w Polsce. Pracy szuka więc przez internet oraz biura podróży. Bywa, że zachodni pracodawca sam się zgłasza do konkretnych ratowników. Tak zdarzyło się na przykład Jarosławowi Białochławkowi, który pracuje w WOPR nad Jeziorem Nyskim.

- Oferta była atrakcyjna: dwa tysiące euro plus przyzwoite mieszkanie i... kurs językowy - mówi Białochławek. - Nie zdecydowałem się. Natomiast moi koledzy pojechali pracować do USA, na Florydzie. Zrobili tam dodatkowy amerykański certyfikat. I z tego co wiem, już nie wrócili do kraju.

Tomasz Skrętlowski, ratownik z Nysy długo współpracował z biurami podróży. - Zarabiało się nawet trzy razy więcej niż w Polsce - mówi. - Zwykle byłem ratownikiem we Włoszech, zatrudnionym dla potrzeb polskich obozów i kolonii młodzieżowych.

Pan Tomek założył własną firmę i przestał pracować dla innych. - Zresztą, teraz oczekują za granicą od ratownika, żeby miał jednocześnie uprawnienia wychowawcy kolonijnego oraz pracował za jedną pensję na dwóch etatach - dodaje.

Mimo tego pilnowanie plażowiczów za granicą wciąż opłaca się o wiele bardziej, niż w kraju.

- Miałem upatrzony wyjazd jako ratownik do Egiptu, na czysto zarobiłbym 2200 zł - przyznaje Adrian Wojtyński, ratownik na kąpielisku Bolko w Opolu. - Poza tym zapewnione było wyżywienie, transport, hotel. Niestety, termin kolidował mi z egzaminami na studiach, więc ktoś inny skorzystał...

Zwykle ratownik w Polsce zarabia od 1600 do 2000 zł. Zwykle musi od tego odliczyć koszty noclegu i wyżywienia. Poza tym, aby zostać ratownikiem trzeba zainwestować co najmniej 2 tys. zł na szkolenia.

- Ale choć w Polsce mniej się zarabia, to u nas jest lepsza atmosfera pracy, niż za granicą - ocenia plusy i minusy Monika Mioska, ratowniczka z kąpieliska Bolko w Opolu.

Polscy ratownicy (szczególnie ci z południa Polski, a więc i Opolszczyzny) są za granicą cenieni z uwagi na wysokie umiejętności, a także znajomość języków obcych (zwłaszcza niemieckiego i angielskiego).

- Są też świetnie wyszkoleni, mają lepszą kondycję fizyczną - mówi Stanisław Wolkiewicz z WOPR w Kędzierzynie- Koźlu. - Jak Polak ma przebiec 100 metrów, to biegnie na maksa. Chwalone są też nasze ratowniczki: za kulturę, wyczucie i fachowość. Pracujemy też na coraz lepszym sprzęcie, więc obsługa skutera czy motorówki nie jest dla nas żadnym problemem.

Zbigniew Szorc z WOPR w Opolu ocenia, że na Opolszczyźnie brakuje około 20 proc. ratowników, ale nie tylko dlatego, że znajdują pracę za granicą. - Kłopotliwe są też zmieniające się przepisy, niektórzy ratownicy, aby zachować swoje uprawnienia, muszą robić teraz dodatkowe kursy - dodaje Szorc.

W tym sezonie ratownicy WOPR pracują na czterech opolskich kąpieliskach oraz 50 wyznaczonych miejscach do kąpieli i odkrytych basenach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska