Raz dołek, raz górka

Artur Karda
Około 60 pracowników Fabryki Dywanów "Kietrz" otrzymało wczoraj zwolnienia z pracy. Po naszym piątkowym tekście spółką zainteresuje się prokuratura.

Krosna w fabryce dywanów stanęły wczoraj przed godziną 14.00. Z załogą spotkał się Grzegorz Fabjański z kancelarii radcy prawnego w Opolu, pracujący na zlecenie Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Śląska Opolskiego. Wcześniej na temat warunków zwolnień rozmawiał z Januszem Ostapką, pełniącym obowiązki prezesa FDK i współwłaścicielem spółki.

- Słuchając wypowiedzi prezesa, miałem wrażenie, że nie do końca jest on zorientowany w uregulowaniach prawnych dotyczących funkcjonowania spółek prawa handlowego, prawa pracy, czy związków zawodowych. Wypowiedzenia umowy o pracę zostały dokonane z naruszeniem przepisów - uznał mecenas Fabjański.
Janusz Ostapko w rozmowie z reporterem "NTO" stwierdził, że mógłby zwolnić robotników dyscyplinarnie za to, że w ubiegłym tygodniu samowolnie zatrzymali maszyny (jak wiemy od pracowników - chcieli oni w ten sposób wymóc na właścicielach, by wreszcie rozpoczęli rozmowy z załogą na temat wypłat zaległych od maja pensji).
- Wręczając zwolnienia, pan prezes nawet nie podziękował nam za pracę - mówi mistrz zmianowy Józef Bąk. - Teraz w najgorszej sytuacji jest pies-stróż: nie ma ani kości, ani wypowiedzenia - dodaje z ironią Bąk.

Przy wyjściu z gabinetu prezesa spotkaliśmy Zbigniewa Leusza, przewodniczącego rady nadzorczej FDK od maja 2001. On również dostał wymówienie, pracował w fabryce jako mistrz oddziałowy.
- Działania zarządu mi się nie podobały, jednak niewiele mogłem zrobić, ponieważ wiele spraw było ukrywanych. Teraz nie ma znaczenia, że jestem w radzie nadzorczej. Razem z całą załogą jedziemy na tym samym wózku. Tak jak wszyscy, od kilku miesięcy jestem bez środków do życia - mówi Leusz.

Z fabryki będzie zwolnionych 87 osób. Ze względu na okresy wypowiedzenia załoga będzie przychodzić do pracy jeszcze przez 3 miesiące. Nie wiadomo, jak długo będzie trwać produkcja - ze względu na ograniczone zapasy surowców. Ludzie mówią, że od zadłużonej fabryki może zostać odłączony prąd. Wczoraj Telekomunikacja Polska zablokowała telefony.
W dokumentach, które otrzymali wczoraj pracownicy fabryki, jest mowa o zwolnieniach z przyczyn ekonomicznych zakładu. Radca prawny Zarządu Regionu "S" podkreśla, że zwolnieni ludzie będą teraz mogli domagać się roszczeń nie tylko o zaległe wynagrodzenia, ale i o odszkodowania oraz odprawy. W sądzie pracy w Kędzierzynie-Koźlu załoga złożyła prawie 70 pozwów. Nakazy zapłaty mają być wysłane w przyszłym tygodniu.
Załoga może liczyć na odzyskanie części zaległych pensji z funduszu gwarantowanych świadczeń pracowniczych.

- Jednak pracodawca nie podjął działań zmierzających do uruchomienia środków funduszu. Zresztą - choć są to kwoty gwarantowane - to nikt nie może dać wam gwarancji, że pieniądze z funduszu dostaniecie od ręki, ze względu na sytuację budżetu państwa - tłumaczył radca prawny na zebraniu z załogą.
P.o. prezes FDK zapowiedział, że w przyszłym tygodniu spółka zostanie postawiona w stan likwidacji. Wczoraj w rozmowie z "NTO" zadeklarował, że zrobi wszystko, by uregulować płatności z pracownikami. Dodał, że długi od swych wierzycieli będzie ściągać przy pomocy detektywa. Z informacji Janusza Ostapko wynika, że kontrahenci są winni fabryce około 300-350 tys. zł.
Radca Grzegorz Fabjański ma pewne wątpliwości, czy w obecnej kondycji finansowej i przy rozmiarach swych zobowiązań spółka będzie w stanie zaspokoić roszczenia pracowników. Jak ustaliła "NTO", fabryka samej tylko gminie Kietrz zalega na kwotę około 450 tys. zł.

- To największy dłużnik w gminie - mówi burmistrz Kietrza Józef Matela. - W czerwcu skierowaliśmy wniosek do komornika skarbowego o ściągnięcie należności podatkowych. Nie wiem, co się dzieje w tej fabryce, bo z ludźmi w niej zarządzającymi nie ma praktycznie żadnego kontaktu. Po naszych monitach w końcu przyszli do urzędu i poprosili o rozłożenie długu na raty.
O pieniądze upomina się również Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Składek ubezpieczeniowych fabryka nie płaci od grudnia ubiegłego roku. Zadłużenie w ZUS-ie wynosi ok. 360 tys. zł.
- Zajęliśmy rachunki bankowe tej spółki, ale są one puste. Nie mamy jednak pewności, czy firma zawiadomiła nas o wszystkich kontach, jakie posiada. O pomoc w ściągnięciu należności zwrócimy się więc do urzędu skarbowego - informuje Teresa Benio, zastępca dyrektora ZUS Oddział Opole. - Jeśli sytuacja dłużej potrwa, podejmiemy ostrzejsze działania, łącznie z zawiadomieniem prokuratury o uporczywym uchylaniu się fabryki od płacenia składek.
Finanse spółki od dwóch miesięcy prześwietlane są przez Urząd Kontroli Skarbowej.
- Przedłużyliśmy postępowanie, gdyż kontrola jest wielowątkowa, powiązana ze sprawdzaniem innych firm - mówi Tomasz Filipkowski, dyrektor UKS w Opolu.
Po naszym piątkowym tekście, w którym załoga opowiadała o nieprawidłowościach w działalności fabryki, spółką zainteresuje się głubczycka prokuratura.

- Doniesienia prasowe dają podstawę dowszczęcia postępowania wyjaśniającego - powiedział prokurator rejonowy Andrzej Kozakiewicz.
Tymczasem p.o. prezes Fabryki Dywanów "Kietrz" Janusz Ostapko przekazał nam wczoraj, że myśli już nad rozpoczęciem nowego biznesu. Z jednym ze wspólników, Anzorem Gaitamirowem, chciałby uruchomić interes w tej samej branży i w tym samym mieście. Ostapko spytany, czy nie sparzył się na inwestycji w dywany i czy nie uważa, że jest już spalony w Kietrzu, odpowiada: w interesach tak to jest - raz dołek, raz górka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska