Raz na ludowo

Redakcja
Nie ma pogody dla twórców rękodzieła. Dawniej VAT na wyroby artystyczne z atestem wynosił 8 proc. Teraz – 23 proc. A przecież to nie masówka. Jak tak dalej pójdzie, twórczość ludowa i rękodzieło powoli będą zanikać.
Nie ma pogody dla twórców rękodzieła. Dawniej VAT na wyroby artystyczne z atestem wynosił 8 proc. Teraz – 23 proc. A przecież to nie masówka. Jak tak dalej pójdzie, twórczość ludowa i rękodzieło powoli będą zanikać. Paweł Stauffer
W zalewie masówki powoli znikają unikalne przedmioty wytworzone ludzką ręką. A świat coraz bardziej je ceni.

W maleńkiej dziupli niemal przed progiem opolskiej katedry mieści się sklepik "Cepelia". Charakterystyczne logo z zielonym kogucikiem, którym sygnowano wyroby rękodzieła artystycznego, produkowane przez lata w opolskiej spółdzielni o tej nazwie, znało nawet dziecko.

Po likwidacji spółdzielni w roku 2007, logo należy teraz do warszawskiej fundacji. Mogą się ubiegać o nie sklepy, ale pod warunkiem, że oferują minimum 70 proc. wyrobów rękodzielniczych.

Twórczynie zatrudnione w opolskiej Cepelii zasłynęły białą porcelaną, malowaną w drobne, wielobarwne kwiatki, zapożyczone z kroszonek. Każda Opolanka chciała mieć w swoim domu ręcznie malowany serwis albo chociaż najmniejszy gobelinek zaprojektowany przez Piotra Grabowskiego i wykonany rękoma uzdolnionych tkaczek.

- Cepeliowskie wyroby stanowiły nie tylko ozdoby mieszkań - mówi Jadwiga Partyka, współwłaścicielka sklepiku z rękodziełem, która w Cepelii przepracowała ponad 40 lat.

Były one także "żelaznym" prezentem z Opola, które firmy wręczały zagranicznym delegacjom, osoby prywatne kupowały je dla bliskich, wyjeżdżając w świat, a odwiedzający nasze miasto goście z Niemiec chętnie wydawali marki na porcelanowe serwisy w kwiatki. Waluta miała wtedy znakomite przebicie w stosunku do złotówki, więc stać ich było na to, by wywieźć pół bagażnika ręcznie zdobionej porcelany.

Dziś cepeliowski sklep z pamiątkami przeżywa trudne lata. Pamiątek, które wyszły spod rąk opolskich twórców, nie ma tu wiele: malowane w kwiatki porcelanowe serwisy, aniołki z masy solnej i ceramiczne "magnesy" na lodówki z wizerunkiem Wieży Piastowskiej czy Opolskiej Wenecji. Ale nabywcy też nie stoją w kolejce.

- Klienci najwyraźniej biednieją - martwi się Jadwiga Partyka. Nawet ci, którzy przyjeżdżają latem z zagranicy, liczą się z groszem. Nie wiadomo, jak długo się utrzymamy, bo trzeba zarobić na czynsz, a ręcznie wykonane wyroby nie są tanie. Całych serwisów nikt teraz nie bierze. Kolekcjonerzy kompletują po jednej filiżance ze spodeczkiem (55 zł).

Opolska porcelana w kwiatki nadal jedzie w świat. - Kupują ją odwiedzający Opole przybysze z USA, Chin, Japonii, nawet Australii. Kto się zna, ten wie, że rękodzieło nigdy nie wychodzi z mody. Mimo to kryzys daje nam się we znaki. Te ładne drewniane anioły (100-130 zł), choć mogą być uniwersalną pamiątką, wcale nie schodzą. Niełatwo też sprzedać koniakowską serwetę (300-600 zł) albo lalkę w stroju ludowym za 200 zł.

Wykonanie takiej pamiątki wymaga niezwykłego daru w rękach, dużej wprawy i dziesiątków godzin. Sklep może przyjmować towar tylko od dostawców, którzy prowadzą działalność gospodarczą.

A większość twórców pracuje w innych zawodach, bo z talentu nie da się wyżyć. Swoich dzieł nie mogą przynieść do sklepu, bo nie wystawią faktury, więc i sprzedawać nie bardzo mają gdzie. Chyba że na jarmarkach albo odpustach, ale węszy skarbówka i karze mandatem za handel na czarno, bez kasy fiskalnej, jak to się stało niedawno w Prudniku.

Nie ma pogody dla twórców rękodzieła. Dawniej VAT na wyroby artystyczne z atestem wynosił 8 proc. Teraz - 23 proc. A przecież to nie masówka. Jak tak dalej pójdzie, twórczość ludowa i rękodzieło powoli będą zanikać.

Z tego daru trudno wyżyć

Stefania Topola ponad 40 lat przepracowała w Cepelii i przepięknie maluje porcelanę. Dziś szefuje opolskiemu oddziałowi Stowarzyszenia Twórców Ludowych.

- Po likwidacji spółdzielni tylko kilka młodszych osób założyło własne firmy malowania porcelany. Pozostałe odeszły na emeryturę, ale przez te wszystkie lata nie zaprzepaściły swoich talentów i umiejętności. Stowarzyszenie otrzymuje wiele propozycji uczestniczenia w warsztatach i pokazach, organizowanych przez domy kultury i biblioteki. Zabieramy farby, pędzelki i jedziemy na pokazy zdobienia. Ludzie przyglądają się z podziwem, nawet młodzi, ale naśladowców nie widać. Może z czasem będą, ponieważ rękodzieło staje się coraz bardziej doceniane i modne na świecie, sądzę więc, że ten trend przyjdzie i do nas. Na szczęście wspiera nas Muzeum Wsi Opolskiej, zaprasza do uczestnictwa w jarmarkach, organizuje pokazy i konkursy.

Ewa Olbryt, organizatorka jarmarków na terenie muzeum, potwierdza, że osoby zrzeszone w stowarzyszeniu, jak i inni, którzy trudnią się rękodziełem, zawsze mogą liczyć na zaproszenie do wystawienia oraz sprzedaży swoich wyrobów. Wprawdzie wielkie jarmarki na terenach muzeum odbywają się tylko trzy razy w roku, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby stowarzyszenie organizowało pokazy częściej.

Małgorzata Mateja ze Staniszcz Małych jest jedną z nielicznych osób, które po likwidacji Cepelii założyły własne firmy malowania porcelany.

- Rzuciłam się na głęboką wodę. Po prostu nie wyobrażałam sobie, że zmarnują się moje umiejętności, które doskonaliłam przez ponad 20 lat. Kupiłam piec do wypalania porcelany i zaczęłam pracę na własny rachunek.

Zanim sama zaczęłam szukać klientów, oni znaleźli mnie. To były sklepy z całego kraju, które odbierały towar od Cepelii. Ich liczba nie rośnie. Jedne zostają zlikwidowane, a na ich miejsce powstają nowe. Zamówienia też się nie zwiększają. To nie jest towar masowy ani pierwszej potrzeby.

Dotąd nie ma naśladowców wśród młodych. Sztuka nie tylko tego rękodzieła zaginie, jeśli nie będzie objęta większą ochroną i wsparciem. Moje dzieci nauczyły się zdobić porcelanę i kroszonki, ale nie mają zamiaru dziedziczyć mojej firmy. One doskonale wiedzą, że każda praca rękodzielnicza wymaga oprócz talentu także odpowiednich cech charakteru - przede wszystkim cierpliwości. Nie da się na tym dużo zarobić, bo to nie jest produkcja spod sztancy.

Ewa Żołna i Dariusz Partyka, syn pani Jadwigi, postanowili na przekór wszystkiemu założyć Pracownię Rękodzieła Ludowego i Artystycznego i z niej wyżyć. Pani Ewa nauczyła się od teściowej malować na porcelanie i nie tylko. Wyposażyli pracownię w piec do wypalania naczyń i otworzyli sklepik przy ul. Katedralnej w Opolu.

- Szybko zorientowaliśmy się, że aby nie splajtować, musimy mocno zabiegać o klientów. Internetowa strona to za mało. Zdecydowaliśmy się pokazywać, jak się zdobi porcelanę. Organizujemy warsztaty dla osób, które chciałyby spędzić wolny czas nie przed telewizorem. I to okazało się strzałem w dziesiątkę.

Teraz pokazy zamawiają firmy, by gościom uatrakcyjnić pobyt w naszym mieście. Otrzymujemy także zaproszenia z Opolskiej Organizacji Turystycznej oraz z konsulatów i ambasad. Takie pokazy wiążą się z wydatkami, ponieważ robimy je bezpłatnie, ale dzięki nim zdobywamy też klientów. W ubiegłym roku byliśmy na zaproszenie konsulatu w Chinach. Pewnego razu do naszego sklepiku przyszedł Opolanin mieszkający w Japonii. Okazało się, że jest prezesem Polskiej Izby Gospodarczej w Japonii i od razu postanowił nas do siebie zaprosić na pokaz.

Ewa Żołna nie ukrywa, że jest to bardzo pracochłonny sposób promocji, ale w konsekwencji jednak się opłaca.

- Naprawdę bardzo trudno sprzedać to, co ludzie widzą tylko na ekranie - przyznaje. Warsztaty, które pokazują proces technologiczny, przyciągają entuzjastów takiego zdobnictwa i w konsekwencji zwiększa się sprzedaż. Staramy się także unowocześniać naszą ofertę. Zamiast pokrywać całe naczynia kwiatkami, zdobimy nimi tylko fragmenty filiżanek i talerzyków. Lepiej pasują wtedy do minimalistycznych, nowoczesnych wnętrz.

Jednym ze sposobów pozyskania klientów są nowe pomysły. Jeden z nich to zdobione kwiatkami "kroszonkarskimi" bombki. Innym, którego zapewne nie pochwalą etnografowie, jest komercjalizacja rękodzieła. By porcelanowe naczynia czy bombki stanowiły pamiątkę z Opola, między kwiatki na porcelanie czy bombkach wplatane są fragmenty architektury charakterystycznej dla miasta. T

o sprawia, że coraz więcej urzędów i firm zamawia je jako prezenty dla swoich gości. To oprócz nagród właściciele firmy traktują jak rzeczywistą formę mecenatu nad twórcami rękodzieła.

Bogdan Jasiński z Muzeum Wsi Opolskiej mówi, że Stowarzyszenie Twórców Ludowych stara się o zmianę przepisów podatkowych dla firm i indywidualnych twórców rękodzieła. Ich grono mogłoby się w przyszłości dzięki temu powiększyć, bo ludzie mogliby sprzedać to, co wychodzi spod ich zdolnych rąk.

- Warto wspierać rękodzieło, bo światowy design najwyraźniej odwraca się od towarów masowych - podkreśla Jasiński. - W cenie jest teraz to, co jednostkowe, oryginalne, niepowtarzalne. Wiele zależy tu jednak od władz samorządowych, choć nie tylko. Myślę, że zmianie powinien ulec także styl pracy Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Powinno zmienić statut, usamodzielnić się i zacząć zabiegać o pozyskanie unijnych funduszy na rozwój.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska