Ręce które leczą

Edyta Hanszke
Marek przywraca do sprawności osoby po wylewach, masuje plecy obolałe po wielogodzinnej pracy. (fot. Daniel Polak)
Marek przywraca do sprawności osoby po wylewach, masuje plecy obolałe po wielogodzinnej pracy. (fot. Daniel Polak)
Na początku Marek Muszyński wynajął gabinet w Głogówku, ale kiedy pacjenci dowiedzieli się, że może dojeżdżać do nich do domów, zaczęli wybierać tę opcję.

Marek Muszyński od maja 2006 roku prowadzi własną działalność jako fizjoterapeuta.

Pomaga osobom po wylewach wrócić do sprawności, masuje zmęczone wielogodzinnym przebywaniem w jednej pozycji kręgosłupy mieszkańców gminy Głogówek.

Mówi, że pracy dla fachowców z tej branży nie zabraknie, a nawet będzie przybywać. - Niestety, coraz więcej jest osób potrzebujących takiej pomocy. Wielu moich pacjentów to jeszcze osoby w sile wielu, a już uskarżające się systematycznie na przeróżne dolegliwości, najczęściej z kręgosłupami. Tryb życia nas do tego doprowadza - mówi Marek Muszyński.

Pracę na własnym garnuszku mieszkaniec Prudnika godzi z byciem nauczycielem wychowania fizycznego w szkole specjalnej w Głogówku. - Tam też mam lekcje indywidualne z usprawniania naszych wychowanków - dodaje.

Skończył najpierw studia z wychowania fizycznego, a potem podyplomowe z fizjoterapii w Katowicach.

W 2001 roku rozpoczął pracę jako nauczyciel. 5 lat później otworzył przy pomocy pieniędzy unijnych własny gabinet fizjoterapii. Dostał 20 tys. zł dofinansowania. - To było 75 proc. całej kwoty, ja musiałem dołożyć 25 proc. - wspomina. - Kupiłem za to urządzenia do pracy: stół do masażu, leżankę, parawan, laser, ultradźwięki, przyrządy do gimnastyki korekcyjnej. Na początek wystarczyło.

Sprawdził, że w gminie Głogówek konkurencji nie będzie miał. Wówczas na zabieg u fachowca jego specjalności opłacany przez Narodowy Fundusz Zdrowia trzeba było nawet czekać 10 miesięcy, dziś krócej, około dwóch.

Marek Muszyński zaczął świadczyć te usługi prywatnie. Po jakimś czasie okazało się, że większość pacjentów woli, żeby on przyjeżdżał do nich.

Więc codziennie pokonuje przynajmniej 100 kilometrów. Pracuje po 5-6 godzin dodatkowo, po obowiązkach związanych z pracą w szkole.

- Udaje mi się pogodzić te dwa zajęcia, bo w szkole mam etat 18-godzinny i wolny czas w ferie i wakacje - mówi.

Sprzęt, który kupił za unijną dotację, zabiera ze sobą do pacjentów.

Wysoko ocenia szkolenia, jakie przeszedł przy okazji starania się o unijną dotację.

Organizowała je Fundacja dla Dobra Publicznego z Kędzierzyna-Koźla.

Po tych kursach dziś sam prowadzi księgowość swojej firmy i zapewnia, że napisanie ponownie biznes planu teraz też nie sprawiłoby mu większych kłopotów. - To było chyba najtrudniejsze, wiele osób się na tym etapie zabiegania o własną firmę zniechęciło - wspomina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska