Pan Artur 3 marca brał udział w turnieju tenisa stołowego w czeskim Bruntalu. Kilka dni później był na podobnych zawodach w Żywocicach, a potem 9 marca znów we wspomnianym Bruntalu. Wtedy imprezy sportowe jeszcze się odbywały, a świadomość o potencjalnym zagrożeniu w społeczeństwie była dużo niższa, niż teraz.
We wtorek 10 marca źle się poczułem. Miałem typowe objawy grypowe - opowiada portalowi nto.pl pan Artur. Tego dnia w Polsce zdiagnozowanych było już 21 osób zakażonych koronawirusem. Pan Artur podejrzewał zwykłą grypę, ale dla bezpieczeństwa innych postanowił sam zorganizować sobie domową kwarantannę i nigdzie nie wychodził.
W międzyczasie zapadła decyzja o zamknięciu szkół i odwołaniu imprez masowych w całej Polsce. Mieszkaniec gminy Branice cały czas miał nadzieję, że jego zagrożenie koronawirusem nie dotyczy.
- W niedzielę czułem się już jednak bardzo źle - opowiada mężczyzna.
Poprosił mamę o to, by zawiozła go do szpitala w Głubczycach. Nie wchodził jednak na izbę przyjęć tylko przez domofon udzielił wywiadu, poinformował o dolegliwościach i tym, gdzie przebywał oraz gdzie podróżował w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
Z Głubczyc został odesłany do szpitala zakaźnego w Opolu.
To jednak długa trasa, licząca blisko 90 kilometrów. Zdecydowanie bliżej znajdował się szpital zakaźny w Raciborzu.
- Pojechaliśmy tam. Zostałem przyjęty na oddział i przeprowadzono mi badania - opowiada nasz rozmówca.
O wynikach dowiedział się w nocy z poniedziałku na wtorek. Okazało się, że jest zakażony koronawirusem. Jednocześnie udało mu się dowiedzieć, że prawdopodobnie źródłem zakażenia mógł być jeden z Czechów, który był na turniejach.
Obywatel sąsiedniego kraju jest przedstawicielem handlowym i codziennie ma kontakt z wieloma ludźmi.
Mam nadzieję, że zakażonych będzie jak najmniej. Mama przebywa obecnie na kwarantannie domowej - mówi pan Artur.
Warunki w szpitalu w Raciborzu są - według niego - bardzo dobre. Na sali leży sam. Ma do dyspozycji telewizor. Jedzenie podawane jest przez specjalną śluzę. Raz dziennie odwiedza go lekarz. Przychodzi także osoba sprzątająca salę.
- Ubrani są w specjalne kombinezony ochronne. Wszystkie standardy bezpieczeństwa są zachowane - podkreśla. - Biorę paracetamol na zbicie gorączki - cztery razy po dwie tabletki na dobę. Żadnych innych leków mi nie dają.
Pacjent z rana czuje się dobrze, ale później w godzinach popołudniowych rośnie mu temperatura do 39 stopni. Ma nadzieję, że w miarę szybko wyzdrowieje i wróci do swojego codzienne życia.
- Lekarka powiedziała mi, że tak właśnie przebiega ta infekcja. Pozostaje czekać. Pozdrawiam wszystkich - podsumowuje nasz rozmówca.