Religii każdy uczyć może, a dyrekcji i gminie nic do tego

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Wbrew powszechnym opiniom lekcje religii w szkołach nie są prowadzone na podstawie ustaleń konkordatowych z 1993 r. Reguluje je wcześniejsze rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 14 kwietnia 1992 r.
Wbrew powszechnym opiniom lekcje religii w szkołach nie są prowadzone na podstawie ustaleń konkordatowych z 1993 r. Reguluje je wcześniejsze rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 14 kwietnia 1992 r. Archiwum
Wbrew powszechnemu przekonaniu Kościół katolicki nie jest jedyną instytucją uprawnioną do nauki wiary. Zamierzają jej uczyć m.in. członkowie grupy modlitewnej z Krapkowic, a także wyznawcy potwora z makaronu.

Uczniowie z Krapkowic, podobnie jak dzieci i młodzież w całym kraju, zasiedli wczoraj w szkolnych ławach po wakacyjnej przerwie. Pierwszy dzień nauki tradycyjnie był poświęcony sprawom organizacyjnym - wychowawcy poinformowali uczniów, jak będzie wyglądał rok szkolny, i przekazali im plan lekcji. W rozkładzie zajęć rewolucji nie ma, poza jednym szczegółem - uczniowie w ramach lekcji religii będą w tym roku podzieleni na trzy grupy. Będą chodzić na: lekcje religii prowadzone przez katolickich księży albo katechetki, lekcje etyki oraz (tu nowość) lekcje organizowane przez katechetów Centrum Chrześcijańskiego „Tylko Jezus” Kościoła Bożego w Chrystusie w Krapkowicach. Za tą ostatnią grupą stoją m.in. pastor Andrzej Krajka i pastor Roman Chmielewski z Krapkowic. To osoby, które jeszcze kilka lat temu tworzyły krapkowicką Odnowę w Duchu Świętym - tę samą, przed którą w 2008 i 2009 roku przestrzegali jezuici, pisząc: „Chcemy przestrzec studentów przed zgubnym wpływem grupy krapkowickiej. Grupa krapkowicka stosuje metody oraz głosi treści, które nie licują z nauką Kościoła i poszanowaniem wolności człowieka”. Na stronach Xaverianum.pl można było wtedy przeczytać także relacje studentów: „Ci z grupy krapkowickiej zrobią wszystko, żeby oderwać od rodziny, od bliskich, rodziców i przyjaciół. Na spotkaniach modlą się o nawrócenie katolickich rodziców na drogę Odnowy”. Niedługo po tym biskup opolski Andrzej Czaja, w związku z nieprawidłowościami, wykluczył grupę z Kościoła katolickiego - zabronił jej członkom gromadzenia się w kościołach i dalszego używania nazwy.

Choć krapkowicka Odnowa w Duchu Świętym przestała wtedy istnieć, to niedługo po tym jej członkowie zawiązali nowe stowarzyszenie. Zaczęli organizować swoje spotkania w Krapkowickim Domu Kultury, a niedawno zgłosili do gminy i powiatu, że rozszerzają działalność o naukę lekcji religii w podstawówkach, gimnazjach i szkołach średnich. Działacze grupy modlitewnej chcą, by dzieci, które dotychczas uczęszczały np. na religię prowadzoną z katolickim księdzem, chodziły na takie zajęcia do siedziby zboru przy Osiedlu Sady w Krapkowicach. Tam religię wykładać będą katecheci uprawnieni przez zbór. Wśród uczniów sprawdzana będzie obecność, a w trakcie zajęć będą normalnie oceniani - ich aktywność zostanie zapisana w dzienniku. Ocena końcowa z religii prowadzonej przez zbór trafi ostatecznie także na świadectwo i będzie się liczyć do średniej.

- Nasze lekcje religii będą otwarte dla wszystkich - zapowiada pastor Roman Chmielewski. - Zajęcia będą bardzo ciekawe i różnorodne. Na pewno nie będą one polegały na tym, że prowadzący będzie odpytywać młodzież albo straszyć dzieci - zachwala pastor.

Gmina podpisała już porozumienie z grupą modlitewną ws. organizacji zajęć. Powiat jest w trakcie sprawdzania dokumentów. Generalnie samorządy nie mogą odmówić zborowi nauczania wiary wśród uczniów.

- Takie zajęcia może prowadzić każdy kościół lub związek wyznaniowy, który jest zarejestrowany w Polsce - tłumaczy Jolanta Myśluk, która w urzędzie miejskim w Krapkowicach odpowiada za oświatę. - Gwarantuje to rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych.

W praktyce oznacza to, że jeśli religii będzie chciała nauczać liga muzułmańska lub gmina żydowska, to samorząd także musi się na to zgodzić. Warunek jest tylko jeden - rodzice muszą złożyć deklaracje, że chcą, by ich dziecko było uczone przez imama lub rabina. Taki wniosek składa się tylko raz i nie ma konieczności jego ponawiania w następnych latach. Jednocześnie wraz z nowym rokiem szkolnym rodzice mogą zmienić deklarację.

Przepisy przewidują, że w takich przypadkach samorząd musi zatrudnić takiego katechetę w szkole i płacić mu za prowadzone zajęcia. Organizator lekcji religii może natomiast wybrać, czy chce, żeby odbywały się one w punkcie katechetycznym poza murami szkoły, czy też w samej szkole (w tym drugim przypadku musi mieć co najmniej 7 chętnych). Generalnie liczba chętnych musi wynosić co najmniej 3 osoby. Co ważne, szkoła musi w taki sposób zorganizować plan lekcji, by uczniowie nie mieli tzw. okienek, czyli przerw w lekcji. A także tak skoordynować lekcje, by dzieci mogły korzystać ze szkolnego autobusu.

- W związku z tym nie wykluczamy drobnych korekt w planie lekcji - mówi Andrzej Brzozowski, wicedyrektor gimnazjum nr 2 w Krapkowicach. - Lekcje religii zostaną przesunięte na początek lub na koniec zajęć.

Kto skontroluje, jakie treści będą przekazywane uczniom podczas lekcji religii? Przepisy przewidują, że nadzór prowadzi dyrektor szkoły. Władze zwierzchnie kościoła także mają wpływ na katechetę, bo to one kierują go do pracy (cofnięcie skierowania jednoznaczne jest z brakiem zgody na uczenie religii). Praktyka jest taka, że zazwyczaj zwierzchnicy kościoła pilnują tego, czy katecheta głosi wartości zgodne z tymi, jakie przyjmuje dany kościół, a dyrektor pilnuje, by grało wszystko w papierach.

- Dyrektor nie ingeruje w treści przekazywane podczas lekcji religii - tłumaczy Teodozja Świderska, rzecznik kuratora oświaty w Opolu. - Dyrektor sprawdza natomiast, czy nie jest naruszane np. bezpieczeństwo uczniów. W przypadku jakichkolwiek nieprawidłowości dyrektor powiadamia o tym zwierzchników danego kościoła.

Polskie przepisy na podstawie, który organizowane są zajęcia z religii (lub etyki), należą do liberalnych. Nie faworyzują Kościoła katolickiego, mimo podpisanego konkordatu ze Stolicą Apostolską. De facto umożliwiają nauczanie wiary każdej grupie religijnej. Na podstawie tych przepisów w niektórych szkołach w Warszawie dzieci uczą się już islamu, a w Kędzierzynie-Koźlu swoje lekcje religii mają od pewnego czasu zielonoświątkowcy.

Liberalne przepisy w tym zakresie mogą jednak narazić szkołę na śmieszność. Od pewnego czasu praw podobnych do innych związków wyznaniowych domagają się w Polsce wyznawcy Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Jego członkowie parodiują inne religie, przekonując, że za stworzenie świata odpowiedzialny jest wielki potwór wyglądający jak kłębek makaronu z dwoma pulpecikami w miejscu oczu. Pastafarianie, bo tak zwą się członkowie tego „wyznania” (od włoskiego słowa „pasta”, czyli „makaron”), mają swój kanon zasad (podobny do 10 przykazań). W pierwszym punkcie czytamy: „Jam jest Latający Potwór Spaghetti. Nie będziesz miał innych potworów przede Mną. (Potem możesz mieć; tylko użyj zabezpieczenia). Jedynym Potworem, który zasługuje na pisanie wielką literą, jestem Ja! Inne potwory to fałszywe potwory, niezasługujące na pisanie wielką literą”.

Pastafarianie mają nawet własne spotkania „modlitewne”, podczas których bawią się i piją piwo. Mają także religijne nakrycia głowy - durszlaki do odcedzania makaronu.

Choć może się to wydawać zabawne, to wierni Kościoła Latającego Potwora Spaghetti od 2012 r. na poważnie starają się zarejestrować swój kościół jako oficjalny związek wyznaniowy. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji (a obecnie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji) odmówiło takiej rejestracji, uznając, że pastafarianie nie są żadnymi wyznawcami, a grupą śmieszków, którzy kpią z innych religii.

Przedstawiciele resortu, wydając takie postanowienie, z pewnością mieli świadomość, że jeśli zgodziliby się zarejestrować Latającego Potwora Spaghetti, to jego „pastorzy” otrzymaliby takie same prawa jak np. duchowni katoliccy. Otwarłoby to drogę przedstawicielom tego „kościoła” do nauczania religii w szkołach i przekazywania uczniom wierzeń, że Latający Potwór Spaghetti „jest miłym i dowcipnym bogiem, lubującym się w piratach i piwie”.

Mimo odmowy rejestracji pastafarianie nie składają broni. Już trzykrotnie oddawali sprawę do sądu, domagając się swoich praw. 18 maja br. sąd oddalił skargę wyznawców potwora, więc ci złożyli skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Przeciwnicy Kościoła Latającego Potwora Spaghetti i ministerialni urzędnicy są wręcz przekonani, że chodzi tylko o ośmieszenie prawdziwych religii i państwa. Nie zgadza się z tym Artur Mykowski z rady kościoła Potwora Spaghetti.

- Ja wierzę, że Jego Makaronowatość istnieje, a ministerialni urzędnicy nie są w stanie udowodnić, że to nieprawda - mówi Mykowski. - Spodziewamy się, że prędzej czy później nasza religia zostanie zarejestrowana, bo spełniamy wszelkie wymogi formalne. Gdy to nastąpi, naturalnie zgłosimy się, by nauczać naszej religii w szkołach.

Pastafarianie już zapowiedzieli, że w tej sprawie będą walczyć nawet przed Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska