Reńska Wieś. Choroba w mig zabiła młodego i silnego Leszka. Dla jego rodziny każdy miesiąc jest walką o przetrwanie

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Anna i Leszek Zdeblowie wspólnie wychowywali dwójkę dzieci: obecnie 12-letniego Kubę i 14-letnią Paulę. Po śmierci męża pani Anna stała się dla swoich pociech matką i ojcem w jednej osobie. Ale z jednej pensji trudno utrzymać rodzinę i spłacać kredyt.
Anna i Leszek Zdeblowie wspólnie wychowywali dwójkę dzieci: obecnie 12-letniego Kubę i 14-letnią Paulę. Po śmierci męża pani Anna stała się dla swoich pociech matką i ojcem w jednej osobie. Ale z jednej pensji trudno utrzymać rodzinę i spłacać kredyt. archiwum prywatne
37-latek wprawdzie pracował nim zachorował, ale formalności związane z przyznaniem renty dla jego dzieci trwają już od kilku miesięcy. Rodzinę utrzymuje jedynie wdowa. Pani Anna nie miała śmiałości prosić o pomoc nawet wtedy, gdy na przeżycie miesiąca zostało jej 500 złotych. Wtedy sprawy w swoje ręce wzięła jej była wychowawczyni.

- Mój mąż był okazem zdrowia. W ciągu 10 miesięcy z 115-kilogramowego silnego mężczyzny zostało 70 kilogramów okruchów - mówi 32-letnia Anna Zdebel z Reńskiej Wsi pod Kędzierzynem-Koźlem. - Wszystko stało się tak nagle, że nie mieliśmy nawet szans się na to przygotować.

Leszek Zdebel źle się poczuł w lutym 2020 roku. Początkowo wszystko wskazywało na to, że dopadło go przeziębienie. Gdy objawy nie ustąpiły mimo podania antybiotyków, rozpoczęły się bardziej szczegółowe badania. Diagnoza brzmiała "zespół mielodysplastyczny" i była niczym wyrok.

- Jedynym ratunkiem był przeszczep szpiku. Znalezienie genetycznego bliźniaka, który mógłby zostać dawcą, jest jak szukanie igły w stogu siana. Nam przyszło walczyć już w pandemii, więc wiedzieliśmy, że potrzebny jest cud - wspomina pani Anna.

Para wspólnie wychowywała dwójkę dzieci: obecnie 12-letniego Kubę i 14-letnią Paulę.

Cud zdarzył się w Dzień Ojca. To wtedy zadzwonił telefon z wymodloną informacją, że znalazł się dawca. - Leszek miał tylko jedno marzenie - chciał widzieć jak jego dzieci dorastają. Wtedy przez chwilę poczuliśmy, że mamy szansę to marzenie spełnić - mówi łamiącym się głosem wdowa.

Radość nie trwała jednak długo, bo organizm się zbuntował i zaczął walczyć z komórkami dawcy. 37-latek zmarł nieco ponad 2 miesiące po przeszczepie, 2 listopada 2020 roku.

Pani Anna nie miała szans na spokojne przeżycie żałoby, bo wraz ze śmiercią męża zaczęła się walka o przetrwanie. Małżeństwo miało kredyt, który teraz kobieta spłaca tylko ze swojej pensji (jest pracownikiem jednego z dyskontów).

- Mąż pracował w firmie budowlanej. Legalnie więc dzieciom należy się renta, ale formalności trwają od listopada. Leszek kilka lat temu był zatrudniony za granicą. ZUS twierdzi, że to przez ten zagraniczny epizod musimy tak długo czekać. Po zapłaceniu raty kredytu i zrobieniu opłat na przeżycie miesiąca zostaje mi 500 złotych. Leszek zarabiał znacznie więcej niż ja. Nie byliśmy bogaci, ale też nigdy nie zastanawialiśmy się jak przeżyć z miesiąca na miesiąc - opowiada.

Wdowa nie miała śmiałości, by prosić o pomoc. Każdego dnia głowiła się, jak podzielić skromną sumę, by związać koniec z końcem. - Boję się, że któreś z dzieci złapie zwykłą grypę, a mnie nie będzie stać, żeby kupić lekarstwa. Oszczędności stopniały, gdy mąż chorował. On odszedł, a mnie została czarna rozpacz - mówi pani Anna.

W walce pana Leszka o zdrowie rodzinę wspierała Magdalena Wojtowicz, była wychowawczyni pani Anny. Gdy mężczyzna zmarł uznała, że nie może zostawić rodziny samej sobie. Tak zrodził się pomysł, by uruchomić zrzutkę.

- Ania na początku nie przyznała mi się, że jest u nich tak źle. Ona zawsze była pierwsza, gdy komuś działa się krzywda, ale teraz - gdy sama znalazła się w potrzebie - nie miała śmiałości prosić - wspomina była wychowawczyni.

Ostatecznie, za zgodą wdowy, zbiórka została uruchomiona. Panią Annę i jej dzieci można wspomóc za pomocą portalu zrzutka.pl wpisując frazę "Pomoc dla 32-letniej wdowy z 2 dzieci" lub klikając TUTAJ.

Zbiórka trwa zaledwie od kilku dni, ale pani Anna zdążyła już z jej powodu wylać sporo łez. - Ludzie są okrutni i bezwzględni. Momentalnie wylała się na mnie fala hejtu, że jestem nieudolna i proszę o pieniądze. Zabolało mnie to tak bardzo, że serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Córka musiała wezwać pogotowie - mówi rozgoryczona. - Tu nie chodzi o mnie, ale o dzieci. To z ich powodu musiałam schować dumę do kieszeni i poprosić o pomoc.

Dobra informacja jest taka, że znaleźli się też ludzie życzliwi i pomocni. To oni m.in. sprezentowali rodzinie opał.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska