Requiem dla orkiestry

Jolanta Jasińska-Mrukot
Rok 1953. Orkiestra z Chudoby na Górze św. Anny.
Rok 1953. Orkiestra z Chudoby na Górze św. Anny.
W 2001 roku znalazła się w dwudziestce najlepszych orkiestr w kraju, trafiła też do księgi Guinnessa. Ale w łaski władz swojej gminy nie zdołała się wkraść.

Byli dumą i wizytówką gminy kilku powojennych pokoleń. W 1991 roku zdjęcie orkiestry z Chudoby trafiło do przewodnika urzędu wojewódzkiego jako wizytówka regionu, obok m.in. znanej "Silesii" z Łubnian. Granie w niej było wyróżnieniem, dawało prestiż i szacunek sąsiadów.
- Ten z trąbką na zdjęciu to mój ołpa Karol Lasik, grał w orkiestrze jeszcze za księdza Józefa Menzla, który założył ją w 1909 roku - 20-letnia Dorota Łukawska pokazuje pożółkłe, powojenne fotografie.
- A tutaj orkiestra na Górze św. Anny już za czasów ks. Antoniego Menzla, który był bratankiem ks. Józefa i też miłośnikiem muzyki - wskazuje na inną fotografię Bernadeta Łukawska, córka 75-letniego Karola Lasika z pobliskiej Wędryni.

Dorota Łukawska (w orkiestrze klarnet, a prywatnie przykład zmiany roli kobiet w śląskiej tradycji, bo kto gdzieś kiedyś widział kobietę w dętej orkiestrze?) nie bez żalu stwierdza, że teraz grają już tylko w kościele i to w szkieletowym składzie.
- Brakuje nam kapelmistrza, bez którego orkiestra nie istnieje - tłumaczy Dorota. - Wprawdzie wójt po wyjeździe Bernarda Lesika przysłał nam jego zastępcę, ale nie został zaakceptowany przez orkiestrę. Bo gdzie mu było do pana Bernarda, który uczył od podstaw teorii i gry na instrumencie...
O kapelmistrzu Bernardzie Lesiku, który dyrygował w Chudobie nieprzerwanie od 24 lat, zaraz po księdzu Antonim, mówią same superlatywy. Że w orkiestrę tchnął życie i potrafił trzymać dyscyplinę, co nie jest proste, kiedy najstarsi byli po pięćdziesiątce, a młodsi mieli po 15 lat. Że miał autorytet, entuzjazm i znał się na tym, co robił. No i osiągnięcia były...
- Nasz kapelmistrz stracił pracę na kolei - opowiada 36-letni Andrzej Pielorz, w orkiestrze tenor. - Musiał z czegoś żyć, utrzymać rodzinę, ale nikogo to nie zainteresowało, ani to, żeby ocalić 100-letnią orkiestrę. Więc Lesik za pracą do Niemiec pojechał.

Orkiestra była społeczna, co w polskiej rzeczywistości oznacza, że niczyja.
- Tylko na świętą Cecylię, patronkę muzyki, ludzie w kościele robili na nią składkę - dodaje Bernadeta Łukowska. Wspomina jeszcze, że podczas wyborów samorządowych kontrkandydatka obecnego wójta mówiła o możliwościach utrzymania orkiestry, a jako przykład podawała orkiestrę z Bobrowej w gminie Rudniki.
A orkiestra miała potrzeby - instrumenty się psuły, nuty były potrzebne, wyjazdy na przeglądy też kosztowały.
- W zamian za to, że graliśmy na gminnych imprezach, gmina miała nam udostępnić autokar i pokrywać koszty naprawy instrumentów - mówi Engelbert Karpowiak, który do orkiestry trafił jeszcze za ks. Józefa Menzla jako 10-letni chłopak. - Jednak tak było do czasu.
- Mieliśmy być orkiestrą gminną na każde zawołanie - dodaje Andrzej Pielorz. - Tylko że ze zwrotem za rachunek na naprawę instrumentu bywało różnie. Potem usłyszeliśmy od jednego z radnych, że zdobywamy nagrody, więc mamy czym płacić, albo mówiono nam, byśmy sobie zarobili.
W końcu doszło do tego, iż kapelmistrza władza publicznie upominała, że nie rozlicza się z nagród. - A my wiedzieliśmy, że to były marne grosze! - żalą się członkowie orkiestry.
Ostatecznie na ich losie zaważył wyjazd do Niemiec, na zaproszenie zaprzyjaźnionego miasta Halle.
- Powiedziano nam, że mogą jechać tylko 23 osoby, a członków orkiestry było 36 - denerwuje się Engelbert Karpowiak. - W gminie nie zrozumieli, że orkiestry się nie dzieli, bo wszyscy zawsze jednakowo grali.

Eugeniusz Grzesik, wójt Lasowic Wielkich, twierdzi, że muzycy zachowali się wtedy niepoważnie. Finał był taki, iż zamiast orkiestry z Chudoby pojechała część orkiestry z Chocianowic.
Od tego momentu gmina odwróciła się do nich plecami. Wyszło to zwłaszcza wtedy, kiedy w 2001 roku orkiestra miała jechać na ogólnopolski przegląd do Połczyna Zdroju.
- Mamy pismo z urzędu gminy kierowane do naszego kapelmistrza - opowiada Dorota Łukawiecka. - Dowiedzieliśmy się, że nasza orkiestra pozbawiona jest charakteru: ani gminna, ani strażacka i niemniejszościowa, więc nikt tego wyjazdu nie będzie finansował.
Do Połczyna Zdroju orkiestra jednak pojechała - dzięki państwowej straży pożarnej z Opola, która użyczyła kierowcy i autokaru. Na ogólnopolskim przeglądzie orkiestr OSP znaleźli się w najlepszej dwudzieste orkiestr w Polsce. I to był koniec zespołu.
- Kiedy mąż został bez pracy, szukał jej w gminie - mówi Jolanta Lesik, żona Bernarda. - Ale po 24 latach prowadzenia orkiestry nigdzie go nie potrzebowali.
Natomiast orkiestrę najbardziej zabolało, że nowemu kapelmistrzowi obiecano płacić za próby i występy, a dla starego dyrygenta takie pieniądze się nie znalazły.
Z Bernardem Lesikiem próbowaliśmy się skontaktować za pośrednictwem jego żony.
- Mąż zostawił orkiestrę, to nie było dla niego łatwe - tłumaczy Jolanta Lesik. - Teraz już nie chce do tego wracać.
BYŁY SUKCESY
1998 - II miejsce na ogólnopolskim przeglądzie orkiestr mniejszości niemieckiej w Leśnicy.
1999 - I miejsce na przeglądzie wojewódzkim zespołów OSP
2001 - I miejsce w Strzelcach Op. na przeglądzie wojewódzkim, I miejsce w przeglądzie orkiestr powiatów oleskiego i kluczborskiego, II miejsce w Gogolinie na przeglądzie "Wiatraki".
Oprócz tego gratulacje od Waldemara Pawlaka, prezesa Zarządu Głównego OSP, nagroda Ministra Kultury i Sztuki w wysokości 2 tys. zł (w 1997 r.), a także udział (wspólnie z innymi orkiestrami z kraju) w biciu rekordu świata na największą orkiestrę OSP w 1997 i 2000 roku na pl. Marszałka Piłsudskiego w Warszawie.

TO NIE MOJE ZMARTWIENIE
Rozmowa z wójtem Lasowic Wielkich, Eugeniuszem Grzesikiem
- Powiedział pan publicznie, że kapelmistrz nie rozliczył się z nagród, które były pieniędzmi społecznymi?
- Nic podobnego nigdy nie powiedziałem! Ze mną pan Lesik ze wszystkiego, co trzeba, się rozliczył. To jest orkiestra prywatna, więc na utrzymanie może wziąć ją każdy, komu na niej zależy. Gdyby była gminna, tobym się martwił. Jeżeli ktoś ma aspiracje, to sam dla siebie, a tak było w przypadku tej orkiestry.
- Rzeczywiście nie można było zatrudnić pana Lesika, żeby prowadził orkiestrę?
- Pan Lesik nie ma odpowiednich kwalifikacji.
- A nie szkoda panu 100-letniej orkiestry?
- Co oni opowiadają? Tam takich starych ludzi nie ma! Ale orkiestry szkoda. Jeszcze raz powtarzam: to była orkiestra prywatna, a orkiestry się przecież rozpadają i nikogo to nie dziwi. Jakoś orkiestra z Chocianowic może grać i gra już lepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska