Ice cross downhill to łyżwiarstwo zjazdowe w formie wyścigów. Czterech zawodników na łyżwach hokejowych zjeżdża w dół po oblodzonym torze pełnym przeszkód i ostrych zakrętów. Dodatkowo trwa walka między jadącymi na łokcie. To młoda dyscyplina sportu. Ma jednak możnego sponsora, inwestuje w wiele sportów ekstremalnych. Pierwsze zawody "Red Bull Crashed Ice" odbyły się w 2000 roku w stolicy Szwecji Sztokholmie. Dyscyplina mocno się rozwinęła na świecie. Najpopularniejsza jest w Kanadzie i USA, ale również w Europie (Niemcy, Szwajcaria, Holandia, Austria, Finlandia, Rosja) ma wielu zwolenników. Zawody są transmitowane w telewizji, a organizowane na specjalnie budowanych torach w centrach dużych ściągają wielu widzów.
Po co się narażasz?
- Gdy komuś mówię, jaką uprawiam dyscyplinę sportu, to w zasadzie wszyscy patrzą na mnie ze zdziwieniem - mówi 31-letni opolanin Robert Heisig. - Ten sport w zasadzie u nas jest nieznany. Gdy już opowiadam o jego zasadach, to zdziwienie jest jeszcze większe i pojawiają się pytania, po co się narażam.
Nie ma w tym jednak nic dziwnego. Rynną w dół pędzić można nawet 70 km/h. Są oczywiście ochraniacze, kaski, ale nie ma co ukrywać - to sport ekstremalny i niebezpieczny. Na nartach zjazdowych pędzi się szybciej, ale tam przestrzeń wokół jest większa. Po upadku można przelecieć kilkadziesiąt metrów, zatrzymując się na siatce, wytraciwszy wcześniej prędkość. Szybciej jedzie się bobslejem czy na saneczkach, ale nimi można w większym stopniu sterować, a na dodatek nie ma rywali obok. Ekstremalne i połączone z szybkością są wszystkie sporty motorowe i samochodowe. Kiedy się jednak ogląda urywki telewizyjne z tych dyscyplin, to już jesteśmy z tym oswojeni. Oglądając urywki ice cross downhillu w telewizji czy internecie (filmików na portalu youtube.com nie brakuje), skóra może ścierpnąć.
- Prędkości zawsze towarzyszy adrenalina i to najprostsza odpowiedź, czemu to robię - mówi nasz łyżwiarz. - Nie jestem jednak wariatem, który pędzi w dół na złamanie karku. Jest pewien rodzaj strachu, który nakazuje ostrożność i większy rozsądek. Nie zawsze ten, który jeździ agresywnie i na granicy ryzyka wygrywa. Ważna jest odpowiednia strategia.
W Polsce ten sport uprawia kilkanaście osób. Żeby wystartować w jakichś zawodach, trzeba jechać za granicę. Żeby potrenować - również.
- Jest nas najwyżej kilkunastu, a takim najbardziej znanym zawodnikiem regularnie jeżdżącym w poważnych zawodach jest Jakub Owczarek z Sosnowca (jest on architektem - dop. red.) - tłumaczy Robert. - Nieskromnie można uznać, że jestem w krajowej czołówce, ale to głównie dlatego, że tych trenujących osób jest bardzo mało - dodaje ze śmiechem.
Pierwszy sukces jest
Naszemu zawodnikowi z pewnością brakuje jeszcze doświadczenia wynikającego z dużej ilości startów w poważnych zawodach, ale ma już na koncie jedno bardzo cenne osiągnięcie. Dwa tygodnie temu startował w niemieckim Winterbergu w zawodach będących kwalifikacjami do mistrzostw świata w ice cross downhillu. Nietypowo rozegrano je na torze bobslejowym. Zawodnicy startowali samotnie w wąskiej rynnie (niespełna dwa mery szerokości).
- Zawody na torze bobslejowym były rozwiązaniem nowatorskim, nawet jak na tę dyscyplinę - stwierdza opolanin. - Prędkość, jaką można było osiągnąć, wynosiła około 70 km/h. Jest to bardzo nienaturalna prędkość poruszania się na łyżwach, szczególnie hokejowych. Właśnie z nią musiałem się głównie zmierzyć i pokonać strach. Nigdy wcześniej tak szybko na łyżwach nie jechałem. Szczególnie trudno było utrzymać równowagę na zakrętach, gdy w grę wchodziły duże przeciążenia, a obciążenie skierowane jest wtedy na jedną nogę. Udział w zawodach traktowałem zapoznawczo i treningowo, głównie pod kątem przyszłego sezonu i zdobycia cennych doświadczeń. Wynik natomiast był dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem.
Nasz zawodnik zajął 7. miejsce w stawce prawie 50 startujących, osiągając czas przejazdu wyraźnie lepszy od wielu utytułowanych rywali.
- To pokazuje, że metody treningowe, jakie stosuję, się sprawdzają - tłumaczy. - Jestem bowiem typowym samoukiem. Nie byłem ani hokeistą, ani łyżwiarzem figurowym. Nie ścigałem się wcześniej na łyżwach na klasycznym torze ani na krótkim. Jazda na łyżwach była moim hobby, ale tylko i wyłącznie na zasadzie amatorskiej. Pierwszy raz zawody ice cross downhillu zobaczyłem w telewizji chyba osiem lat temu. Trzy lata temu stwierdziłem, że to ciekawa sprawa i chciałbym spróbować. Tak naprawdę jednak dopiero rok temu podjąłem poważne próby. Pojechałem potrenować do Szwajcarii i tak naprawdę tam w pełni się przekonałem, że warto trenować ten sport. Zobaczyłem jednak też, jak wiele mi brakuje. Przez ten ostatni rok bardzo dużo jednak trenowałem i zrobiłem postęp.
Opole stolicą polskiego łyżwiarstwa ekstremalnego?
Okazuje się, że nie tylko Robert Heisig może w przyszłości odnosić sukcesy w ice cross downhillu, reprezentując stolicę naszego regionu. Od prawie pół roku działa bowiem "Blade Club", który on sam zakładał. Ćwiczy w nim około 15 osób. Trenują na lodowisku opolskiego "Toropolu".
Spotkaliśmy się z dużą życzliwością dyrekcji MOSiR-u, która zarządza lodowiskiem - tłumaczy Heisig. - Do naszej inicjatywy podeszła ona z dużym entuzjazmem, starając się w ramach swoich możliwości jak najbardziej pomóc nam zaistnieć na sportowej mapie Opola. Widzę, że ten sport przyciąga młodzież, bo zgłaszają się do nas nowe osoby. Treningi wymagają sporo samozaparcia. Nie tylko są bowiem dość ciężkie, ale zaczynają się o godz. 6.15 rano w niedzielę. Późno zwróciliśmy się z prośbą o wynajęcie lodowiska i wolnych godzin już w zasadzie nie było. Trenujemy więc o dość "nieludzkiej" porze. Liczymy jednak, że za jakiś czas to się zmieni, przez co więcej osób się do nas zgłosi.
Podczas treningów zawodnicy pokonują specjalne przeszkody utworzone np. z materaców, płotków czy pachołków. Szybkość na płaskim lodowisku jest oczywiście znacznie mniejsza niż na torze prowadzącym w dół, ale podstawą jest opanowanie odpowiedniej techniki jazdy na łyżwach. W ramach treningu zaleca się zimą jazdę na nartach, a latem na rolkach, bo to sporty pokrewne z ice cross downhillem. W przypadku rolek istotne jest, że w Opolu mamy dobrze wyposażony skatepark, gdzie można poćwiczyć pokonywanie przeszkód. Ważne jest też, żeby utrzymywać ogólną kondycję i sprawność. Ważna jest więc też siłownia czy po prostu jazda na rowerze czy bieganie.
- Choć na razie reprezentowałem nasz klub samotnie, to jest w nim kilku utalentowanych, a przede wszystkim młodszych ode mnie, chłopaków, którzy na treningach walczą ze mną ramię w ramię - tłumaczy Robert Heisig. - Za rok planujemy wystawić liczniejszą ekipę w poważniejszych zawodach.
Na tym się nie zarabia
Miłośnicy ice crossu czy ice cross downhillu z Opola swoją pasję realizują za własne pieniądze, a nie są to małe sumy. Porządne łyżwy to koszt około 1000 zł. Sprzęt ochronny - drugie tyle. Do tego jeszcze opłaty za wynajęcie lodowiska. W planie jest jeszcze wyjazd w lutym na kilka dni do Finlandii, by potrenować na specjalnym torze.
- Nagrody w poważnych zawodach są, ale nie są to jakieś zawrotne sumy - tłumaczy opolanin. - Za 7. miejsce na zawodach w Niemczech tak naprawdę dostałem tylko profesjonalną koszulkę do uprawiania naszej dyscypliny. Jak jest pasja, to pieniędzy się na nią nie żałuje.
Pan Robert pracuje jako przedstawiciel handlowy w firmie farmaceutycznej. Tym, że uprawia niecodzienny sport, specjalnie się nie chwali, choć jak przyznaje już współpracownicy wiedzą o jego pasji.
- Rodzicom do końca nie tłumaczyłem, na czym polega uprawiany przeze mnie sport, żeby ich specjalnie nie martwić - zdradza nasz łyżwiarz. - Dopiero niedawno obejrzeli filmy. Nie będę nikomu wmawiał, że to w pełni bezpieczny sport. Takich jednak jest bardzo mało, bo w zasadzie każdy wiąże się z jakimś. Moja narzeczona Dagmara często powtarza, że "jeszcze" pozwala mi trenować. Skoro "jeszcze" pozwala, to trenuję.
Kilkanaście lat temu o sportach ekstremalnych na igrzyskach olimpijskich nie było mowy. Na letnich igrzyskach jest już rywalizacja na rowerach bmx, a na zimowych choćby slopestyle (pokazywanie specjalnych trików i ewolucji na nartach) czy nieco pokrewny do ekstremalnej jazdy na łyżwach - ski cross. Nie jest więc wykluczone, że za 12-16 lat efektowny sport, jakim jest ice cross downhill, będzie dyscypliną olimpijską.
- Na igrzyska już się pewnie nie załapię - podsumowuje Robert Heisig. - Znacznie większe szanse mogą mieć moi młodsi koledzy z klubu. Ależ by to było wspaniałe.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?