Rodzicielstwo to ciężka praca, ale i radość

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Rafał i Danuta Sokołowscy z Dawidem i Dominiką w wychowaniu dzieci i w walce z chorobą mogą liczyć na pomoc innych ludzi, nie państwa.
Rafał i Danuta Sokołowscy z Dawidem i Dominiką w wychowaniu dzieci i w walce z chorobą mogą liczyć na pomoc innych ludzi, nie państwa. Krzysztof Strauchmann
Namawia do niego rząd. Więc czemu co trzecie dziecko w Polsce rodzi się w biedzie, co czwarte - nie dojada?

Na poziomie egzystencjalnego minimum żyje coraz więcej rodzin młodych, starających się szczęśliwie wychować swe dzieci. Gdy do tego dojdzie jeszcze choroba czy
niepełnosprawność - trzeba być szczególnie zaprawionym i odważnym, aby z nadzieją patrzeć w przyszłość.

Ale takich osób nie brakuje, bo - jak mówią - gdy trzeba wychowywać kilkoro dzieci, nie ma czasu na popadanie w depresję: - Wielodzietność to szczęście, a nie tragedia. Nawet jeśli trzeba liczyć każdy grosz - przekonują Zającowie z Nysy i Przybylscy z Głogówka.

- Najtrudniej poradzić sobie z niepełnosprawnością - dodają Sokołowscy z Prudnika.

Pozostaje prosić

- Nie mamy wyjścia. Zdecydowaliśmy się na operację, bo dzięki niej nasz synek ma szansę chodzić - opowiadają Danuta i Rafał Sokołowscy z Prudnika. - Powiedzieliśmy sobie, że po prostu musimy znaleźć na to pieniądze. I znajdziemy. Jakoś. Musi się udać.
Choćby na przekór polityce państwa. Wciąż jeszcze można liczyć na wsparcie innych, którzy wyręczają w ten sposób państwo.

Typowa, normalna, sympatyczna rodzina, która zmaga się z niecodziennym losem. Dwoje dzieci - niepełnosprawnych, z dziecięcym porażeniem mózgowym. 13-letnia Dominika porusza się po mieszkaniu tylko na czworakach. Codziennie auto ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Prudniku zabiera ją na zajęcia dla dzieci głęboko upośledzonych.

6-letni Dawidek, który zachorował tuż po urodzeniu, szybciej się rehabilituje. Ostatnio zaczął sam chodzić na palcach, trzymając się mebli w mieszkaniu. Potrafi też pokazać najprostsze potrzeby. Na przykład, że chce jeść. Dlatego rodzice z wielką nadzieją czekają na niedzielę 10 marca. Termin operacji w prywatnym szpitalu w Krakowie, którą według autorskiej metody zwanej fibrotomią wykonuje specjalista z Ukrainy. Od innych rodziców słyszeli, że zabieg daje znakomite efekty. Niestety, nie jest refundowany przez NFZ i kosztuje 11 tysięcy złotych, a kiedy minie szesnaście tygodni - dziecko trzeba dodatkowo wysłać na płatny turnus rehabilitacyjny.

- Kredytu nie dostaniemy, bo mam w zakładzie dwuletni kontrakt, a nie umowę bezterminową. A przede wszystkim mamy za małe dochody - mówią rodzice Dawida i Dominiki. - Z pracy jednej osoby nie jesteśmy w stanie tyle odłożyć, bo przecież musimy jeszcze utrzymać rodzinę. Pozostaje tylko prosić o pomoc.

Na jednej pensji

Rafał Sokołowski pracuje w prudnickiej fabryce mebli. Żona Danuta, odkąd Dominika zachorowała, nie pracuje. Stale zajmuje się dziećmi. Dostaje z pomocy społecznej świadczenie pielęgnacyjne - 520 złotych na jedno dziecko niepełnosprawne. Polskie przepisy nie przewidziały, że w jednej rodzinie może być dwójka rodzeństwa z niepełnosprawnością. Na Dawidka matka dostaje dodatkowo tylko 120 złotych. Dobry turnus rehabilitacyjny kosztuje 5-6 tysięcy za osobę. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie dofinansowuje maksymalnie 1,6 tysiąca, bez względu na koszt wyjazdu.

- Staramy się jechać na dwa turnusy w ciągu roku, bo widzimy, że przynoszą dobre efekty - opowiadają rodzice. - Dominice zmniejszają się przykurcze, bez takiej rehabilitacji tylko by leżała. Ale musimy wybrać turnus, na którym dziennie jest 5-6 godzin zajęć z rehabilitantem, pedagogiem, psychologiem, a nie zwykły wyjazd nad morze za 1,5 tys.

Znajomi dziwią się, gdy Sokołowscy opowiadają, jak wygląda państwowa pomoc do opieki nad niepełnosprawnymi dziećmi. Ostatnio zamontowali sobie w kamienicy ruchomy podjazd, bo mama nie była już w stanie "wytargać" dwóch wózków z coraz większymi pociechami. Chociaż od roku mieszkają na parterze, od ulicy dzielą ich ciągle cztery schodki. Winda na te cztery schodki kosztowała ich 19 tysięcy. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie sfinansowało 80 procent. Resztę dopłacili sami. Zwykły wózek inwalidzki kosztuje 4,8 tysiąca. Narodowy Fundusz Zdrowia dokłada 1,8 tys.
- Żeby utrzymać rodzinę, musiałbym zarabiać 6-7 tysięcy. W Prudniku to nierealne - przyznaje ciężko pan Rafał. - Dawniej pracowałem w upadłym Froteksie. Syndyk do dziś nie wypłacił mi 3 tysięcy zaległego wynagrodzenia. Byłoby na operację, a przynajmniej na część.

Siedmioosobową rodzinę Zająców z Nysy też utrzymuje tylko ojciec. Teraz właściwie nie utrzymuje, bo przed tygodniem pan Arkadiusz stracił pracę. Ale jako dobry budowlaniec nie ma problemu z zatrudnieniem. Niebawem wraca do roboty.

Elżbiecie i Arkadiuszowi Zającom najpierw urodziła się Justyna, dziś 20-letnia maturzystka nyskiego technikum. Potem było dziewięć lat przerwy, kiedy kupowali mieszkanie, a on dorabiał się za granicą. Wreszcie na świat przyszła 11-letnia dziś Karolina. Od tego czasu co dwa lata na świecie pojawiał się kolejny potomek - 9-letnia Natalia, 7-letnia Wiktoria i prawie 3-letni Kubuś. Kiedy jadą w odwiedziny do babci, to na dwie tury, bo teściowa ma za małe mieszkanie dla wszystkich.

- Od urodzenia Karoliny nie pracuję, bo zawsze mam dużo zajęć przy dzieciach. Ale kiedy Kubuś się usamodzielni i pójdzie do przedszkola, poszukam czegoś choćby na pół etatu - zapowiada Elżbieta Michoń-Zając. - Na szczęście dzieci nigdy poważniej nie chorowały i nie musieliśmy nikogo prosić o pomoc.

Nie ma czasu na depresję

Ważne

W 2013 r. urodzi się w naszym kraju ok. 390 tys. dzieci. Blisko 35 proc. z nich przyjdzie na świat w rodzinach, w których miesięczny dochód na osobę nie przekracza 539 zł. To poziom pozwalający zaspokoić jedynie podstawowe potrzeby życiowe. Tzw. minimum egzystencji wynosi ok. 500 zł na osobę. Jednorazowy dodatek socjalny to obecnie 1000 zł.

Ekstremalna bieda dotyka rodziny mające na utrzymaniu czworo lub więcej dzieci. Nie dojada w nich co czwarte dziecko.

Osoby zajmujące się w gminach pomocą rodzinom wyliczają, że aby te najbiedniejsze przeżyły, trzeba je wspomagać w podstawowych rzeczach: zakupie odzieży, podręczników czy opału. To dzieci i ich młodzi rodzice płacą najwyższą cenę za polską transformację. Dane GUS co roku pokazują smutną prawidłowość: skrajnym ubóstwem najbardziej zagrożone są młode rodziny, zwłaszcza wielodzietne.

Poza pensją męża Zającowie dostają rodzinne, 700 złotych na piątkę dzieci. Część Kubusia starcza na pampersy. Dzieci jedzą w szkole obiady fundowane przez gminę. Wracają i zjadają w domu drugi obiad. Mama rano szykuje śniadanie, odprowadza dziewczynki do szkoły, gotuje i zajmuje się domem. Po południu przyprowadza dzieci, potem znów wyjście na zajęcia popołudniowe do świetlicy OPS, gdzie ostatnio organizują ich coraz więcej.

- Czas dla siebie mam dopiero koło północy, jak wszystkie pójdą spać - śmieje się pani Elżbieta. - Sił starcza mi tylko na oglądanie telewizji, żeby choć trochę odpocząć, oderwać się. Na wczasy nas nie stać. Na kolonie też nie możemy ich wysłać, bo dla wszystkich nie starczy, a jedno trudno jest wybrać. Dobrze, że przy domu mamy ogródek, gdzie dzieci spędzają wakacje. Nie nudzą się, mamy basen ogrodowy, huśtawki. To raczej cudze dzieci przychodzą się do nas pobawić.

Reformy szkolne uderzyły ich po kieszeni, bo dzieci już nie mogą sobie przekazywać podręczników. Większe prezenty - telefony i laptopy dostają od rodziny przy okazjach takich jak np. I komunia. 7-letnia Wiktoria już się nie może doczekać, a Kubuś na razie "pożycza" od innych wymarzony sprzęt.

Maturzystka Justyna chce iść na studia. Dziadkowie obiecali wsparcie, bo rodziców nie byłoby stać.

- Znajomi czasem pytają, jak sobie radzimy z piątką, bo oni nie mogę dać rady dwójce czy jedynakowi. A u nas przynajmniej jest wesoło - mówią Elżbieta i Arkadiusz Zającowie. - To prawda, że dużo sobie musimy odmówić, ale nie załamujemy się. Jesteśmy szczęśliwi.

- Dziwię się, gdy słyszę narzekania kobiet na depresję. Jaka depresja? Ja nie mam czasu na depresję - opowiada Joanna Przybylska, nauczycielka z Głogówka, która wraz z mężem, z zawodu listonoszem, wychowuje czterech synów (Antek - 8 lat, Kacper - 11, Tytus - 14 i Maciek 15). - Denerwuje mnie, gdy słyszę od nowego znajomego: Pani nie wygląda na czwórkę dzieci! To niby jak mam wygadać? Mam być gruba, zaniedbana i źle ubrana? Jak każda kobieta - dbam o siebie. Lubię swój zawód, mam własne pasje i zainteresowania. Daję radę, nawet jeśli w domu mam trochę więcej pracy.

Przybylscy nie korzystają z żadnej pomocy społecznej. Ze swoimi zarobkami przekraczają kryterium dochodowe, które wynosi 456 złotych na jednego członka rodziny. Nie dostają nawet rodzinnego.

- Polskie przepisy nie przewidują rodzin większych niż pięcioosobowe - skarży się Jolanta Przybylska. - Kiedy idziemy w większym mieście do kina czy na basen, możemy kupić bilet rodzinny tylko na pięć osób. Dla czwartego syna musimy kupić osobną wejściówkę. Nigdy nie udało nam się wyjaśnić, że przecież jesteśmy jedną rodziną!

Na urlop nie jeździli razem od 7 lat. Wakacje spędzają u dziadków - emerytów pod Wrocławiem. Wcześniej pracujący dziadek zabierał ich nad morze, bo miał dofinansowanie z zakładu pracy. Na kolonie czy zimowisko mogą wysłać najwyżej jednego syna. Wybierają tego, który się najlepiej uczy. W nagrodę. Ubrania kupują zazwyczaj w second-handach. Jeśli już coś nowego, to po kolei, dla każdego w innym miesiącu.

- Synowie uczą się w rodzinie pewnych zasad życia, hierarchii, dyscypliny - opowiada pani Jolanta. - Moim zdaniem będą lepiej przygotowani do samodzielności niż jedynak, faworyzowany przez rodziców.

Kiedy w telewizji leci serial "Rodzinka.pl", Przybylscy siadają wspólnie przed telewizorem. Na ekranie widzą swoje problemy i swoje rodzinne dyskusje. Tyle że filmowej rodzinie wiedzie się lepiej. Serialowi wielodzietni nie muszą oszczędzać.

- Duża rodzina to nic wyjątkowego! - przekonuje pani Jolanta. - Ja jestem jedynaczką i zawsze się czułam samotna. Jestem szczęśliwa ze swoimi synami. Cieszę się, że mam pracę, dostaję nadgodziny, że mąż też czasem może dorobić. Pewnie, że łatwo nie jest, ale radzimy sobie.

Miliony na potomstwo

Pomóż

Osoby, które chcą pomóc rodzinie Sokołowskich z Prudnika w zebraniu pieniędzy na operację 6-letniego Dawidka, mogą przekazywać wpłaty na konto Fundacji Dzieciom "Zdążyć z pomocą" Bank BPH SA 61 1060 0076 0000 3310 0018 2660 z dopiskiem: 2601 - Sokołowska Dominika i Dawid - darowizna na pomoc i leczenie.

Wielodzietni w Polsce przeszli do mniejszości. Coraz rzadsze są już nawet urodzenia drugiego dziecka. Według informacji Związku Rodzin Wielodzietnych "Trzy plus" troje dzieci w związku ma tylko 17 procent wszystkich rodzin. Cztery i więcej dzieci ma co 20 rodzina, przy czym dane te pochodzą sprzed 10 lat.

Kiedy w ubiegłym roku rada miejska Głuchołaz uchwaliła program wsparcia dla rodzin wielodzietnych (liczących ponad troje dzieci), po pomoc zgłosiło się tylko 48 na ok. 5 tys. rodzin w całej gminie. Najliczniejsza w Głuchołazach rodzina wychowuje 6 dzieci, ale tylko dlatego, że są tam pociechy z poprzednich związków. "Zwykłe" rodziny mają najwyżej czworo.

Dzieci niepełnosprawne i ze związków wielodzietnych są najbardziej narażone na ubóstwo. Praca rodziców często nie zabezpiecza ich przed biedą. Nyski urząd pracy wyliczył, że wśród bezrobotnych gwałtownie przybywa kobiet, które nie mogą znaleźć zatrudnienia po urodzeniu potomka. To już co 10. osoba w rejestrze nyskiego PUP. Pracodawcom kojarzą się one z długą przerwą w pracy i częstymi zwolnieniami lekarskimi.

Według GUS w grupie rodzin wielodzietnych co czwarte dziecko żyje w warunkach skrajnej biedy. Zresztą co się dziwić. Centrum im. Adama Smitha policzyło, że wychowanie i utrzymanie jednego potomka do 20. roku życia kosztuje w Polsce 317 tysięcy. Przy czwórce dzieci do 20 lat wydatki sięgają 528 tysięcy złotych. A jeśli rodzice chcą jeszcze posłać i utrzymać swoją czwórkę na studiach, muszą wydać 750 tysięcy. Za takie pieniądze można mieć luksusowy samochód i wielki dom. Tyle że pusty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska