Rodzina zastępcza. Nie bierz dziecka dla pieniędzy

sxc.hu
Nie każde dziecko można powierzyć dowolnej rodzinie. Nie każdy nadaje się na rodzica zastępczego.
Nie każde dziecko można powierzyć dowolnej rodzinie. Nie każdy nadaje się na rodzica zastępczego. sxc.hu
Kandydatów na rodziców zastępczych brakuje, nadzór nierzadko kuleje, a pieniędzy zawsze jest za mało. To rodzi wiele zagrożeń, mimo dobrego prawa.

Całą Polskę poruszyła tragedia w Pucku. Nie żyje dwoje dzieci: 3-letni Kacper i 5-letnia Klaudia. Ich zastępczy rodzice przyznali się do śmiertelnego pobicia chłopca i zabójstwa jego siostry.

Małżeństwo trzydziestoparolatków miało pod opieką pięcioro powierzonego im rodzeństwa i dwoje własnych dzieci.

- Może to psychopaci, a może zwykli ludzie, których ta sytuacja po prostu przerosła - mówi Henryk Kuhn z Jełowej, który z żoną Barbarą od 12 lat prowadzi rodzinę zastępczą. - Nawet najlepszy system i najgęstsze sito selekcji nie jest w stanie zapobiec przedostaniu się przez nie ludzi nieodpowiednich.

- System mamy niezły, ale jak w każdym są w nim słabe punkty - przyznaje Małgorzata Kozak, wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu.

Pierwszy słaby punkt to kandydaci na rodziców zastępczych.

- Chcieć nie zawsze znaczy móc. Nie każdy nadaje się na rodzica zastępczego - uważa Henryk Kuhn. - I nie każde dziecko można powierzyć dowolnej rodzinie - dopowiada Barbara Słomian, dyrektor Katolickiego Ośrodka Adopcyjnego i Opiekuńczego w Opolu, który szkoli rodziców zastępczych.

- Na dodatek często się zdarza, że sąd wydaje postanowienie o umieszczeniu dziecka w rodzinie, która jeszcze nie została do tego przygotowana. Czyli już mają dziecko, a dopiero potem się szkolą - zwraca uwagę na kolejne zagrożenie Małgorzata Kozak.

Drugi potencjalnie słaby punkt to nadzór i kontrola nad rodzinami zastępczymi (pracownicy opieki społecznej wolą mówić "wspieranie"). Obowiązująca od stycznia ustawa wprowadziła zawód koordynatora, który z ramienia PCPR powinien właśnie wspierać rodzinę. Przepisy nie precyzują jednak, jak często ma ją odwiedzać.

Trzecia "słabość" to oczywiście pieniądze. Utrzymanie dziecka w rodzinie zastępczej - wspólny obowiązek gminy i powiatu, na który samorządy nie dostały dodatkowych pieniędzy - jest trzykrotnie tańsze niż w domu dziecka. Tyle że rodzin zastępczych mało, a miejsc w placówkach państwowych też brakuje. - Upycha się więc w takiej rodzinie piąte, szóste dziecko. To też może być przyczyną nieszczęścia - uważa Małgorzata Kozak.
Rodzina zastępcza zapewnia opiekę i wychowanie dziecku pozbawionemu całkowicie lub częściowo pieczy rodzicielskiej. To rodzina tymczasowa, do czasu znalezienia dla dziecka stałego miejsca, rodziców adopcyjnych lub umożliwienia mu powrotu do rodziców biologicznych.

Na Opolszczyźnie w sierpniu było 1128 rodzin zastępczych (od stycznia ubyło 115), które opiekowały się 1638 dzieci.

Większość z nich stanowią rodziny spokrewnione, np. dziadkowie. Około 20 procent to zupełnie obcy ludzie, którzy biorą na siebie trud nieporównywalny z wychowywaniem własnych dzieci. Wśród nich są rodziny zawodowe (za swoją pracę otrzymują wynagrodzenie) i niezawodowe, które dostają "pomoc pieniężną na częściowe pokrycie kosztów utrzymania każdego umieszczonego w niej dziecka". W przypadku malucha do 7 lat jest to około tysiąca złotych.

Kandydaci na rodziców zastępczych muszą być zdrowi, niekarani, mieć własne środki utrzymania, nieposzlakowaną opinię. Wykluczone są osoby, którym ograniczono prawa rodzicielskie, rejestrowane w poradni uzależnień czy poradni psychiatrycznej. Na wstępie sprawdza się ich predyspozycje psychologiczne i pedagogiczne oraz motywację (np. czy nie robią tego dla pieniędzy).

Naturalną matką i ojcem może być, kto chce. Od rodziców zastępczych wymaga się wiedzy i kompetencji. Te mają zdobyć na szkoleniach.

- Rozmawiamy z nimi o najczęstszych lękach i obawach, razem mierzymy się z mitami i stereotypami społecznymi. Zadaniem rodziców jest nie tylko opieka, ale pomoc dziecku w rozwoju. Trzeba pamiętać, że do rodzin zastępczych często przychodzą dzieci z dysfunkcjami, brakiem poczucia bezpieczeństwa, z różnymi problemami zdrowotnymi, po doświadczeniu przemocy, z poczuciem straty. Rodzice muszą to zrozumieć i wiedzieć, jak temu zaradzić - wylicza Barbara Słomian, dyrektor Katolickiego Ośrodka Adopcyjnego i Opiekuńczego w Opolu.

W ciągu 12 lat przez dom państwa Kuhnów z Jełowej przeszło 30 dzieci. Oprócz noworodków, wziętych prosto ze szpitala, pozostałe to tzw. trudne dzieci.

- Myśląc o trzyletnim maluchu, ludzie wyobrażają sobie słodkiego aniołka, a my mieliśmy trzylatkę, która malowała kupą po ścianach, wszystko niszczyła, robiła nawet dziury w podłodze. Żadne szkolenie na takie sytuacje nie przygotuje - mówi Henryk Kuhn. - To banał, ale żeby być rodziną zastępczą, trzeba po prostu kochać dzieci. Tego się nie robi dla pieniędzy. My nieraz dokładamy ze swoich. Ta praca wymaga miłości, poświęcenia, ciągłej nauki, zdobywania doświadczeń. I pogodzenia się z tym, że na początku te dzieci widzą w nas wrogów, przez których straciły swój dom. Matkę, choćby była pijaczką i puszczalską, zawsze będą malować jako piękną królewnę.

O tym, że dziecko trafia do konkretnej rodziny zastępczej, decyduje sąd.

- I zdarza się, że robi to wbrew negatywnej opinii PCPR. Albo umieszcza dziecko w rodzinie, która jeszcze nie została do tego przygotowana - mówi Małgorzata Kozak, wicedyrektor MOPR w Opolu.
- Czasem mamy dylemat - widzimy, że rodzina nie bardzo się nadaje, a dziecko już w niej jest. Rodziców zastępczych mamy za mało, ale nie można powierzać dzieci każdemu, kto się zgłosi - podkreśla Barbara Słomian. - My na przykład zawsze odradzaliśmy takie angażowanie się w opiekę nad cudzymi dziećmi rodzicom, którzy mają własne maluchy.

Rodzina zastępcza nie może być pozostawiona sama sobie. Od stycznia ma jej pomagać koordynator z powiatu, wcześniej był to pracownik socjalny.

- Ustawowe założenie jest super, z praktyką bywa różnie - przyznaje Małgorzata Kozak. - Koordynator odwiedza rodzinę, obserwuje warunki, wzajemne relacje, kontaktuje się z pedagogiem, nauczycielami. Ta współpraca ma służyć wychwyceniu w porę problemów. Przepisy nie mówią, jak bardzo ma być intensywna. Życie pokazuje, że rodziny nie lubią, jak im się bez przerwy patrzy na ręce.

W Opolu koordynatorów jest 3, a rodzin 186. Żeby ich powołać, zreorganizowano pracę Ośrodka Interwencji Kryzysowej, poprzesuwano pracowników. Ale wiele powiatów takich koordynatorów nie ma, bo nie ma pieniędzy na ich zatrudnienie. Dorzucono im zadań bez zwiększenia subwencji.

Pewnej opolskiej matce zastępczej sześciorga dzieci wypłacono pieniądze tylko za troje. "Co pani chce? To i tak duża kwota!" - usłyszała w urzędzie. Inna rodzina czekała na wypłatę dwa miesiące, bo miała dzieci z różnych powiatów, a właściwe PCPR-ynie mogły się dogadać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska