Rodziny zastępcze spotkały się w Opolu. Dzieliły się radościami i smutkami

Redakcja
Rodziny zastępcze spotkały się w Opolu.
Rodziny zastępcze spotkały się w Opolu. Paweł Stauffer
Każda z tych rodzin to inna, czasami dramatyczna historia.

Czesława nie mogła mieć własnych dzieci, więc postanowiła z mężem dać ciepło tym maluchom, które nie miały w życiu szczęścia. Małgorzata została rodziną zastępczą dla trójki swoich wnucząt, gdy uzależniona od narkotyków matka nie była już w stanie się nimi opiekować.

- Gdy okazało się, że nie będziemy mieć własnych dzieci, adoptowaliśmy 3,5-roczego chłopca - wspomina Czesława.

Patryk stał się dla nich całym światem, ale szczęście trwało tylko przez pół roku. U chłopca zdiagnozowano guza mózgu, który bardzo szybko się rozwijał. Po roku walki dziecko zmarło.

Czesława wspomina, że myślała wtedy, iż oszaleje z rozpaczy.

- Kochaliśmy go jak własnego syna - mówi i choć od tych wydarzeń minęło kilkanaście lat nie potrafi powstrzymać emocji. - Jemu już nie mogliśmy pomóc, ale były jeszcze inne dzieci, które też potrzebowały domu. Stwierdziliśmy, że zostaniemy rodziną zastępczą.

I tak od 12 lat są rodziną dla 18-letniego Tomka, 13-letniego Darka i 12-letniej Kasi. - Cel mam tylko jeden: wyprawić ich w dorosłe życie tak, aby wyrośli na porządnych ludzi - mówi pani Czesława.

Małgorzata przygarnęła swoje wnuki, gdy ich matka, a jej córka nie dawała już sobie rady z nałogiem narkotykowym. - Drżeliśmy ze strachu, gdy wychodziła z dziećmi na spacer. Baliśmy się, że po narkotykach doprowadzi do jakiejś tragedii - wspomina.

W końcu uznali z mężem, że nie mają wyboru i muszą ratować dzieci. Najstarsze ma dziś 15, a najmłodsze 5 lat.

- Córka nie mogła nam wybaczyć, że odebraliśmy jej dzieci. Przed sądem rzucała pod naszym adresem obelgi. Teraz od kilku lat nie zażywa narkotyków, spotyka się z dziećmi, ale to my panujemy nad sytuacją - opowiada opolanka.
Małgorzata ma tylko jedno marzenie: - Każdego dnia proszę Boga o to, żeby dał mi tyle siły i zdrowia, abym najmłodszą wnuczkę mogła jeszcze wydać za mąż. Wtedy będę spokojna - mówi ze łzami w oczach.

Rodziny zastępcze, zwłaszcza te, które pełnią funkcję pogotowia opiekuńczego, podkreślają, że coraz częściej trafiają do nich dzieci nie z rodzin patologicznych, ale z tych całkiem normalnych, których problemem nie jest brak miłości czy pijaństwo, ale bieda.

- W ostatnim półroczu mieliśmy aż dwa takie przypadki i to jest przerażające - mówi Zofia Karpińska, która od 14 lat jest rodzina zastępczą. - To są dramatyczne decyzje, kiedy rodzina oddaje dziecko, wiedząc, że sama nie będzie w stanie zapewnić mu godnych warunków życia - wtóruje jej mąż Ryszard.

Ostatnio trafił do nich miesięczny Jacuś. Karpińscy mówią, że rodzice oddali go z miłości. Wiedzieli, że nie mogą mu dać zbyt wiele, dlatego woleli, aby chłopiec trafił do takiej rodziny, gdzie nie będzie musiał cierpieć biedy. Wkrótce Jacuś powinien trafić do adopcji.

- To jest efekt polityki prorodzinnej, która funkcjonuje, ale tylko na papierze - uważa Zofia Karpińska. - To dziecko nie musiało iść do obcych ludzi. Jego rodzicom wystarczyło po prostu pomóc - uważa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska