Roman Kirstein: Nie świętujmy rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, ale powstania opozycji w Polsce

Krzysztof Ogiolda
Roman Kirstein
Roman Kirstein Archiwum
Roman Kirstein, były przewodniczący MKZ „Solidarność” w Opolu i wiceprzewodniczący Zarządu Regionu „S”, więziony w stanie wojennym.

Dzisiaj 36. rocznica wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Co pan tego dnia obchodzi, bo chyba nie świętuje?
Bodaj w maju złożyłem pismo do marszałka województwa z propozycją zmiany. Chciałem, by 13 grudnia nie obchodzić jako rocznicy stanu wojennego, bo to była klęska. Świętujmy powstanie opozycji w Polsce. My zostaliśmy zamknięci, nam się nie udało. Ale tej samej grudniowej nocy rodziła się w Polsce zorganizowana opozycja. Solidarność pisaną wielką literą zamknięto w więzieniach, ale w tym samym momencie zdecydowanie ujawniła się solidarność przez małe „s”. Może nawet mocniejsza niż ta pierwsza. Historię należy pamiętać. Ale lepiej pamiętać to, co pozytywne, nie klęskę.

Zarząd Regionu „S” zapraszając na dzisiejsze obchody podkreślił odwagę i determinację waszego pokolenia. Skąd się one brały?
Nie czuję się spadkobiercą powstańców styczniowych i listopadowych. Nie chcę heroizować naszej odwagi. Był taki czas, jaki był, taka władza, jaka była i myśmy to wykorzystali. Targały nami dwa uczucia. Jedno, że możemy wylądować na Sybirze. Przed samym 13 grudnia czuliśmy to wyraźnie. Z drugiej strony wierzyliśmy, że jak nas jest 10 milionów, to nikt nas nie ruszy. Wyobrażenia, jak to będzie, nikt do końca nie miał. Nawet wielcy opozycjoniści nie zakładali, że tak wiele się w Polsce już w latach 80. XX wieku zmieni. W związkowych gazetkach pisano raczej o socjalizmie z ludzką twarzą. Potem okazało się, że zdobyliśmy wolność i demokrację. Początek dał papież i my.

Za obecnej władzy można pana spotkać pod opolskim sądem ze świecą w ręku. Polska w tym kształcie się panu nie podoba?
Jestem rozczarowany. Tam, gdzie się źle dzieje, gdzie ustawami zmienia się konstytucję, tam jestem przeciw. Nie chcę rezygnować z moich autorytetów. Byli nimi pan Bartoszewski, pan Wałęsa, a w dziedzinie prawa - pan Strzembosz. Próbuje mi się je odbierać, a ja nie wyrażam sprzeciwu, rzucając kamieniami. Ale ze świeczką, na znak protestu staję. Choćby po to, by przypomnieć, że ja też jestem suwerenem, na którego tak chętnie dziś władza się powołuje.

Myślę, że 13 grudnia wiele osób będzie szukać analogii między stanem wojennym i rządami PiS-u.
Znaku równości oczywiście nie ma. Choć niektóre przypadki łamania prawa da się do sytuacji tuż sprzed stanu wojennego porównać. Ale dziś mogę publicznie na placu krytycznie się wypowiedzieć i chodzę wolny. Wtedy by mnie stamtąd po prostu zabrali. Ale to jest słaba pociecha. W roku 1970 za Cyrankiewicza i Gomułki strzelano do robotników. W rewolucji roku 80. też były ofiary, choć było ich mniej. Dziś metody ustawiania mi życia są bardziej subtelne. Powtórzę, próbuje mi się zabierać dawne autorytety w sytuacji, gdy nowe nie zostały sprawdzone. I na to nie chcę się godzić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska