Roman Kosecki: Premier nie dał instrukcji

Mariusz Matkowski
Roman Kosecki, były piłkarz, poseł PO i kandydat na prezesa PZPN.
Roman Kosecki, były piłkarz, poseł PO i kandydat na prezesa PZPN. Mariusz Matkowski
Całe życie jestem związany z piłką i nie jestem politykiem, który nagle chce się do niej "przykleić" - mówi Roman Kosecki, były reprezentant Polski w piłce nożnej, a obecnie poseł Platformy Obywatelskiej i kandydat na prezesa PZPN.

Wybory w Polskim Związku Piłki Nożnej odbędą się 26 października, a wyboru prezesa dokona 118 delegatów. Do objęcia schedy po rządzącym przez cztery lata Grzegorzu Lacie, oprócz 46-letniego Koseckiego, szykuje się czterech kandydatów: Stefan Antkowiak, Zbigniew Boniek, Zdzisław Kręcina, Edward Potok.

- Trzej ostatni prezesi PZPN: Marian Dziurowicz, Michał Listkiewicz i Grzegorz Lato w czasie swojej kadencji byli uważani niemal za wrogów publicznych. Po co więc wkładanie głowy pod topór?

- Może ten stan, że prezesi i cały związek są opluwani, należy w końcu zmienić? Tego się nie zrobi za jednym zamachem wybierając tego czy innego prezesa. Potrzeba zdecydowanej zmiany wizerunku związku. Znacznie lepszej współpracy z mediami. Zdaję sobie sprawę, że idealnie pewnie nigdy nie będzie, ale nie mogę pogodzić się z tym, że jak w telewizji, gazecie, czy na portalu jest jakiś materiał o PZPN-ie, to można z góry zakładać, że ma on negatywny wydźwięk. Nie mam jednak zamiaru udawać, że problemów nie ma, bo to nieprawda. PZPN i jego prezesi stali się jednak taką "kobyłą, z którą można jechać" przy każdej okazji.

- Zmiana prezesa to tylko półśrodek, bo niemożliwe jest, że jak będzie nowy to wszystko się zmieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co pan zrobi jak zostanie wybrany sternikiem PZPN-u?
- Pamiętajmy, że na ocenę związku bardzo duży wpływ mają wyniki osiągane przez pierwszą reprezentację. Jeśli one są słabe, to szuka się winnych, a wtedy PZPN jest "pod ręką". Pozostaje wiara, że w najbliższym czasie te wyniki się poprawią. Życzę trenerowi kadry Waldkowi Fornalikowi jak najlepiej, ale realnych przesłanek ku temu, żeby wierzyć w sukcesy jak w latach 70. czy 80. niestety nie ma. Na czterech dużych imprezach, na jakich byliśmy w tym wieku, nie wychodziliśmy z grupy, choć moim nieco młodszym kolegom udało się awansować na mistrzostwach świata czy Europy, czego ja ze swoim pokoleniem nie wywalczyłem. Może to zabrzmi jak truizm, ale musimy postawić zdecydowanie większy nacisk na szkolenie młodzieży i dzieci. Zaczynając od tych najmłodszych 5-6 latków, a kończąc na juniorach. Kilka lat temu, po nieco słabszym dla siebie czasie, bardzo mocno na szkolenie postawili Niemcy. Mają znakomite efekty, bo do ich kadry wchodzą coraz to nowi, młodzi zawodnicy. PZPN ściśle współpracuje z niemieckim związkiem piłkarskim. Warto skorzystać ze wzorców naszych sąsiadów. Teraz mamy lepsze możliwości przyciągania dzieci do piłki niż jeszcze kilka lat temu. Są orliki, powstaje mnóstwo szkółek. Potrzeba bardzo ścisłej współpracy PZPN-u, poprzez poszczególne wojewódzkie związki piłki nożnej, z samorządami, a także samorządów z klubami.

- Jak samorządy, to już polityka. FIFA, UEFA, ale też i nasz krajowy związek niechętnie patrzą na polityków, którzy chcą sterować wieloma dziedzinami życia. Związki piłkarskie bronią swojej autonomii. Nie uważa pan, że fakt bycia politykiem zmniejsza pana szanse na stanowisko prezesa?

- Proszę pamiętać, że ja nie jestem politykiem, który chce się nagle "przykleić" do futbolu. Kilka lat temu dużo pieniędzy zainwestowałem w szkółkę piłkarską. Znam bolączki futbolu młodzieżowego. Sam przecież przez wiele lat byłem piłkarzem. Jestem przez niemal całe swoje życie człowiekiem piłki, a akurat tak się składa, że wyborcy mi zaufali i wybrali do sejmu. Zresztą wielu działaczy piłkarskich w Polsce i na świecie miało również związki z polityką. Grzegorz Lato był przecież senatorem.
- Dostał pan instrukcję od premiera Tuska albo władz Platformy, żeby startować na stanowisko prezesa PZPN?
- Nie. Jestem wiceprezesem Mazowieckiego Związku Piłkarskiego. Ludzie z Warszawy i najbliższych okolic mnie wybrali do zarządu, bo docenili moje piłkarskie doświadczenie i znajomość futbolu. To właśnie przedstawiciele mazowieckiego związku namówili mnie do kandydowania na stanowisko prezesa PZPN.

- Zakłada pan możliwość, która jest życzeniem dużej grupy środowiska piłkarskiego, że gdy prezesem zostanie Zbigniew Boniek to pan będzie z nim ściśle współpracował jako wiceprezes?
- Teraz jest czas kampanii wyborczej na prezesa i staram się o to stanowisko. Jeżdżę i przekonując do mojej kandydatury delegatów. Jednocześnie też nikomu nic nie obiecuję, nie przedstawiam żadnej listy nazwisk osób, które mają ewentualnie razem ze mną prowadzić związek. Trwająca kampania sprawia, że jeżdżę do poszczególnych związków wojewódzkich, chcę podpatrzeć jak pracują, czego oczekują od centrali w Warszawie, jakie mają pomysły, jakie bolączki. Niezależnie czy zostanę prezesem czy nie, to mi się to przyda. Do czasu wyborów nie chcę natomiast dywagować o możliwych późniejszych wariantach. Jednak niczego nie wykluczam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska