Rozbity McLaren w Krapkowicach. Właściciel komisu Kimbex krytycznie o wyroku sądu w Strzelcach Opolskich

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
McLaren Spider, który brał udział w wypadku, był wart ok. 850 tys. zł.
McLaren Spider, który brał udział w wypadku, był wart ok. 850 tys. zł. Mario / archiwum
- Wyrok jest wyjątkowo krzywdzący. Będę składał odwołanie - mówi Krzysztof Przybyła, właściciel komisu Kimbex w Krapkowicach.

O komisie z luksusowymi samochodami po raz pierwszy zrobiło się głośno w 2017 r. Wtedy Martin G., który był odpowiedzialny za czyszczenie aut, zabrał z placu (bez zgody właściciela) McLarena Spider o wartości ok. 850 tys. złotych.

100 metrów dalej kierowca wymusił pierwszeństwo, zderzył się z fordem focusem, a następnie wyleciał z ronda rozbijając samochód.

Sąd w Strzelcach Opolskich, ustalił, że Martin G. jest osobą, która cierpi na cukrzycę. Feralnego dnia był tak pochłonięty pracą, że najprawdopodobniej nie zauważył, że w jego organizmie doszło do hipoglikemii (znacznego spadku poziomu cukru we krwi).

Mężczyzna zaczął się dziwnie zachowywać. W pewnym momencie wsiadł do luksusowego auta i ruszył przed siebie. Sąd w Strzelcach Opolskich orzekł kilka dni temu, że mężczyzna nie kontrolował wtedy swojego zachowania - z powodu hipoglikemii miał zaniżoną możliwość oceny swojego czynu.

Potwierdzili to biegli psychiatrzy, diabetolodzy, a także pracownicy służby zdrowia, którzy udzielali pomocy poszkodowanemu zaraz po wypadku. Sąd uznał, że z powodu zniesionej poczytalności Martin G. nie może odpowiadać za zabór i rozbicie McLarena.

Krzysztof Przybyła, właściciel komisu Kimbex w Krapkowicach, uważa, że wyrok jest krzywdzący. Zapowiada, że będzie się od niego odwoływał.

- Wyjazd samochodem na drogę publiczną był złamaniem wszystkich, dotychczasowych zasad obowiązujących w komisie - tłumaczy. - Ten McLaren nie był nawet ubezpieczony, bo był przeznaczony na sprzedaż i Martin G. doskonale o tym wiedział. Nie miał prawa nim jeździć.

Sprawca wypadku miał początkowo twierdzić, że pokryje straty, ale ostatecznie tak się nie stało. W trakcie procesu strzelecki sąd ustalił, że G. wykonując obowiązki w komisie, nie miał umowy o pracę. Z tego powodu na właściciela spadła krytyka.

- Martin G. nie był zatrudniony, bo w tym czasie przebywał na zasiłku w Niemczech - dodaje Krzysztof Przybyła. - U nas czasami przyszedł sobie dorobić myjąc auta. To sam Martin G. nie chciał umowy o pracę, właśnie z powodu pobierania zasiłków z niemieckiego urzędu pracy.

Straty z powodu rozbitego McLarena, w całości spadły na właściciela komisu. Ostatni wyrok, może dodatkowo utrudniać odzyskanie pieniędzy.

Orzeczenie jest nieprawomocne, zatem właściciel komisu może się od niego odwołać. Pełnomocnik już wystąpi o pisemne uzasadnienie wyroku.

Miejsce wypadku:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska