Rozmawiajmy, póki pora

Redakcja
Z prof. Dorotą Simonides rozmawia Mirosław Olszewski

- Czy mniejszości - obojętnie: narodowe, wyznaniowe - powinny być w jakikolwiek sposób wyróżniane? Czy powinno im się przyznawać jakieś specjalne prawa, czy inaczej je traktować niż pozostałych? Czy nie wystarczyłoby powiedzieć: to wolny kraj, a Konstytucja zakazuje dyskryminacji?
- W praktyce - zwłaszcza europejskiej - kładzie się jednak nacisk na prawne gwarancje dla mniejszości służące temu, by zachować ich odrębność. Europa, wbrew temu, co często mówi skrajna prawica - nie jest kosmopolitycznym tworem, utrzymywanym przy życiu przez administrację niechętnie nastawioną wobec odrębności narodowych. Wręcz odwrotnie. W prawie europejskim bardzo mocno podkreśla się dążenie do zachowania odrębności, co wynika z przekonania, że rzeczywiste bogactwo Europy bierze się z jej wielokulturowości. Prawa, które są przyznawane mniejszościom nie służą temu, by wyróżniać je ze społeczności, gdyż to tworzyłoby pola konfliktów. Służą jedynie temu, by ich członkowie bez przeszkód mogli kultywować swoje tradycje, pielęgnować język.
- Kwestie narodowości wzbudzają jednak wielkie emocje. Ledwo zaczął się spis powszechny, a już mamy kontrowersje w kwestii pytania o narodowość. Ruch Autonomii Śląska domaga się praw do wpisywania narodowości śląskiej, działacze mniejszości intensywnie agitują za wpisywaniem narodowości niemieckiej.
- Liderom mniejszości trudno się dziwić. Nie jest przecież tajemnicą, że skala pomocy finansowej ze strony zarówno rządu polskiego jak i niemieckiego zależy od liczby zarejestrowanych członków mniejszości. Stąd też biorą się rozbieżności w szacunkach liczby żyjących na Opolszczyźnie Niemców. Liderzy mniejszości ją zawyżają, a - na przykład kolejne wybory czy zmniejszenie liczby członków TSKN- wskazują, że jej szeregi raczej się kurczą. Działacze Ruchu Autonomii Śląska wyszli z kolei z propozycją, by do arkuszy spisowych podawać narodowość śląską. Nie ma w tym - moim zdaniem - niczego szokującego, ponieważ wiemy, że są nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach Europy grupy etniczne, których członkowie nie identyfikują się z żadnym narodem. Każdy człowiek ma pełne prawo swobodnie określać swoją tożsamość - narodową lub etniczną. Jeśli ktoś czuje się Ślązakiem, Niemcem, czy Polakiem - to ma prawo, to podać. Nie powinno to wzbudzać żadnych namiętności, a tym bardziej nie powinno stawać się podłożem do jakichś politycznych gier.
- Nie ma jednak narodowości śląskiej...
- I mamy przede wszystkim wielki kłopot. Bo co się stanie, gdy - załóżmy - kilkaset tysięcy ludzi określi swą tożsamość jako śląską? Czy ktokolwiek powinien odmawiać im prawa do tego? Albo czy należałoby taki wynik ukryć? Przecież zrobiłby się z tego krzyk na całą Europę. I słusznie.
- A co na temat narodowości mówi prawo europejskie?
- Podstawowy dokument, określany mianem deklaracji kopenhaskiej mówi, że narodowość/etniczność to subiektywna deklaracja człowieka, którą trzeba uszanować i z której nie może wynikać ani żadna dyskryminacja, ani żadne przywileje.
- Czemu zatem członkowie mniejszości niemieckiej są premiowani prawem podejmowania pracy na zachodzie?
- Prawo to nie wynika z faktu należenia do mniejszości, ale z posiadanego niemieckiego obywatelstwa. To podstawowa różnica, często mylnie przedstawiana.
- Nasza prawica, co najmniej nieufnie odnosząca się do opolskich Niemców, często podnosi zarzut, że przywilejom, jakie oni tu mają, nie odpowiadają przywileje dla Polaków mieszkających w Niemczech.
- Jak zatem wytłumaczą fakt, że w Niemczech istnieje około dwieście czterdzieści placówek polskiej misji katolickiej? Jest też faktem, że są w Niemczech gimnazja z polskim językiem wykładowym, nie ma żadnych ograniczeń w dostępie do polskich gazet, stacji radiowych czy telewizyjnych. W Niemczech oficjalnie uznawane są cztery mniejszości narodowe: Duńczycy, Łużyczanie, Fryzyjczycy i Romowie. Są to grupy terytorialne za wyjątkiem Romów. Ci ostatni są uznaną prawnie mniejszością dlatego, że nie istnieje państwo, które mogłoby się zająć ochroną ich interesów. Polacy nie są uznawani za mniejszość, ponieważ po pierwsze przedwojenna mniejszość polska, która zamieszkiwała na historycznym swoim terytorium znalazła się w 1945 r. w granicach państwa polskiego. Po drugie każde państwo suwerennie decyduje, jakie grupy chce uznać za mniejszości. Władze niemieckie bardzo skrupulatnie przestrzegają norm i standardów obowiązujących w Europie. Mówienie zatem, że Polacy w Niemczech nie mają tak szerokich praw jak Niemcy tutaj, nie wytrzymuje krytyki.
- Pojawiają się opinie, że na naszej spokojnej i zgodnej dotąd Opolszczyźnie ujawniają się siły, które mogą wywołać narodowościowe konflikty. A te złe nastroje prowokują nie tylko polscy nacjonaliści. Czy pani podziela te niepokoje?
- Jestem mocno zaniepokojona. I to nie tylko z powodu tych haniebnych wybryków, jakie co roku odbywają się na Górze Świętej Anny...
- ...One tylko ujawniają nastroje pewnej części ludzi.
- Tak. Ale prawdziwie niepokojące jest to, że nikt nie podejmuje z tymi ludźmi dyskusji. Nikt nie próbuje im nawet uświadomić, że uruchamiają siły i emocje, które mogą okazać się fatalne w skutkach. Przecież niewiele brakuje, by pod wpływem nacjonalistycznej agitacji i propagandy doszło do jakichś ekscesów, które mogłyby się przerodzić w poważny konflikt.
- Tylko polscy narodowcy są winni?
- Nigdy nie ma tak, by całkowitą winę ponosiła tylko jedna strona. I Niemcy nie są tu bez grzechu. Przypomnę dla wielu niezrozumiały i denerwujący upór z ich strony, by nadawać wsiom nazwy pochodzące z okresu hitlerowskiego. Albo sprawa symboli na pomnikach. Przecież można było te i inne sprawy załatwić kompromisowo. Niestety, górę wzięły źle pojmowane ambicje, a przy okazji obraz regionu doznał uszczerbku. W wielu rejonach Polski patrzy się na nas z pewną dozą nieufności.
- Konflikty wokół symboli na pomnikach, czy sprawa Hitlersee nie były chyba reżyserowane. Sądzę, że wynikały raczej z niewiedzy niż ze złej woli.
- Oczywiście. Tak jak są w Polsce ludzie, którzy dobrze wspominają straszliwe lata stalinizmu - lata pięćdziesiąte, czy sześćdziesiąte, bo byli wtedy młodzi, a świat wydawał się wspaniały, tak i tu na Śląsku żyje przecież pokolenie, którego lata młodości przypadły na okres rządów nazistowskich. Wtedy obowiązujące nazwy wsi, do dziś brzmią dla nich swojsko i naturalnie. Oni do dziś śpiewają piosenki, recytują wiersze, których uczyli się w szkołach, gdy tu była III Rzesza. Czasem bywałam świadkiem zabawnych sytuacji, gdy przyjezdni Niemcy łapali się za głowy słysząc niektóre piosenki czy wiersze, bo u nich, w ramach denazyfikacji, zostały one wyprane z powszechnej pamięci. Tu, u nas, na Opolszczyźnie, przetrwały. Paradoks polega na tym, że skoro oficjalnie w czasach PRL nie było tu Niemców, to i denazyfikacji nie przeprowadzono.
- Często można odnieść wrażenie, że mniejszość sama się izoluje. Nie spotykam się z przejawami jakiegoś ich życia kulturalnego, nie słyszę, by zabierali publicznie głos w sprawach istotnych dla regionu.
- Z mniejszością kłopot polega na tym, że jej liderzy z ogromną niechęcią reagują na krytykę. Tworzą w mniejszości klimat oblężonej twierdzy, której zewsząd zagrażają jacyś wrogowie. Czymże innym niż skutkiem syndromu oblężonej twierdzy była podjęta niedawno uchwała, by tych, którzy szkodzą mniejszości decyzją zarządu, a nie np. sądu koleżeńskiego, pozbawiać członkostwa TSKN? Jest to przykład wprowadzania niedemokratycznych zasad i tłumienia krytyki. Dochodzą do mnie głosy, że TSKN funkcjonuje jak prywatne przedsiębiorstwo lub jak piszą inni - folwark. Otóż ta orientacja na wąski grupowy interes i samoizolowanie się mniejszości jest tym bardziej niezrozumiałe, że przecież jeszcze pamiętamy, jak całkiem niedawno cały amfiteatr oklaskiwał posła Krolla, gdy w dniach obrony Opolszczyzny deklarował poparcie mniejszości dla zachowania regionu. To były wspaniałe momenty, gdy bez względu na narodowość, wszyscy razem połączyliśmy się w walce o wspólny cel. Potem jednak dialog jakoś niepostrzeżenie zaczął wygasać. I dziś mam wrażenie, że zaczyna się dziać coś niedobrego. Kryzys gospodarczy, ciężka sytuacja ekonomiczna to dla wielu ludzi okazja, by wskazywać winnych tego stanu rzeczy. Jeśli w dodatku zagra się na nutkach narodowościowych, to sytuacja zaczyna wyglądać niewesoło.
- Kilka dni temu uczestniczyła pani w XI Kongresie Towarzystw Polsko-Niemieckich i Niemiecko-Polskich. Jakie jest główne przesłanie kongresu?
- Sądzę, że najlepiej ujął to prezydent Niemiec, Johannes Rau. Powiedział bowiem, że partnerstwo z Polską rośnie od dołu. Drogą osobistych kontaktów - na każdym szczeblu i podejmowaniu współpracy w wielu dziedzinach. Ze strony niemieckiej jest wiele dobrej woli i chęci do nawiązywania bliskich kontaktów. Szkoda tylko, że w konferencji nie wzięli udziału członkowie naszej mniejszości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska