Rozmowa z Jarosławem Wasikiem, dyrektorem Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Karolina Miszczyszyn
Muzeum Polskiej Piosenki ma już 5 lat i 45 tysięcy zgromadzonych pamiątek po kompozytorach, autorach i wykonawcach. O dotychczasowych dokonaniach i planach na najbliższą przyszłość mówi Jarosław Wasik, dyrektor MPP.

Muzeum Polskiej Piosenki działa już pięć lat. Co jest jego największym hitem, obok którego nikt nie potrafi przejść obojętnie?
Budki nagraniowe! Ludzie kochają śpiewać, ale często nie mają odwagi. Stworzyliśmy więc specjalne miejsca, które wyglądają trochę jak budka telefoniczna połączona z karaoke. Każdy zwiedzający może zarejestrować swój ulubiony utwór. Człowiek się zamyka się w wygłuszonej przestrzeni, może odsłuchać oryginał i skorzystać z programu podającego tekst. W ten sposób każdy zwiedzający może zarejestrować swój ulubiony utwór i to nagranie wysłać mailem. A już w domu może zdecydować, czy swoją wersję piosenki upublicznić bliskim. W czasie najtrudniejszego okresu pandemii budki ze względów bezpieczeństwa były zamknięte. Mieliśmy bardzo dużo zapytań, kiedy znowu będą dostępne. Teraz już są otwarte. Na szczęście mamy w muzeum bardzo rozległą przestrzeń, dlatego ludzie mogą się czuć bezpiecznie.

Co fani muzyki mogą jeszcze u Was zrobić, żeby poczuć się jak artyści?

Przebrać się za nich. Bardzo popularne są nasze wirtualne lustra w których można "przymierzyć" kostiumy gwiazd. W tym celu zeskanowaliśmy blisko 40 kostiumów z naszej kolekcji. Jeden z najcenniejszych, to słynny garnitur Izy Trojanowskiej, w którym w 1980 roku śpiewała w Opolu przebój "Wszystko, czego dziś chcę".

Muzeum przede wszystkim pozwala poznać historię polskiej piosenki.

Ekspozycja muzeum przedstawia ją w zarysie od lat 20. ubiegłego wieku do czasów współczesnych. Rolę odtwarzacza multimedialnego pełnią dwie muzyczne ściany, na których umieszczone są monitory dotykowe wyświetlające teledyski, fragmenty koncertów, programów telewizyjnych, reportaży i wywiadów z artystami. Każdy zwiedzający otrzymuje zestaw: audioprzewodnik i komfortowe słuchawki, co pozwala mu indywidualnie zwiedzać wystawę i słuchać wybranych piosenek tak długo, ile chce. Historia polskiej piosenki jest u nas pokazana z podziałem na dekady. Trzy ekrany są najpopularniejsze. Najbardziej ten z piosenkami Agnieszki Osieckiej i Jonasza Kofty. Drugi ekran jest z piosenkami Michała Bajora. Nasi zwiedzający narzekali, że jest ich za mało i artysta na naszą prośbę załatwił trzy dodatkowe teledyski. Trzeci niezwykle popularny ekran dedykowany jest muzyce disco polo.

Muzeum przez tych pięć lat mocno wrosło w kulturalną tkankę Opola. Co Pana najbardziej przekonuje, że było potrzebne?

Najbardziej utwierdził nas w tym ostatni rok. Mimo pandemii, lockdownu, ograniczeń mieliśmy najwięcej zwiedzających. Podobnie jak w pierwszym roku działalności, kiedy opolanie masowo odwiedzali naszą wystawę stałą. W przekonaniu, że to muzeum jest potrzebne utwierdzają nas też nagrody. Trudno, nieskromnie muszę się pochwalić. Już po roku działalności dostaliśmy bardzo ważną nagrodę - Produkt Turystyczny Roku – wyróżnienie przyznawane przez Polską Organizację Turystyczną, a nazywane „turystycznym Oskarem”.

Wcale mnie to nie dziwi. Kiedy ktoś spoza regionu pyta mnie o największe atrakcje miasta, sama wysyłam go do Muzeum Polskiej Piosenki. O waszej randzie świadczą też nagrody przyznawane przez marszałka województwa.

Wyjątkowo je cenimy. Bardzo ważną nagrodą była także przyznana podczas gali w Czarnogórze - Živa Awards Museum. Nagrody przyznaje fundacja ze Słowenii, która wymyśliła konkurs dla muzeów słowiańskich. Trzy lata temu byliśmy jednym z 25 nominowanych muzeów z 17 krajów. I otrzymaliśmy nagrodę w kategorii kreatywność. Międzynarodowemu jury bardzo się spodobało nasze myślenie o przyszłości, nasze wydawnictwa i działania edukacyjne i to, że zbudowaliśmy studio nagrań. Oni uznali za bardzo atrakcyjne to, że oprócz tradycyjnych, można robić nowoczesne lekcje muzealne dla dzieci i młodzieży w studiu nagrań.

Co jest najważniejszym zadaniem Muzeum Polskiej Piosenki?

Gromadzenie zbiorów. Mogę zdradzić, że już w styczniu przyjedzie do nas pianino Wojciecha Trzcińskiego, na którym skomponował "Psalm stojących w kolejce” (Za czym kolejka ta stoi), "Małe tęsknoty" i wiele innych przebojów. Było mi bardzo miło, bo to kompozytor do mnie zadzwonił i złożył tę atrakcyjną ofertę. Zbieramy wszelkie pamiątki, rękopisy, płyty, pocztówki, plakaty - od kompozytorów, autorów tekstów, wykonawców. To już jest prawie 45 tysięcy przedmiotów. Co trzy miesiące w branżowym piśmie Stowarzyszenia Autorów ZAiKS prezentowany jest jeden z naszych eksponatów. To zachęta też dla potencjalnych darczyńców.

Na początku waszej działalności było ich wielu. Wciąż pamiętają o muzeum?

Pamiętają, ale trzeba im przypominać. Zwykle wygląda tak. Kiedy dzwonię do artysty z prośbą, czy mógłby nam coś ofiarować, on mówi: "Tak z wielką przyjemnością, muszę tylko zejść do piwnicy". To zejście do piwnicy trwa od pół roku do roku. Potem artyści przynoszą do mieszkania pudła i zatapiają się we wspomnieniach. Wtedy zaczynają się schody, bo okazuje się, że mają problem, żeby się z jakąś pamiątką rozstać. Mimo to często się decydują. Rekordzistką jest zaprzyjaźniona z nami Urszula Sipińska, która przekazała nam ciężarówkę pamiątek. To były nagrody, statuetki, płyty, kroniki prowadzone przez jej tatę, dwanaście kostiumów. Ta kolekcja to bardzo cenny nabytek ostatnich lat. Dało nam to możliwość stworzenia bardzo dobrej wystawy o Urszuli Sipińskiej, a nasze przyjacielskie relacje z artystką trwają do dziś. Bardzo cenię jej wiedzę, inteligencję, dowcip. Szanuję jej twórczość, ale też rzadką u artystów konsekwencję - kiedy zapowiedziała, że kończy karierę, to ją skończyła. Wielu piosenkarzy ma trudność z rozstaniem się ze sceną.

"Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść" - śpiewał Perfect. Przykre jest, gdy w niewybredny sposób podpowiada to Internet. Może lepiej, gdyby robiło to Muzeum?
Intrygująca propozycja, ale raczej nie skorzystam (śmiech). Artyści czasem mają problem z nami, bo nie chcą być w muzeum zbyt wcześnie. Niektórzy dowcipkują, że będą stali u nas w gablocie. Zaistnienie w muzeum kojarzy im się z jakimś finiszem kariery, a przecież tak nie jest. A propos gablot. My akurat mamy ich niewiele, ale już niebawem będzie u nas nowa piękna gablota, a raczej specjalna komoda, w której chcemy na stałe pokazywać drobne rzeczy, odzież, dodatki, które otrzymaliśmy od artystów. Mamy w zbiorach słynną czapkę kapitańską Krzysztofa Krawczyka, w której śpiewał "Parostatek". Mamy kapelusz Bogusława Meca, okulary, które osobiście odbierałem od Krzysztofa Cugowskiego, ale też okulary Muńka. Mamy też buty Krystyny Prońko czy Adama Nowaka, chusty, szaliki, torebki. Komoda już się zapełnia i po Nowym Roku będzie można oglądać jej zawartość.

Metalowego stanika Haliny Frąckowiak tam nie ma?

Nie, bo strój się rozsypał. To było dzieło kowala i nie wytrzymało próby czasu. Co ciekawe wszyscy pamiętają ten kostium, choć zachował się tylko na zdjęciach. Nie ma go nawet w żadnym materiale filmowym.

Dyrektorzy muzeów często mają marzenia dotyczące konkretnych eksponatów. Pan też?

Mam parę marzeń, zwłaszcza jeśli chodzi o kompozytorów i ich partytury. Prowadzę rozmowy paroma osobami i liczę na pozytywny finał negocjacji, bo niestety kompozytorzy największych hitów już odchodzą powoli. Marzę także o kamizelce Jeremiego Przybory. Obiecał mi ją spotkany kiedyś w wagonie WARS-u Grzegorz Turnau. Muszę mu o tej obietnicy przypomnieć.

Co jest perłą w koronie muzealnych zbiorów?

Dla mnie bardzo cenny jest fortepian z II Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki, który dostaliśmy od Towarzystwa Przyjaciół Opola. To ten słynny fortepian, na którym i pod którym chlupała woda podczas ulewy, jaka przeszła nad miastem w trakcie koncertu. Przetrwał w Opolu drugą wojnę światową, a zniszczył go deszcz. To fortepian Ed Seiler, wyprodukowany w 1919 roku. Podczas tamtego koncertu zagrał na nim Robert Filiński. Scena, podczas której spod pedałów tryskała woda, zarejestrowana przez kamerę Polskiej Kroniki Filmowej, zapisała się w historii opolskich festiwali, ale instrument nie nadawał się już do użytku. Poddaliśmy go konserwacji, ale nie pozwoliliśmy wymienić mechanizmu, bo to nie o to chodzi. On nie ma grać, tylko wyglądać.
Muzealne zbiory to tysiące przedmiotów. Bardzo cenny jest też list, który przekazał nam Jerzy Satanowski. W tym liście Edward Stachura proponuje Satanowskiemu napisanie piosenki: "Życie to jest teatr, mówisz ciągle opowiadasz". Mamy partytury, które wyszły spod ręki Marka Grechuty czy Włodzimierza Korcza, sporo jest przedmiotów z autografami. Posiadamy ogromną kolekcję zdjęć opolanina Jerzego Stemplewskiego. Czasem spotykam go na ulicy, a trzy dni później zastaję na biurku płytę z tysiącem zdjęć. To naprawdę niezwykłe. Mamy 250 zdjęć Marka Karewicza, który fotografował całą plejadę gwiazd. To są te zdjęcia, które wszyscy znamy i mamy w pamięci, ponieważ pojawiały się na okładkach płyt, chociażby słynnego albumu Ewy Demarczyk. W naszej kolekcji można także znaleźć z pozoru mało istotne dokumenty, które mogą być bardzo przydatne dla ludzi, którzy piszą pracę naukową. Odnalazłem w naszym archiwum dokument ze stawkami, jakie zarabiała Maryla Rodowicz w 1977 roku. To były całkiem porządne pieniądze.

Przez pięć lat przygotowaliście wiele wystaw. Która stanowi szczególny powód do dumy?

Bardzo ważna była wystawa dedykowana Mieczysławowi Foggowi, pełna wyjątkowych pamiątek. Jeszcze do końca roku można ja oglądać w Muzeum Teatralnym w Warszawie w Teatrze Narodowym. Jest też plan, by pokazać ją w innych miejscach. Mnie osobiście bardzo zależało, by pojawiło się na niej pianino z Caffe Fogg. To pianino, które przetrwało wojnę, ocalało w mieszkaniu, w którym były zawalone ściany i powybijane szyby.
Bardzo ważna była też „moja” pierwsza wystawa " 50/50 czyli tekstem na Opole" - wystawa z okazji 50-lecia Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, która pozwoliła nam pozyskać 250 napisanych odręcznie i podpisanych przez autorów tekstów znanych polskich piosenek. Dzięki uprzejmości Artura Wolskiego w naszym posiadaniu znalazły się rękopisy m.in. takich twórców, jak: Wisława Szymborska, Jonasz Kofta, Wojciech Młynarski, Ernest Bryll, Artur Andrus, Jacek Cygan...
Ale najważniejsze, do czego udało mi się doprowadzić, to koprodukcja z TVP Rozrywka 131 odcinków programu "Muzeum Polskiej Piosenki czyli Historia Jednego Przeboju". W ten sposób postawiliśmy piosenkom 131 pomniczków. Do programów udało nam się zaprosić wiele gwiazd, a o piosenkach opowiadało w sumie z 200 artystów, dziennikarzy, aktorów, znanych ludzi.

Co muzeum ma w najbliższych planach?

Chcemy zrobić konferencję naukową o muzyce...disco polo. Do ministra kultury złożyliśmy tez wniosek w sprawie niezwykłego przedsięwzięcia poświęconego Annie Szałapak, krakowskiej artystce związanej z Piwnicą pod Baranami. Jest zarejestrowanych kilkanaście jej piosenek z muzyką m.in. Zygmunta Koniecznego i Andrzeja Zaryckiego, z tekstami Michała Zabłockiego. To są piosenki o kotach. Nagrane zostały na głos i fortepian, a my mamy pomysł, żeby zrobić aranżacje, dograć więcej instrumentów i zrobić wielki koncert Anny Szałapak bez Anny Szałapak, ale artystce poświęcony. Czekamy też na zakończenie pandemii, bo mamy absolutnie wystrzałowy nowy program edukacyjny, który jednak nie znosi ograniczeń i dystansu.
Oby więc nowy rok pozwolił nam zapomnieć o dystansie.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska