Mówi się wtedy o zmianach, dzieciach, problemach. W kilku rozmowach pojawia się ten sam wątek - bardzo rozsądne dzieci. Uczą się, pracują albo szukają pracy, ale się nie żenią, nie wychodzą za mąż. Jeśli już - to z kimś mieszkają " na próbę".
Rodzice, niezależnie od swoich katolickich przekonań, właściwie akceptują te decyzje. Młodzi muszą się dorobić, poznać świat i sprawdzić, czy osoba, która wybrali, naprawdę nadaje się na dobre i na złe.
Para wynajmuje mieszkanie i bez żadnego papierka żyje na kocią łapę. Jak jemu się wyda makaron zbyt krzywy, bierze walizki i odchodzi. Gdy ona dojdzie do wniosku, że ma już dość chrapania - pakuje manatki. Niczego sobie przecież nie obiecywali, nie przysięgali. Próba to próba. Nie musi trwać trzech miesięcy, jak w kodeksie pracy. Można ją przedłużać aż się partner nie znudzi, a raczej nie znajdzie kogoś innego.
Córka znajomych (jeszcze "singel") znalazła w Warszawie pracę, ale nie znalazła odpowiedniego męża. Odpowiedniego, czyli z własnym mieszkaniem. Dziewczyna bez żenady wprost artykułuje, że interesuje ją tylko taki kandydat na męża, który jest "dorobiony", co w takich przypadkach oznacza, że sam zapracował na własne M, lub z posagiem - czyli z mieszkaniem kupionym przez rodziców.
Nasi dziadkowie patrzą na te nowe obyczaje z prawdziwym niedowierzaniem. Kiedyś to oni myśleli o posagu dla swoich dzieci, próbując - często bezskutecznie - wydać córkę czy ożenić syna - z kimś zamożnym i utytułowanym. Dzieci się opierały, bo właśnie zainteresowane były gołodupcem z sąsiedztwa lub córką biednej wdowy bez morgów, szlachectwa i kilku waliz haftowanej bielizny stołowej w wianie.
Mezalianse nie były bynajmniej wymysłem literatów, zdarzały się jednak dość rzadko i były wspominane przez pokolenia. Nieszczęśliwe miłości opiewali poeci, a do kanonu literatury przeszły powieści, których tematem były wielkie uczucia, a ich finał nie odbył się przed ołtarzem.
I - co dziwne. Teraz to dziadek pyta wnuka, który żeni się z posażną panną: - czy ty ją aby kochasz? I jacy wydają się z tym pytaniem staromodni...
- Kocham, nie kocham, ale patrz, jaką będę jeździł bryką - odpowiada wnuk, który wydaje się zresztą bardzo zachwycony, choć panna, z która się zwiąże, po wypróbowaniu wcześniej kilku innych, nie grzeszy urodą.
Chociaż... może i kocha. Pieniądz dodaje blasku, urody i lat ujmuje. Tak sobie pomyślałam, oglądając w ostatniej "Werandzie" rezydencję, prawdziwy raj, jednego z najbogatszych Polaków, właściciela imperium biznesu. Ozdobą bogato urządzonego wnętrza była niewątpliwie młodziutka, bardzo atrakcyjna dziewczyna - najnowszy model żony, która - na oko - mogłaby być chyba wnuczką krezusa. Wydawała się zakochana. Ale czy wyszłaby za niego gdyby był na przykład emerytem z debetem na koncie?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?