Rozstrzygnie sąd

Jap
Niepełnosprawny prudniczanin procesuje się z zakładem pracy chronionej, w którym - jak twierdzi - stracił zdrowie.

Czterdziestosiedmioletni Jerzy Linek wniósł do sądu pracy cztery pozwy przeciwko Spółdzielni "Pionier" w Prudniku, z której zwolniono go po siedmiu latach pracy.

- Kiedy zatrudniałem się w tym zakładzie pracy chronionej, miałem jedynie problemy z kręgosłupem, a teraz leczę się u dermatologa, pulmonologa, laryngologa i neurologa - żali się Linek. - Ostatnio zupełnie wyłysiałem. Coraz gorzej się czuję, mam nerwobóle. Straciłem zdrowie przez pracę na polerni, gdzie zatrudniony byłem od 17 kwietnia 2000 roku do lutego tego roku. Mam na utrzymaniu czworo dzieci w wieku od czterech do siedemnastu lat. Dostaję 600 złotych renty inwalidzkiej, żona zarabia 500 złotych. Po zwolnieniu mnie ze spółdzielni moja rodzina nie może związać końca z końcem. Postanowiłem sądzić się ze spółdzielnią, aby odzyskać należne mi pieniądze i choć częściowo poprawić sytuację materialną rodziny.

Jerzy Linek domaga się wyrównania niewypłacanych mu rzekomo w pełnej wysokości świadczeń z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Chce zadośćuczynienia za niewywiązanie się firmy z umowy o pracę. Ma zastrzeżenia do świadectwa pracy i wypowiedzenia mu umowy.
Franciszek Fejdych, prezes spółdzielni "Pionier", uważa zarzuty pracownika za bezpodstawne.
- Pan Likek twierdzi, że jego problemy zdrowotne są następstwem pracy w szkodliwych warunkach, by wymusić uznanie jego schorzeń za chorobę zawodową, co wiązałoby się z wypłatą odszkodowania - mówi. - Na polerni, gdzie był ostatnio zatrudniony, nie były przekroczone dopuszczalne normy zanieczyszczeń. Nie stosujemy tam środków chemicznych. Inną sprawą jest fakt, że w ostatnich latach pan Linek w ciągu roku przebywał od 120 do 150 dni na chorobowym.

Z powodu kryzysu w branży motoryzacyjnej produkujący dla niej "Pionier" zmuszony był w minionym roku przeprowadzić restrukturyzację, wiążącą się ze znacznymi, jak na jego warunki, zwolnieniami pracowników. W 2001 roku z firmy odeszły 34 osoby. Do końca bieżącego roku załoga ma być zredukowana do 70 pracowników. Z firmy odejdzie kilka osób.
- Chcąc obniżyć koszty, musieliśmy wypowiedzieć część umów o pracę - wyjaśnia Franciszek Fejdych. - Decyzję o zwolnieniach podjęła na wniosek zarządu rada nadzorcza spółdzielni, a zaaprobowały ją związki zawodowe. Nie mamy żadnych zobowiązań finansowych wobec pana Linka. Otrzymywał on wszystkie świadczenia należne niepełnosprawnym pracownikom. Kontrola z PFRON potwierdziła prawidłowość gospodarowania pieniędzmi z tego funduszu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska