Rozwód po opolsku. Małżonkowie idą na wojnę

Redakcja
Że cię nie opuszczę aż do… rozwodu, w trakcie którego wykorzystam wszelkie sposoby, aby cię zniszczyć - tak właśnie mogłyby brzmieć słowa małżeńskiej przysięgi.

Nie tylko pary na świeczniku potrafią wywlekać brudy podczas rozstania - tak ongiś robił Michał Wiśniewski z Mandryną, teraz - Katarzyna Figura. I choć nie brakuje celebrytów potrafiących jednak rozwieść się z klasą (patrz Zbigniew Zamachowski czy Ilona Felicjańska) - to Polacy wolą brać przykład z tych pierwszych.

- Mieszkałem z żoną w dużym mieszkaniu, ale było ono zapisane na nią, ja kilka lat pomagałem spłacać kredyt - mówi Franciszek. - Przy rozwodzie żona kłóciła się o wszystko, zabrała cały sprzęt domowy, mnie został stary telewizor, bo rok przed rozstaniem kupiliśmy plazmę.

Dziś Franciszek mieszka w kawalerce kupionej przy wsparciu dziadków i rodziców. Ma wersalkę, dwa krzesła, szafę. W kuchni - kuchenkę, zlewozmywak wisi na prowizorycznym statywie, parę talerzy i garnki stoją w pudłach.

Przy podziale majątku spisali: szafki, sprzęt rtv, agd, ale i każdą płytę CD oraz szklanki i filiżanki (także te nie od kompletu) oraz miski i legowisko psa. Pan Franciszek pokazuje listę majątkową - trzy strony spisu. O psa się spierali. - Ja go kupiłem, ja wyszkoliłem, był mi przyjacielem - mówi Franciszek. - Ale przeważył argument, że mała będzie za nim tęsknić.

Labu, bo tak ma na imię jamnik, został przy żonie. - Gdy dziewczyny wyjechały na wakacje, nawet mi go nie dały na przechowanie. Labu wylądował w prywatnym azylu dla zwierząt - mówi samotny mężczyzna.

Co załatwi serwis do kawy?

Adwokaci przyznają - rozwodzący się kłócą się o: serwis kupiony w latach 80., czajnik elektryczny, nawet jeśli przecieka, kanapę sprzed 30 lat. Ważne, aby dostać więcej niż wróg. Jakby serwisem można było zrekompensować wszystkie żale lub doprowadzić do zemsty. Im mniejszy majątek, tym większy konflikt.

- Czasami do wyceny majątku bierzemy rzeczoznawców - mówi opolska adwokatka, Sylwia Szymczak. - Dzielona kanapa warta jest trzysta złotych, a wynagrodzenie rzeczoznawcy - kilka razy więcej.

Pan Franciszek nie handryczył się przy podziale majątku, bo uległość miała być ceną za "cywilizowany" podział opieki nad dzieckiem.

Weekendowe pobyty u taty, wyjazdy z nim na wakacje, spędzane razem święta. Taka była umowa. - Mała miała być u mnie w ostatni weekend. Ale nie przyjechała, ponoć zachorowała. Tak jest coraz częściej - mówi mężczyzna. - Była żona podczas ostatniej rozmowy, zamiast wyjaśnić, dlaczego utrudnia, zaproponowała, abym zaczął płacić wyższe alimenty.

Szantaż i traktowanie dziecka jako karty przetargowej w negocjacjach rozwodowych i alimentacyjnych to typowy chwyt.

Piotr Łukaszczyk z wrocławskiej agencji detektywistycznej śledził kobietę, która zamiast jechać na delegację służbową, pojechała na weekend w Paryżu z ukochanym. Zleceniodawca pokrył koszty akcji bez mrugnięcia okiem. Dlaczego?
- Kompromitujące zdjęcia wykorzysta przy orzekaniu winy lub podczas negocjacji na temat podziału majątku - mówi detektyw.

To standardowe zlecenia, choć oczywiście nie zawsze zdarza się wyjazd do Paryża.
Rozwody cywilizowane, jak mówią prawnicy, czyli bez orzekania o winie, to 20 proc. spraw. Reszta to boksowanie się.

- A adwokat jest bokserem, broni swego klienta, ale i zadaje ciosy. Przynajmniej ja byłam tak szkolona przez Okręgową Radę Adwokacką w Poznaniu, skąd tutaj się przeprowadziłam - mówi Sylwia Szymczak.

Gdy się przeprowadzała do Opola, sądziła, że poświęci się sprawom gospodarczym, w tym była wyspecjalizowana. Ale rynek wskazał jednoznacznie - lubimy się rozwodzić i - nawet jeśli w małżeństwo nie angażowaliśmy się zbytnio, to w rozwód angażujemy się całym sobą. Iść na sprawę rozwodową to jak iść na wojnę.

- Naszym obowiązkiem jest stać przy kliencie do końca. Ale nie można tracić zdrowego rozsądku, więc jeżeli klient pragnie zemsty i tylko zemsty oraz chce zrobić z adwokata swego pitbulla - to muszę zrezygnować ze sprawy - mówi Sylwia Szymczak.

Mądry pełnomocnik to taki, który wskaże, w którym momencie walka rozwodowa przestaje być walką o własne prawa, a zaczyna być tylko oślepiającą zemstą.

- Kilka dni temu na korytarzu sądowym byłam świadkiem sytuacji, kiedy pełnomocnik strony przeciwnej zainterweniował, gdy mąż mojej klientki po raz kolejny wszedł z nią w dyskusję, odmawiając wejścia w porozumienie. Spodobało mi się to, bo dało wreszcie cień nadziei na zakończenie sprawy. Taki ciągnący się rozwód z nienawiści uważam na ogół za najbardziej niepotrzebną sprawę roku.

Na zaciętość nie ma rady

Czasami owe rozwodowe boksowanie się jest potrzebne: aby nie dać się znów oszukać współmałżonkowi, aby tym razem nie być jego ofiarą, aby wywalczyć dla dzieci jak najwięcej. Zmęczyć przeciwnika i skłonić do ustępstw. Podczas rozwodu ludzie szukają też sprawiedliwości za małżeńskie krzywdy - mówią prawnicy i psychologowie.

- I jestem w stanie to nawet zrozumieć. Jednocześnie liczę, że czas uleczy rany i czasem ułatwi i mnie, i moim klientom dojście do porozumienia z drugą stroną. To ważne, szczególnie jeśli w grę wchodzi dobro dziecka, które najgorzej odnajduje się w całej sytuacji. Co dwa miesiące sąd wyznacza sprawy, w tym czasie klienci w końcu dostrzegają rozpacz i przerażenie dziecka w sytuacji rozwodowej. Skoro dorośli sobie w tej sytuacji nie radzą, to co dopiero dziesięciolatek - dodaje pani mecenas.

Sąd ustalając władzę rodzicielską, podejmie jedną z trudniejszych decyzji, opiera się często o rekomendacje rodzinnego ośrodka diagnostycznego albo kieruje sprawy do mediacji. Ale najlepiej jest, gdy rozwodzący się wspólnie wypełnią tzw. plan opieki nad dzieckiem. Niestety - to wciąż rzadkość.

- Bywa, że na porozumienie nie ma szans z uwagi na zaciętość, ale też i agresję jednej ze stron - dodaje adwokatka. - W ekstremalnych sytuacjach trzeba też doprowadzić do eksmisji jednego z małżonków z mieszkania. Pamiętam taką sprawę rozwodową: on był mundurowym. Bił żonę, bił dzieci. Kazał im za karę stać godzinami i trzymać ręce w górze z teczkami pełnymi dokumentów. Jak ręce omdlewały - to bił.

Gdy ona - wspierana przez przyjaciół i psychologa - w końcu zdecydowała się na rozwód - groził, straszył, przekonywał, że "załatwi" ją na całe życie. Nie udało się mu.

- Mam sprawę, nie z Opolszczyzny, kiedy to para była małżeństwem przez dwa lata, a rozwodzą się już niemal trzy lata. I końca nie widać - mówi pani Sylwia.

Bo on chce orzekania o winie. Nie wiadomo, po co - przynajmniej z pragmatycznego punktu widzenia. Bo nie ma dzieci, wspólny majątek do podziału praktycznie żaden, nie ma też podstaw do zasądzania alimentów dla byłego małżonka.

Nienawiść wypielęgnowana

Jak to na wojnie - podczas rozwodu należy mieć jak najliczniejszą koalicję. Zaczynają się więc poszukiwania sprzyjających świadków, jeśli ich nie ma - należy ich sobie wychować. Każdy szczegół życia, który można obrócić przeciwko drugiej stronie i nagłośnić jest więc wykorzystywany.

- Do koalicji wciągani są: babcia, dziadek, przyjaciółka, sąsiadka. Najłatwiej jest posądzić wroga o molestowanie seksualne, niewłaściwe zachowania o zabarwieniu erotycznym. Nagle mama odkryje, że tato kąpał się z dzieckiem w wannie i że nie miał wówczas bielizny. To oczywiście musi znaczyć coś złego - mówi Ewa Bajger, pedagog, kierownik Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w Opolu.

- Pamiętam sprawę o przyznanie opieki nad dzieckiem, kiedy to sąsiedzi w pełnym przekonaniu potwierdzali, że tato praktycznie co tydzień w sobotę o świcie szedł do piekarni po świeże bułeczki dla rodziny - mówi przewodnicząca wydziału rodzinnego i nieletnich Sądu Rejonowego w Kędzierzynie-Koźlu, Mariola Motyka. - Prawda? Nie do końca. Człowiek był namiętnym pokerzystą i co tydzień przepadał na nocnych spotkaniach karcianych, także zakrapianych alkoholem. A bułki kupował, wracając z tych imprezek. Był uzależniony od gry. Rodziną nie przejmował się wcale.

Albo: mama poszła na imprezę urodzinową do koleżanki, zostawiając w domu dzieci, wcale nie tak małe - 12 i 16 lat. W takiej sytuacji wystarczy wszcząć fałszywy alarm, że w mieszkaniu jest pożar.

- Przyjeżdża straż pożarna, przybiega przerażona, wezwana z przyjęcia mama i wszyscy sąsiedzi, którzy wyszli na korytarz widzieli już, że mama imprezuje po nocach, a dzieci same zostawia w domu - kwituje sędzia Mariola Motyka.

Ewa Bajger przypomina sobie taką historię: - Mama nie miała przyznanej władzy rodzicielskiej, gdyż z badań wynikało, że dziecko było bardziej związane z tatą, on też zapewniał mu większą stabilizację materialną i emocjonalną. Ale mama nie wydała tacie dziecka. Po stronie kobiety stanęło koło gospodyń wiejskich, Mama przekonała panie, że to ona jest krzywdzona - najpierw przez męża, potem przez prawo. Choć przecież badania diagnostyczne stwierdzały, że kobieta jest chwiejna emocjonalnie - sąsiadki to jej uwierzyły. Gospodynie wiedziały lepiej, jak jest, dały się uwieść nieprawdziwym historiom o znęcaniu się ojca nad dzieckiem, upokarzaniu żony. - Gdy do wioski przyjechał kurator, aby zgodnie z procedurą przekazać dziecko ojcu, to cała wioska stanęła w obronie mamy, Wyszli na kuratora z widłami - mówi Ewa Bajger.

Sztuka manipulacji

- Schemat w małżeństwie jest zawsze podobny - zauważa Iwona Zbieg, psycholog Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w Opolu. - Najpierw jest wszystko pięknie, potem pojawiają się konflikty. Gdy są nierozwiązane - walka się zaostrza. Każde chce wygrywać swoje racje, a wśród sojuszników chce się mieć też dzieci. Więc nastawia się je wrogo do drugiej osoby. Nie bacząc na to, że nawet jeśli mama czy tata odchodzą, to nie odchodzą od dziecka. Mąż przestaje być mężem, żona żoną - ale rodzicami są zawsze.

- On wyprowadził się z domu. Więc opuszczona żona kładzie się do łóżka, zaczyna płakać, omdlewać, jęczeć. W końcu obolałym głosem mówi: tato nas opuścił, więc umieram. Patrz, co tato zrobił mamie, zabija ją. A ty zostaniesz sama, bo tata ma nową panią - mówi adwokat Sylwia Szymczak.

Ośmioletnia dziewczynka nie wie, że to gra. Właśnie zawalił się jej świat, bo jeden ukochany człowiek wpycha drugą dla niej ważną istotę do grobu. Miłość dziecka do taty zamienia się w nienawiść.

- Potem mama otwiera drzwi, kładzie rękę na ramieniu i mówi, gdy tato chce wziąć dziecko na weekend: "No idź, idź do ojca". Dziecko nie pójdzie - mówi Sylwia Szymczak.

Na diagnozę w ośrodku przy sprawach rozwodowych czeka się około 4-5 miesięcy. To wystarczająco dużo czasu, aby zrobić dziecku tzw. pranie mózgu. Sytuacja się komplikuje, gdy sprawa rozwodowa się przedłuża lub gdy jeden z rodziców nie chce pogodzić się z niekorzystną dla siebie decyzją sądu i nawet porywa dziecko.

- Tato już drugi rok przetrzymuje dziecko. Kocha dziewczynkę - to nie ulega wątpliwości, ale ta miłość szkodzi. Córka nie widuje się z mamą, która ma przecież przyznane prawo do opieki. Dwa lata temu była silnie związana z mamą, teraz - obawiamy się, że może już tak nie być - mówi Iwona Zbieg, psycholog z RODK w Opolu.

Bywało, że w podobnych sprawach przy kolejnych badaniach diagnostycznych psychologowie musieli zmieniać sugestie dotyczące powierzenia opieki nad dzieckiem. Dziecko bowiem tak długo było "nastawiane" wrogo wobec rodzica, któremu początkowo przyznano opiekę, ale że nie można było tego prawa wyegzekwować, więc ostatecznie niemal znienawidziło go. Gdyby trafiło do niego - mogłoby uciekać, buntować się, wszczynać awantury.

- Wtedy sprawiedliwość ustępuje względnemu dobru dziecka - mówią psycholodzy. - Trudno się z tym zgodzić, ale tak też bywa. Ale takie dziecko w przyszłości, już jako dorosła osoba, zapewne nie zbuduje szczęśliwej rodziny, będzie powielać wzory z własnego dzieciństwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska