Rude kity przetrzebiły kurnik

Michał Lewandowski [email protected]
Zakonnicy z Prudnika-Lasu proszą o pomoc myśliwych. Tej wiosny stracili 60 sztuk drobiu. Wszystkie zagryzły lisy.

Opinia
Odstrzelimy je w lipcu
Stanisław Jurecki, nadleśniczy Prudnika:
- Od 1 kwietnia do 30 czerwca lisy mają okres ochronny, więc nie można do nich strzelać. Rozmawiałem już z myśliwymi i w lipcu odstrzelimy część stada w Prudniku-Lesie. Nie za dużo, bowiem jeśli zabraknie lisów, to będzie nam grozić z kolei inwazja myszy polnych. A po lekkiej zimie gryzoni jest sporo. Co roku myśliwi odstrzeliwują około 100 sztuk w obwodzie. Po prostu lisy nie mają naturalnych wrogów i chorób, które by je przetrzebiły.

Te rudzielce nikogo już się nie boją! - oburza się ojciec Jacek, franciszkanin. - Niedawno jeden z braci widział, jak lisek zarzucił sobie naszą kurkę na plecy i spokojnie pomaszerował do lasu. A była dopiero dziesiąta rano!
Lisy zjadły zakonnikom tej wiosny już ponad sześćdziesiąt sztuk drobiu.

- Kaczek mieliśmy osiemnaście,
a została tylko jedna - opowiada ojciec Jacek, prowadząc do ogrodzonego siatką wybiegu w przyklasztornym ogrodzie. Widząc nas, kogut głośno gdacze na alarm i czmycha z kilkoma kurami do murowanego kurnika.
- Boją się, bo z pięćdziesięciu zostało ich pięć - tłumaczy. - Lisy są sprytne. Atakują zwykle wieczorem, kiedy jesteśmy na mszy.
Tuż za siatką wybiegu rośnie spory sad otoczony kamiennym murem. Za nim zaczyna się las.
- Jesienią widziałem tam całą watahę lisów. Było ich kilkanaście - opowiada pracownik klasztoru Sylwester Nosal. - Kopały w młodniku i wyciągały spod ziemi jakieś pióra. Śmierdziało padliną jak jasna cholera. To znaczy, bardzo nieprzyjemnie pachniało - poprawia się, oglądając na zakonnika.
Ojciec Jacek prowadzi do owego młodnika. - Kilka kilometrów stąd jest ferma drobiu - opowiada. - Do jesieni mieli ubojnię, a ludzie opowiadali, że w lesie były zakopywane jakieś odpady.
Poubojowe resztki ściągnęły lisy. Kiedy ubojnię zamknięto, to drapieżniki poszukały sobie nowej stołówki.

- I to nie tylko w naszym klasztorze - zapewnia ojciec Jacek. - Grasują po całej okolicy. Na Podhalu, skąd pochodzę, jest tak: po łąkach i lasach biegają sobie zające, kuropatwy, bażanty, sarny i inna zwierzyna, a czasem trafi się jakiś lis.
U nas jest odwrotnie. Lisów pełno, zajączki się trafiają, a sarna, którą ostatnio widział zakonnik, była zagryziona. Prosiliśmy już o pomoc leśników, tyle że nas zbyli. Nie chodzi nam o całkowite wyrzynanie lisów. Jednak czy tak ma wyglądać równowaga w przyrodzie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska