Ruszył sezon na grzyby. Uważaj co jesz

Redakcja
Pan Zbyszek wczoraj na targowisku oferował kurki z atestem, zebrane aż w kieleckich lasach.
Pan Zbyszek wczoraj na targowisku oferował kurki z atestem, zebrane aż w kieleckich lasach. Sławomir Mielnik
Kupując je na targu, pytaj sprzedawcę o atest. Grzybiarze mogą też za darmo sprawdzić swoje leśne plony w sanepidzie.

Wczoraj na targowisku "Cytrusek" w Opolu pojawili się pierwsi sprzedawcy grzybów, zerwanych aż w kieleckich lasach. Każdy wcześniej zaopatrzył się w świadectwo klasyfikatora, stwierdzające, że ich towar jest jadalny, i położył je w widocznym miejscu.

- Kto chce u nas sprzedawać grzyby, musi takie świadectwo mieć - podkreśla Tadeusz Białowicz, kierownik targowiska. - Wydajemy je za darmo, na 48 godzin, i obowiązuje tylko w tym miejscu. Nie można się nim posługiwać poza terenem naszego targowiska.

Klasyfikator jest dostępny codziennie od 7.00 do 15.00. Z jego porad mogą też skorzystać ci, którzy sami zebrali grzyby w lesie i mają wątpliwości, czy wszystkie są jadalne. Za to również nie pobieramy żadnej opłaty.

Grzyby to dla wielu wielki przysmak, ale mogą stać się też zabójczą pułapką. A o pomyłkę nietrudno. Najgroźniejszy jest muchomor sromotnikowy, który co roku w Polsce zbiera śmiertelne żniwo. A w najlepszym przypadku zjedzenie go oznacza konieczność przeszczepu wątroby.

Na Opolszczyźnie ostatnie śmiertelne zatrucie grzybami miało miejsce w 2009 roku. Czworo turystów biwakujących nad Jeziorem Otmuchowskim zjadło muchomora z grilla, myląc go z zieloną gąską. 15-letni chłopak zmarł. W ubiegłym roku w naszym województwie do takich dramatów nie doszło, z powodu długotrwałej suszy w lasach nie było grzybów.

- Teraz jednak padają deszcze, dopiero zaczyna się sezon grzybowy i lepiej dmuchać na zimne - uważa Jolanta Lipnicka, grzyboznawca z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Opolu. - Przede wszystkim przestrzegamy przed wspomnianym już muchomorem sromotnikowym, który ze względu na kapelusz oliwkowo-kremowy, jak też spotykane jego białe odmiany, łatwo pomylić z jadalnymi gatunkami: gąską zieloną, ale też zielonym gołąbkiem, pieczarką albo kanią czubajką.

Żeby nie doprowadzić do nieszczęścia, warto trzymać się prostej zasady: jeśli nie znasz się na grzybach, to w ogóle ich nie zbieraj. Nie należy też kupować grzybów od przygodnych handlarzy, którzy sprzedają swoje zbiory na poboczach dróg, czy w różnych punktach miast, poza targowiskami, czyli poza wszelką kontrolą. Gdyby doszło do tragedii, trudno ich będzie nawet odnaleźć.

Nigdy też nie wiadomo, kiedy grzyby, które oferują, zostały zerwane. A nawet jadalne, ale nieświeże, mogą nam zaszkodzić. - Jeśli ktoś jednak kupi grzyby, których nie zna, albo zerwie w lesie egzemplarze, co do których ma choćby najmniejsze wątpliwości, niech lepiej nie ryzykuje i przyniesie je do nas - apeluje Jolanta Lipnicka.- Ocenimy, czy można je jeść, czy natychmiast wyrzucić.

Grzyby można sprawdzać w wojewódzkim sanepidzie w Opolu (przy ul. Mickiewicza 1) od poniedziałku do piątku, od 7.30 do 14.00. W tej placówce też wystawia się atesty za darmo, pod warunkiem, że grzyby zostały zerwane na użytek prywatny, do zjedzenia.

- Atesty wydajemy tylko na konkretny jednorazowy zbiór, na 48 godzin, czyli na tyle, ile grzyby wytrzymują jako świeże i przechowywane wyłącznie w warunkach chłodniczych - zaznacza grzyboznawca Maria Wasilewska. - Jeśli natomiast chodzi o grzyby suszone, to oczywiście można przynieść tyle kilogramów, ile kto ma, ale to już jest usługa odpłatna.

W tym roku pierwszy rzut grzybów miał miejsce w maju. W opolskich lasach pojawiły się wtedy smardze, które można łatwo pomylić z trującą piestrzenicą kasztanowatą. Jej zjedzenie grozi uszkodzeniem wątroby, śledziony, nerek, szpiku kostnego, wzroku. Do wojewódzkiego sanepidu zgłosiło się w tym czasie ośmiu grzybiarzy z pełnymi koszykami. Tym razem pomyłek nie wykryto.

Natomiast w ubiegłym roku z takiej porady skorzystało aż 85 Opolan. I wielu dzięki temu uchroniło siebie i swoich bliskich od nieszczęścia.

- Jedna osoba przyniosła np. gołąbki czerwone, a nie wiedziała, że wśród nich są zarówno gatunki jadalne, jak i trujące. Miała w koszyku jedne i drugie... - opowiada Jolanta Lipnicka. - Z kolei dwóch grzybiarzy zerwało niejadalnego łuskwiaka nastroszonego, myląc go z opieńką miodową, ktoś inny włożył do koszyka borowika ponurego, myśląc, że to borowik szlachetny. W każdym z tych przypadków grzybiarze mogli się narazić co najmniej na poważne problemy żołądkowo-jelitowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska