Ryba zepsuta od głowy, czyli piłka pełna kantów

Redakcja
Mimo wielu posądzeń o korupcję, szef FIFA trwał. Tak by zostało, gdyby nie pętla śledczych zarzucona mu na szyję. Podobnie jest w wielu krajowych federacjach najbardziej zgniłej organizacji sportowej świata.

Umarł król, niech żyje król?

Ruszyła giełda nazwisk potencjalnych następców Blattera. Zdaniem analityków firmy Unibet najpoważniejszymi kandydatami są jordański książę Ali bin Al-Hussein, urzędujący przewodniczący UEFA Michel Platini oraz legenda portugalskiej piłki Luis Figo.
Liderem w wyścigu do fotela prezydenta FIFA jest obecnie książę Ali bin Al-Hussein, główny konkurent Seppa Blattera w ostatnich wyborach. Szanse jego elekcji zostały ocenione kursem 3/5.

Blatter pogratulował Blatterowi pokonania Blattera w wyrównanym wyścigu o fotel prezydenta FIFA z Blatterem - to jeden z wielu krążących żartów o sterniku FIFA. Dosadny i prawdziwy. Na kilku kongresach wyborczych 79-letni Szwajcar nie miał kontrkandydatów. Nie było chętnych, bo wynik przesądzony. "Don Blatterone" piłkarskiej mafii, jak nazywa go część szwajcarskiej prasy, miał w garści ponad połowę federacji i związków piłkarskich. Najczęściej małych, nieliczących się w hierarchii światowego futbolu, których los i rozwój zależał od jego hojności.

Wiele biednych krajów, których przedstawiciele należą do dysponującego 209 głosami kongresu wyborczego FIFA wie, że Szwajcar decyduje o wydatkach organizacji. Mnóstwo stadionów i obiektów sportowych w Afryce, Azji i krajach basenu Morza Karaibskiego nosi jego imię. W krajach biedniejszych tylko dzięki pieniądzom FIFA wyrastają obiekty piłkarskie. Szwajcar korzystał z tej zależności, kupując sobie głosy. Układ sprawił, że FIFA jest ciałem nieudolnym i skorumpowanym. Władzę absolutną sprawuje niezatapialny prezydent.

- On nie jest już akceptowany przez nikogo oprócz tych, którzy oddają głosy w sali - tak w poprzedni piątek komentował wyniki wyborów na prezydenta FIFA prezes PZPN Zbigniew Boniek. Szwajcar nie miał problemów z reelekcją. W pierwszej turze dostał 133 głosy na 209 możliwych (jego jedyny konkurent, jordański książę - 39-letni Ali Bin al-Hussein - miał poparcie 73 federacji, oddano też trzy głosy nieważne). Tak się zaczęła piąta kadencja Josepha Blattera, który rządzi FIFA 17 lat. Może okazać się najkrótszą w historii, bowiem cztery dni później wszechpotężny Szwajcar zapowiedział rezygnację.

"Sepp Blatter nie jest rasistą. Czarny, biały, żółty... Kolor skóry nie jest ważny. Liczy się zawartość koperty" - to inny z krążących dowcipów. Znów boleśnie realny. Niemal 20 lat kierowania światową piłką to z jednej strony gigantyczny wzrost wpływów do kasy organizacji (przede wszystkim z praw telewizyjnych, reklamowych, marketingowych), z drugiej niezliczone skandale: wspomniane kupowanie głosów w wyborach, łapówki od kandydatów na organizatorów mistrzostw świata czy ostatni skandal korupcyjny na gigantyczną skalę.

Dwa dni przez wyborami nowego-starego prezydenta FIFA, szwajcarska policja aresztowała w Zurychu kilku wysoko postawionych działaczy światowej federacji, w tym jej dwóch wiceprezesów - Jeffreya Webba i Eugenia Figueredo. Są podejrzani o wysokie łapówki, oszustwa opiewające na ponad 150 mln dolarów. Akcja została przeprowadzona na wniosek amerykańskiego FBI. Proceder korupcyjny miał się ciągnąć od ponad 20 lat, a śledczy podejrzewają, że do korupcji doszło m.in. podczas wyłaniania gospodarzy mistrzostw świata w 2018 (Rosja) i 2022 roku (Katar).

- Dowody dostarczone przez FBI są szokujące. Nie sądzę, że Blatter to przetrwa. Mogło mu się udać w wyborach, ale na dłuższą metę jest już po nim. Za jego kadencji poziom korupcji stał się nie do zaakceptowania. To przerażające - przyznał prezes angielskiej federacji Greg Dyke.

- On dobrze wiedział o korupcji na wielką skalę. A jeśli nie, to nie nadaje się do kierowania FIFA. W piątkowych wyborach przegrała nie tylko FIFA, ale przede wszystkim piłka nożna i wszyscy, którym na niej zależy - skomentował Luis Figo, były gwiazdor Realu Madryt i reprezentacji Portugalii.

Pętla zaczęła zaciskać się coraz bardziej na szyi Blattera, gdy okazało się, że śledczy podejrzewają, iż jego najbliższy współpracownik, sekretarz generalny FIFA Jerome Valcke może być również w centrum afery korupcyjnej. Miał nadzorować przed kilkoma laty podejrzany przelew na 10 mln dolarów. Pieniądze trafiły do Jacka Warnera, wpływowego szefa CONCACAF, konfederacji piłkarskiej zarządzającej futbolem w Ameryce Północnej, Środkowej i na Karaibach. To miał być koszt zdobycia trzech głosów, bardzo ważnych przy przyznawaniu organizacji mundialu w 2010 roku w RPA.

Wcześniej szarmanckiego Francuza można było kojarzyć ze skandalem, który wybuchł przy okazji przyznania mistrzostw świata w 2022 roku Katarowi. To z jego adresu elektronicznego wyszło słynne zdanie "Kupili mundial w 2022" skierowane do jednego z działaczy. Jak mówił wówczas sekretarz generalny FIFA, to był tylko żart, a on sam został źle zrozumiany. Ale właśnie to zdanie stało się punktem wyjścia do wybuchu afery "Qatargate".

Afera korupcyjna w FIFA nie jest jedyną w futbolu. Pokazuje tylko, że ryba psuje się od głowy, co nie usprawiedliwia bohaterów wielu innych skandali w futbolu - światowym, polskim i opolskim.

Łatwe i niemałe pieniądze działają na wyobraźnię i rozwadniają zasady. Dla narodowych federacji przyznanie organizacji mundialu to gwarancja technologicznego kopa, zysków i promocji. Podobnie jak mundial, tak rozgrywki klubowe to wielkie zyski (z praw do transmisji, reklam, sprzedaży biletów). Liga Mistrzów to piłkarski raj, dający klubowi spokój na dekadę. Ale też wielka pokusa, by za wszelką cenę w niej grać.

Pierwszą edycję Ligi Mistrzów, która w sezonie 1992/93 zastąpiła Puchar Europy, wygrał francuski Olympique Marsylia. Kilka miesięcy później ekscentryczny prezes Olympique, milioner Bernard Tapie, został skazany za korupcję. Drużynie odebrano tytuł mistrza Francji, a następnie ją zdegradowano. Powód: Tapie kupił mecz ligowy z drużyną Valenciennes, który poprzedzał finał Ligi Mistrzów. Dzięki temu jego pupile mogli lepiej przygotować się do finału z Milanem. Później podejrzewano, że Olympique mógł nieczysto wygrywać wcześniejsze tytuły mistrza Francji.

Siódmego przykazania Bożego nie dochowali także w świętych Włoszech, gdzie na początku wieku wybuchła "calciopoli". W aferę zamieszanych było kilka największych klubów Serie A z Juventusem, Milanem i Lazio na czele. W rolę Don Corleone wcielił się dyrektor generalny Juve Luciano Moggi, który miał wpływ na wybieranie arbitrów na konkretne spotkania. Ostatecznie klub z Turynu stracił dwa tytuły mistrzowskie za sezony 2004/05 i 2005/06 i został zdegradowany do Serie B. Degradacje spotkały także Fiorentinę i Lazio, a Milan zaczął kolejny sezon z 15 punktami na minusie.

Polacy nie gorsi

I my mieliśmy takiego Luciano Moggi - zasłynął jako "Fryzjer", czyli Ryszard F., uznawany za szefa polskiej mafii piłkarskiej. Tak jak Blatter uzależnił od siebie szefów ponad setki pomniejszych krajowych federacji, tak F. skorumpował zastępy arbitrów, trenerów i piłkarzy. Zbudował sieć zależności i pociągał za sznurki. Od klubów (ich działaczy, trenerów, czasem piłkarzy robiących składkę z premii), którym zależało na awansie, utrzymaniu czy mistrzostwie brał łapówki. Mając wpływ na obsadę piłkarskich meczów, decydował, który z "jego" sędziów poprowadzi dane spotkanie. Kupiony arbiter pomagał wybranej drużynie, czasami "działkę" dostawali skorumpowani piłkarze przeciwnej ekipy. W nagrodę sędziowie mogli liczyć nie tylko na kasę, ale i wysokie noty obserwatorów - również skorumpowanych - dzięki czemu awansowali w sędziowskiej hierarchii. Młodzi, nie akceptujący panujących zasad, nie mieli szans na zaistnienie.

- W tamtym czasie każdy był ubabrany korupcją - wspomina jeden z opolskich arbitrów, prowadzący również jako sędzia liniowy mecze międzypaństwowe. - Jedni byli umoczeni w błocie po pachy, inni mieli brud za paznokciami. Ale każdy coś miał na sumieniu.

Śledczy z Wrocławia, którzy rozpracowali piłkarską mafię w Polsce uważają, że w naszych ligach (od I do III) nie było czystych awansów i utrzymań co najmniej od lat dziewięćdziesiątych. Kupowało się także krajowe trofeum. Pochodzący z Wielkopolski "Fryzjer" na początku mocno promował Amicę Wronki, która w 1998 roku zdobyła Puchar Polski. Grająca w I lidze ekipa z Wronek pokonała w finale rewelację rozgrywek II-ligowe Aluminium Konin. Amica do przerwy przegrywała 0-1, ale po zmianie stron - przy ogromnym wsparciu sędziego Marka Kowalczyka, wygrała po dogrywce 5-3. Arbiter nie podyktował dla Aluminium ewidentnego karnego, zaś Amice podarował jedenastkę z kapelusza. W grę wchodziło 300 tysięcy złotych, jakie "Fryzjer" miał wyłożyć na stół.

Po raz pierwszy o "Fryzjerze" Polska usłyszała w 1999 roku. Po przegranym 0-1 ligowym meczu z Amicą bramkarz Polonii Warszawa Maciej Szczęsny przed kamerami nie zostawił suchej nitki na arbitrze. Jego zdaniem sędzia Andrzej Dymek wypaczył wynik meczu.

- Jeżeli sędzia Dymek będzie mnie straszył sądem, to ja mam go serdecznie w dupie. Dzisiejszym meczem zasłużył sobie na miano "pomocnik fryzjera". Na przyszły mecz sprezentuję mu fartuch z takim napisem - oświadczył były reprezentant Polski. Sędzia Dymek sądem nie straszył.

Niedawno minęło 10 lat od pierwszego głośnego zatrzymania w polskiej piłce. 20 maja 2005 roku ówczesny działacz GKS Katowice Piotr Dziurowicz, współpracujący z wrocławską policją, wręczył sędziemu Antoniemu F. 100 tys. zł w gotówce za ustawienie meczów GKS Katowice z Cracovią i Odry Wodzisław z Polonią Warszawa. Arbiter schował kasę w kole zapasowym swojego samochodu. Chwilę później zatrzymali go wrocławscy policjanci. Łapówka była prowokacją, a akcja początkiem walki z futbolową mafią. Antoni F. był jednym z usłużnych "Fryzjera". Aresztowanie jednego arbitra - poza spektakularnym wymiarem - niczego nie wniosło. Ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz nie krył nawet zaskoczenia, a zatrzymanie skomentował: - Przykro mi, że środowisko piłkarskie nie jest lepsze od innych grup zawodowych i wśród dziesięciu tysięcy arbitrów znalazła się jedna czarna owca.

Opolski wątek

Dopiero zatrzymanie w czerwcu 2006 r. "Fryzjera" pozwoliło ruszyć machinę. Jej mechanizmów pewnie jeszcze długo by nie odkryto, gdyby nie zeznania Ryszarda Niedzieli, opolskiego biznesmena i byłego prezesa Odry Opole. Zapragnął powrotu Odry do I ligi. W sezonie 1999/2000 Odra grała bardzo dobrze, ale pod nosem Niedzieli piłkarze handlowali meczami. Przed kolejnymi rozgrywkami prezesa "wziął" na stronę Zbigniew Czajkowski, czołowy piłkarz Odry, i wyjaśnił, jak się zdobywa awans.

Ryszard F. obiecał Niedzieli pilotować Odrę. W sezonie 2000/2001 na 46 meczów w lidze oraz Pucharze Polski (Odra dotarła w tych rozgrywkach do półfinału) 24 zostało kupionych, a przed 12 dochodziło do próby korumpowania. Odra ostatecznie nie awansowała, bo Niedzieli zabrakło pieniędzy. W korupcję pompował kasę z biznesu, który mu padł. Za wyprowadzanie pieniędzy z firmy oraz zaległości wobec partnerów biznesowych Niedziela został aresztowany. Jego zeznania pozwoliły w 2005 roku wskrzesić podupadające śledztwo w sprawie korupcji w polskim futbolu.

Przez 10 lat śledczy ustalili, że ustawionych było ponad 620 meczów różnych klas rozgrywkowych, zamieszanych w handlowanie meczami miało być ponad 60 klubów piłkarskich. Zarzuty usłyszało ponad 600 osób: arbitrów, trenerów, piłkarzy, działaczy. Do najbardziej znanych należą: były selekcjoner reprezentacji Polski Janusz Wójcik (postawiono mu 11 zarzutów, sąd skazał go na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat), reprezentant Polski Łukasz Piszczek (jako młody zawodnik Zagłębia Lubin musiał wziąć udział w zrzutce na przekupienie piłkarzy Cracovii) czy ikona Lecha Poznań Piotr Reiss (oskarżony o ustawianie meczów).

Czy dziś polska piłka jest czysta? Pewnie nie tak brudna jak za czasów "Fryzjera", jednak pokusa łatwych pieniędzy wciąż jest ogromna. Choćby w zakładach bukmacherskich. Pod koniec kwietnia walcząca o 1. miejsce w III lidze Stal Bielsko-Biała przegrała w Graczach z naszym Skalnikiem 0-1. To była największa sensacja rundy wiosennej, bowiem Skalnik wcześniej nie wygrał żadnego z siedmiu meczów, nie zdobywając w nich bramki (stracił ich aż 22), a Stal była niepokonana. Niespodzianki w futbolu się zdarzają, choć warto zauważyć, że tego dnia w jednym z zakładów bukmacherskich kurs na porażkę Stali wynosił 1:18. Przypadek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska