Ryby mają głos

sxc.hu
sxc.hu
Rozmowa z dr. Andrzejem G. Kruszewiczem, dyrektorem warszawskiego ogrodu zoologicznego.

- Jak to jest z tą wigilijną mową zwierząt? Mamy szansę dzisiaj coś usłyszeć?
- Ja pochodzę z Podlasia, a tam funkcjonuje taki przesąd, że jeśli ktoś usłyszy zwierzęce rozmowy, to nie dożyje następnej Wigilii. Dlatego wolę nie ryzykować i ich nie podsłuchuję.

- I naprawdę nic a nic pan nie słyszał? Dajmy na to, lew skarżył się na mało sympatycznego opiekuna, a małpa na niezbyt smaczny posiłek?
- Nie słyszałem, bo nie chciałem usłyszeć. W Wigilię wychodzę z ogrodu zoologicznego wcześnie rano, żeby nawet przez przypadek niczego nie podsłuchać (śmiech). Nasze zwierzęta mają naprawdę świetne warunki, ale one pewnie i tak znalazłyby mnóstwo powodów do narzekań. Słonica mogłaby na przykład skarżyć się na problemy gastryczne, które dokuczają jej od kiedy jest w ciąży, nosorożec pewnie chciałby mieć cieplejszą wodę w basenie, a goryle samicę, bo na razie mocno daje im się we znaki samotność.

- W takim razie, o czym przez cały rok rozmawiają zwierzęta? Bo takie rozmowy to chyba bez ryzyka można podsłuchiwać?
- O sprawach codziennych, ale trzeba mieć dużą wrażliwość, żeby zrozumieć tę ich mowę. Na przykład małpy szybko się nudzą pogaduchami we własnym gronie, dlatego bardziej cenią sobie kontakt ze zwiedzającymi. Wprawdzie dogadać się z nimi jest trudno, ale już sama obecność człowieka za szybą sprawia, że mają trochę rozrywki. Jakiś czas temu podarowaliśmy im ubrania i kapelusze, w które się przebierały, więc miały kilka dni zabawy, ale to i tak nie to samo co kontakt z człowiekiem.

- Wnioskuję z tego, że to zwierzęce mówienie ludzkim głosem można włożyć między bajki…
- Nieprawda! Przecież są gatunki, które świetnie naśladują ludzką mowę. Wystarczy tylko wymienić sójki, papugi czy gwarki.

- Ale co to za mowa, skoro sam pan zauważył, że one jedynie naśladują człowieka, ale kompletnie nie rozumieją, co mówią. Tak się nie liczy!
- One faktycznie nie zawsze rozumieją, ale często używają słów sensownie. Na przykład papuga. Obserwuje człowieka, widzi, jak on się zachowuje w konkretnych sytuacjach i zaczyna kojarzyć fakty. Po pewnym czasie już wie, że jak dzwoni telefon to trzeba powiedzieć "halo", a jak ktoś puka do drzwi to mówi się "proszę". Samce i starsze osobniki potrzebują mniej czasu, żeby się tego nauczyć, w przypadku samic i młodszych ptaków ta nauka trwa dłużej, ale też jest ona możliwa.

- To wyjątkowe przypadki. Większość zwierząt jednak nie mówi ludzkim głosem.
- Ludzkim głosem nie mówi, ale to nie znaczy, że zwierzęta nie porozumiewają się między sobą. W obrębie danego gatunku muszą jakoś się ze sobą komunikować, bo to ułatwia im przeżycie. Mogą to robić za pomocą głosu, sygnałów dźwiękowych, albo tak jak w przypadku ssaków - poprzez zapach. Ssaki nie muszą ze sobą "rozmawiać", żeby dowiedzieć się, w jakim nastroju jest ich towarzysz, bo one mogą to stwierdzić właśnie po zapachu. Dla człowieka jest to zupełnie nieosiągalne. Są też takie gatunki, które porozumiewają się za pomocą dźwięków niesłyszalnych dla ludzi. Tak jest w przypadku słoni, które posługują się dźwiękami o tak niskiej częstotliwości, że ucho człowieka nie ma szans ich wyłapać, choć one słyszą się z odległości wielu kilometrów.

- A co z innymi zwierzętami, one mają szansę podsłuchiwać tę mowę?
- Bywają takie sygnały, z reguły ostrzegawcze, które są uniwersalne dla różnych gatunków. W naszej faunie jest tak na przykład u sikor, które czasami zimą tworzą grupy mieszane z kowalikiem, pełzaczem i dzięciołem. Wystarczy, że jeden z nich da sygnał o zagrożeniu i wszystkie reagują prawidłowo, czyli po prostu uciekają.

- A lew z antylopą, czyli śmiertelni wrogowie też są w stanie się dogadać?
- Głównie na temat kolacji, ale w tym przypadku to lew dyktuje warunki. A tak już zupełnie poważnie to oczywiście, że one też się ze sobą komunikują. Antylopa jest w stanie ocenić, kiedy lew jest dla niej zagrożeniem, na podstawie wysyłanych przez niego sygnałów. Lew polujący zachowuje się inaczej, od tego który jest najedzony. Syty lew jest leniwy i antylopa o tym doskonale wie, dlatego nie czuje się zagrożona. Taki lew może koło niej przejść i ona go zignoruje, ale kiedy ten sam osobnik będzie głodny, zacznie się skradać, natychmiast zostanie odebrany jako zagrożenie i antylopa będzie wiedziała, że aby ratować życie, trzeba uciekać.

- Z tego wynika, że zwierzęta raczej rozmawiają o zagrożeniach. A co w wolnej chwili? Zdarza im się czasem plotkować? Dajmy na to goryl o gorylu, że konkurent jest jakiś taki cherlawy?
- W świecie zwierząt, w przeciwieństwie do ludzi, wszystko ma jakiś sens. Jeśli rozmawiają, to po to, żeby przeżyć, a nie żeby poplotkować albo się poobgadywać. Małpy człekokształtne wysyłają wiele sygnałów mimiką twarzy i za pomocą gestów. Jeśli na przykład znajdą coś atrakcyjnego do jedzenia, chwalą się swoją zdobyczą przed innymi. One akurat nie są samolubne, bo wiedzą, że to się nie opłaca grupie. Taki osobnik wychodzi z założenia, że skoro dzisiaj on znalazł coś dobrego, to warto się podzielić z innymi, bo jeśli jutro znajdzie ktoś inny to podzieli się z nim. Kogut, kiedy znajdzie robaczka, też daje znać kurze. Oczywiście, nie robi tego bezinteresownie, bo on w zamian czegoś od niej chce, ale i tak wszyscy mają z tego korzyść.

- A jak opiekunowie porozumiewają się ze swoimi podopiecznymi? Czy oni są w stanie nauczyć się mowy zwierząt?
- Opiekun musi mówić do zwierzaka i zwykle szybko okazuje się, że zwierzak prawidłowo odbiera te sygnały. Psy na przykład świetnie wiedzą, co się do nich mówi, bo kojarzą konkretne sygnały z określonymi sytuacjami. Dlatego wiedzą, co mają zrobić, gdy słyszą komendę "podaj łapę", albo "posuń się". Z nimi sprawa jest o tyle prosta, że są to zwierzęta udomowione, ale w warunkach ogrodu zoologicznego nasi pielęgniarze muszą mieć ścisły kontakt m.in. z dzikimi zwierzętami, takimi jak szympansy czy goryle. Tu nie można niczego wymuszać ani robić na siłę, bo żeby się z nimi dogadać, człowiek musi być przyjacielem. Nie zawsze się to udaje w przypadku lwów i tygrysów, a to dlatego, że dla nich przyjacielem jest każdy, ale nie pielęgniarz. Pielęgniarz stale im się naraża, bo na przykład chce, aby miały czysto. Musi od czasu do czas spłukać wodą pomieszczenie, w którym mieszkają, a im się to nie podoba, dlatego na swojego opiekuna reagują agresją. Ale w tych przypadkach gdzie jest to możliwe, ze zwierzętami trzeba się zaprzyjaźnić. Na przykład z nosorożcami, ze słoniami…

- A co zrobić, żeby zostać przyjacielem nosorożca albo słonia? Przekupywać smakołykami?
- Oczywiście, że takie pozytywne bodźce ułatwiają zaprzyjaźnianie, ale do zwierzaka trzeba przede wszystkim dużo mówić. Głos musi być spokojny i przyjazny, bo to działa kojąco. Człowiek, który pracuje ze zwierzętami, nie może też zmienić swojego zapachu, bo to może spłoszyć jego podopiecznych. Gdyby pielęgniarzowi przyszło do głowy wyperfumować się do pracy, to tylko by na tym stracił, bo zwierzę odebrałoby go jako obcego i na tym współpraca by się skończyła. Czasami wystarczy, że pielęgniarz ma chrypę i przez to nieco zmieni mu się głos, a zwierzę już staje się bardziej nieufne i trzeba je przekonać, że to ta sama osoba co zwykle.

- I nie stosujecie żadnych forteli, żeby dogadać się ze swoimi podopiecznymi?
- Jasne, że stosujemy. Nieprzyjemne dla zwierząt zabiegi staramy się wykonywać tak, żeby one traktowały je jako zabawę. Efekt jest taki, że słonica bez oporów daje ucho do pobrania krwi, żebyśmy mogli zbadać, czy nie jest w ciąży, a szympans wypina tyłek i pozwala się po nim szczypać, bo wie, że w zamian za to dostanie nagrodę. Gdy w przyszłości zwierzę zachoruje i będzie trzeba zrobić zastrzyk, nie będzie protestowało, bo pomyśli, że to dalej jest zabawa. Szympansom tak się to szczypanie spodobało, że przepychają się między sobą, walcząc o to, który szybciej wysunie tyłek do pielęgniarza. Podobnie jest z małpami, do których lekarze za pomocą specjalnych dmuchawek strzelają żelkowymi misiami. Jeśli w przyszłości będzie trzeba do nich strzelić środkiem nasennym, to one nie będą uciekały na widok dmuchawki, tylko podejdą bliżej, bo będą się spodziewały, że znowu dostaną żelki. We współpracy ze zwierzętami nie stosuje się kija, tylko marchewkę, ale zapewniam, że można się z nimi dogadać. Wystarczy tylko chcieć i być cierpliwym.

- Zdarzają się pewnie i takie przypadki, że człowiek nie tak zinterpretuje to, co zwierzę chciało mu powiedzieć?
- Pewnie, że tak. Mnie się taka wpadka przydarzyła, kiedy byłem dzieckiem i mama wysłała mnie na wycieczkę klasową do warszawskiego zoo. Pamiętam, że tego dnia miałem na sobie śnieżnobiałą koszulkę polo. Stałem w pobliżu wybiegu hipopotama, a on cały czas otwierał paszczę i zamykał. Nie wiedziałem, że daje mi w ten sposób do zrozumienia, że nie bardzo podoba mu się moja obecność, więc dalej stałem i się przyglądałem. A wtedy on odwrócił się tyłem i rozpylił swoje odchody na moją białą koszulkę. Do końca wycieczki byłem naznaczony. Pomylić można się również, obserwując pawiany. Bo jeśli pawian ziewa, to wcale nie oznacza, że jest znudzony czy senny, ale jest to sygnał, że lepiej się odsunąć, bo robi się niebezpiecznie. Z kolei pies, jeśli szczerzy zęby, wcale nie musi to oznaczać agresji. Psy obserwują to, co robi człowiek i czasami starają się nas naśladować. Jeśli widzą, że człowiek, śmiejąc się, pokazuje zęby, to one, próbując się nam przypodobać, robią to samo.

- To ta sytuacja z hipopotamem skłoniła pana do tego, żeby lepiej poznać mowę zwierząt i nie narażać się więcej na takie wpadki?
- Tak naprawdę wszystko zaczęło się od akwarystyki, bo to właśnie w świecie ryb jest wiele zachowań, które możemy łatwo zinterpretować. Później były ptaki, no a później cała reszta.

- A mówi się, że ryby głosu nie mają. To jak to jest z tym ich mówieniem?
- To bzdura, że nie mają głosu. Wystarczy wymienić chociażby skrzeczyki, które wyraźnie skrzeczą. Żeby usłyszeć ryby zapraszam do warszawskiego ogrodu zoologicznego. Mamy mruki, którym zainstalowaliśmy mikrofony i wzmacniacze dźwięku. Kto nie wierzy mi na słowo, będzie mógł się przekonać na własne uszy. Nic dobrego pewnie by nam za to nie powiedziały karpie, które przed Wigilią w foliowych workach podskakują na sklepowych ladach.

- A co z kłamstwami? Zdarza się zwierzętom minąć z prawdą albo podkolorować rzeczywistość?
- Zwierzęta w przeciwieństwie do człowieka nie oszukują i nie próbują zamaskować swoich zachowań, choć nawet one, chociażby po to, aby chronić swoje potomstwo, mogą próbować zmylić człowieka. Na przykład skowronki i bekasy udają, że są ranne, po to, żeby skupić na sobie uwagę człowieka, a tym samym odciągnąć go od gniazda z małymi, a jak już zrobią swoje, to jakby nigdy nic odlatują. Tam gdzie jest inteligencja, tam może być kłamstwo, ale nie tak wyrachowane jak u człowieka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska