Targi nto - nowe

Ryczą silniki, pędzą konie po betonie

Edyta Hanszke [email protected]
Jarosław Hebzda w chwili startu. Na mecie był półtorej minuty później.
Jarosław Hebzda w chwili startu. Na mecie był półtorej minuty później.
W weekend po krętej drodze ze Zdzieszowic na Górę św. Anny samochody pędziły z prędkością 120 kilometrów na godzinę. Na taką odwagę stać tylko kierowców rajdowych.
Jaroslaw Hebzda w chwili startu. Na mecie byl póltorej minuty póLniej.

Wyścigi górskie

Dwie ostatnie rundy tegorocznych Górskich Mistrzostw Polski zakończyły się w sobotę i niedzielę na Opolszczyźnie. O tytuły mistrzów i puchary walczyło ponad pięćdziesięciu kierowców. Startowali ze Zdzieszowic. Po pokonaniu 21 zakrętów hamowali na szczycie Góry Chełmskiej.

Najszybsi zawodnicy osiągali na krętej trasie prędkość ponad 120 kilometrów. 3750 metrowy odcinek Jarek Hebzda z Automobilklubu Polskiego przejechał w sobotę ciągu półtorej minuty. Zwyciężył Paweł Dytko z Automobilklubu Opolskiego.
Na szczęście startujący w takich wyścigach nie widzą, jak strzałka wskaźnika prędkości podnosi się do góry. W samochodach nie ma prędkościomierzy.
Auta wyścigowe tylko z zewnątrz przypominają dobrze znane z polskich dróg maluchy, cinquecenta, daewoo czy hondy. Wewnątrz zawodniczych samochodów jest tylko jeden fotel kierowcy, wzmocniona aluminiowymi rurkami rama, koniecznie gaśnica. Karoserie oblepione naklejkami sponsorów, na szybie nazwisko kierowcy i literowy symbol kategorii, w jakiej startuje auto. Na masce tuż przy szybie guziczek dla ... kibiców: Kiedy kierowca zaklinuje się w aucie, osoba z zewnątrz może odciąć zasilanie elektryczne w samochodzie naciskając guzik.
Opony samochodów rajdowych nie mają bieżników. - Są zrobione ze specjalnej gumy, która, jak się rozgrzeje, jest bardzo miękka. Wtedy opony lepiej trzymają się asfaltu - tłumaczył Krzysztof Smoliński z Warszawy, który zakładał koła do hondy civic. W innym samochodzie na koła założono specjalne ochraniacze, które podłączone do prądu, podgrzewały opony.

Zawodnicy ubrani są w jednoczęściowe kombinezony, na głowach mają kaski, niektórzy osłaniają nawet usta. Noszą buty z miękkiej skórki, przypominające łyżwy. - Mają bardzo cienkie podeszwy, dzięki czemu dobrze czujemy pedał gazu i sprzęgło - tłumaczył Grzegorz Dudek, kędzierzynianin z Automobilklubu Opolskiego.
Organizatorzy przygotowali sześć miejsc widokowych. Przejazdy obejrzało w sumie 12 tysięcy widzów. W większości to pasjonaci sportów samochodowych. Nie brakuje wśród nich kobiet. Co drugi kibic z aparatem fotograficznym lub kamerą wideo w ręku. Z daleka rozpoznawali marki samochodów po głosie silnika i wymieniali nazwiska kierowców, którzy pędzili po trasie. Wyścigi obserwowały także dzieci z okolicznych miejscowości. - Podobają nam się te auta, bo są bardzo szybkie - tłumaczyli Dawid i Mariusz Piecka, Dawid Rypała i Dagmara Burbeło ze Zdzieszowic.

Jedyną kobietą zawodniczką w wyścigu na Górze św. Anny była Izabela Szwarczyńska z Automobilklubu Wielkopolskiego. - To moja pierwsza górska trasa. Siadając za kierownicą fiata sporting, spełniłam marzenia o rajdach i wyścigach - mówiła. W sobotę stanęła na podium - zajęła trzecie miejsce w swojej klasie. W niedzielę rozbiła się na pierwszym podjeździe.
O utrzymanie trzeciej lokaty w klasie H 1600 walczył strzelczanin Łukasz Lechniak z Automobilklubu Opolskiego. - Lubię jeździć na tej trasie, bo dobrze ją znam. Dotychczas osiągałem na niej czas 2,17 - mówił. Na mecie był czwarty.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska