Nikt ich jednak nie niepokoi, służby państwowe również i na tym polu nie działają. To się akurat składa po myśli części opolskich posłów związanych z rolnictwem, którzy od dawna lobbują za otwarciem Polski na genetyczną wolnoamerykankę. Lobbują przez mobbowanie tzw. gospodarstw ekologicznych, które gdy tylko odmiany GMO wyrosną u nas na dobre, będą się musiały zwijać. I przenosić na przykład do Niemiec, bo Niemcy nie są tacy głupi, by wpuścić do siebie to genetyczne guano.
Sąsiedzi takich GMO-rolników w swoim dobrze rozumianym interesie powinni ich zadenuncjować, póki jeszcze można to przerwać. Koncern Monsanto, który opatentował ziarno różnych genetycznych odmian, jeśli tylko się u nas rozplenią, upomni się o swoje.
W każdym sezonie GMO-rolnicy będą musieli kupować nowy, nietani materiał i jeśli myślą, że zostawią coś sobie na siew z poprzedniego plonu, to się mylą. W kraju do spodu wolnym i demokratycznym jak USA firma Monsanto zatrudnia lotne brygady, które kontrolują rolników nawet po nocy i przypadki naruszenia praw własności do opatentowanego ziarna piętnują z całą stanowczością. Tak jest na całym GMO-świecie i u nas też tak będzie.
To na przyszłość, a na teraz oczywiście pozostawione samym sobie genetycznie modyfikowane rośliny będą się rozpychać, bo są silniejsze. Zdaje się, że ministerstwo rolnictwa milczy i czeka, do momentu, gdy przyjdzie im rozłożyć ręce i powiedzieć: nic się już nie da z tym zrobić, trzeba zalegalizować.
Zwolennikom wypada przypomnieć mączki mięsno-kostne, którymi futrowano roślinożerne zwierzęta. Miały być rewelacją, a okazały się chorobą wściekłych krów. Bo na talerzu pewne jest tylko to, co zgodne z naturą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?