Ryszard Wrzos jest jednym z najstarszych żyjących piłkarzy Odry ze wspaniałej drużyny przełomu lat 50 i 60. Urodzony w 1932 roku, przed wojną mieszkał we Lwowie. Wojenna zawierucha sprawiła, że w jednym z pierwszych transportów repatriacyjnych znalazł się wraz z mamą w Katowicach. Ojciec zaginął na wojnie i dopiero po niej okazało się, że przeszedł z Armią Andersa cały szlak.
- Co ciekawe uznawany za półsierotę trafiłem w Katowicach do domu dziecka, a wraz ze mną byli tam późniejsi znakomici piłkarze Edward Szymkowiak i Zygmunt Pieda - opowiada pan Ryszard.
Potem trafił do Kłodzka. Tam skończył szkołę średnią i w miejscowej Nysie zaczynał karierę piłkarską. Później był 3-ligowy Pafawag Wrocław i studia na AWF-ie w stolicy Dolnego Śląska.
- Grałem też w reprezentacji młodzieżowej i koledzy z tej drużyny Staszek Mielniczek i Zbyszek Słysz namawiali mnie do przejścia do Odry - tłumaczy. - Odpowiadający wówczas za sprawy sportowe w Odrze, znakomity działacz i wspaniały człowiek Witold Sobolewski, prosił sędziów z okręgu opolskiego, żeby mnie obserwowali w tym Pafawagu i wydali opinię czy się nadaje do Odry. W końcu do niej trafiłem pod koniec 1955 roku. Wówczas Odra poszukiwała obrońców, bo kończyli z grą Bolek Skronkiewicz i Alfred Cichy.
Wrzos zasilił więc opolski zespół i przez osiem lat był nie do zastąpienia na lewej obronie.
- To był niesamowity czas, wspominam go z ogromnym sentymentem, tak jak kolegów z zespołu czy wspaniałych trenerów jak Mieczysław Bieniek, Teodor Wieczorek czy Artur Woźniak. To była najlepsza w historii drużyna Odry i wcale nie dlatego, że ja w niej grałem.
Trudno się z tym nie zgodzić. W latach 1960-64 Odra za każdym razem kończyła sezon w najlepszej szóstce 1 ligi, czyli krajowej elicie. W 1960 roku była blisko zdobycia mistrzostwa Polski. W tamtym czasie kilku zawodników Odry powoływanych było do kadry narodowej: Konrad Kornek, HenrykSzczepański, EngelbertJarek czy Norbert Gajda.
- Niestety, w ostatniej kolejce w 1960 roku przegraliśmy z Gwardią Warszawa i spadliśmy na 4. miejsce - wspomina pan Ryszard.
Ma on swój udział w jedynym medalu Odry - brązowym z 1964 roku. Grał wówczas w naszym zespole tylko w pierwszej części sezonu. Pod koniec 1963 roku został bowiem pierwszym w historii zawodnikiem opolskiego klubu wytransferowanym bezpośrednio za granicę.
- To za duże słowa - uśmiecha się bohater. - Pojechałem do Australii, bo Polonia Melbourne montowała jak najmocniejszy zespół i ściągała zawodników z Polski. Pojechałem na dwa lata, a przy wyjeździe musiałem podpisać zobowiązanie, że nie będę się starał o ściągnięcie rodziny do Australii. Pobyt w kraju kangurów wspominam przede wszystkim jako wspaniałą przygodę. Wielkich pieniędzy nie zarobiłem. Grałem tam w lidze stanowej w zespole razem z tak świetnymi zawodnikami jak Edward Jankowski czy Edmund Zientara. Tęsknota za Polską, Opolem, a przede wszystkim rodziną była jednak zbyt duża. Już nie mogłem wytrzymać w tej Australii i skróciłem swój pobyt. Z tego powodu sam musiałem sobie opłacić bilet powrotny do kraju, a żeby nie wydać fortuny wracałem nie samolotem, a statkiem. I tak zamiast jednego czy dwóch dni w podróży byłem aż 53 dni.
Po powrocie pan Ryszard miał 33 lata. Dziś to dla piłkarza żaden wiek, ale wówczas było inaczej.
- Opieka medyczna nie istniała, grało się póki nogi nie urwało, a 33-latek to już był weteran - wspomina pan Ryszard.
Wrócił jednak do Odry i pracował jako trener. Z grupami młodzieżowymi, a potem w sezonie 1966/67 jako asystent Tadeusza Forysia. W następnym sezonie już go zastąpił i był najmłodszym trenerem w krajowej elicie.
- Miałem za zadanie utrzymać zespół w 1 lidze i to się udało - przypomina.
W następnym sezonie już nie prowadził zespołu. Do Odry wracał wielokrotnie, ale już jako trener grup młodzieżowych. Prowadził natomiast inne kluby: Resovię Rzeszów (dwukrotnie) i był z nią blisko awansu do ekstraklasy, Zagłębie Wałbrzych, a w naszym regionie Stal Brzeg, Metal Kluczbork i Chemik Kędzierzyn-Koźle.
- Były propozycje z innych regionów Polski, ale tak naprawdę dość miałem tułaczki - zaznacza. - Pięć lat spędziłem poza Opolem od czasu kiedy tu przyjechałem w 1955 roku. Najpierw mieszkałem na ul. Reymonta, a od 1959 roku na ul. Nysy Łużyckiej w bloku koło aresztu. Na początku była to piękna okolica. Potem hałas samochodów stale się zwiększał, ale przyzwyczaiłem się do niego. Opole to moje miasto i od kiedy tu zamieszkałem nie wyobrażałem sobie życia poza nim.
W tym roku z żoną Zofią obchodzi 60. rocznicę ślubu. Mimo 83 lat na karku pan Ryszard imponuje znakomitą pamięcią. Datami i nazwiskami sypie z rękawa. Poproszony o podbijanie piłki robi to natomiast tak, jakby kilka minut wcześniej zakończył mecz w drużynie oldbojów.
Dla pana Ryszarda piłka to nie tylko poszczególne kluby, gra i praca trenerska. W latach 1982-2000 był nauczycielem WF-u w opolskiej szkole zawodowej na ul. Torowej, a w latach 2000-06 wykładowcą na Wydziale Wychowania Fizycznego na Politechnice, gdzie oczywiście prowadził zajęcia z piłki nożnej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?