Ryżowisko nad Bogacicą

Tomasz Dragan
- Od czterech lat mój sąsiad, właściciel rybnych stawów hodowlanych, zalewa moje pola - żali się Krzysztof Kurek ze Świerczowskich w gminie Pokój.

Chodzi o 20 hektarów łąk położonych wzdłuż rzeki Bogacica, z których Kurek zbiera siano dla swoich kilkudziesięciu sztuk bydła. Jak mówi właściciel pola, co najmniej od czterech lat każdego lata jego ziemia zamienia się w bagnisko.
- Regularnie jestem zalewany wodą z Bogacicy - wyjaśnia Krzysztof Kurek. - Wszystko za sprawą mojego sąsiada, który nawadnia swoje stawy hodowlane. Spiętrzając przy pomocy specjalnej tamy wodę w górze rzeki, podnosi jej poziom w okolicach moich pól. I w ten sposób oprócz swojego stawu nawadnia również moją ziemię.
Jak tłumaczy Kurek, wszystko byłoby w porządku, gdyby jego sąsiad nie spiętrzał wody w rzece powyżej poziomu, na jakim znajdują się łąki.

- Przykładowo, jeżeli zamknie tamę i poziom wody podniesie się o metr - wyjaśnia Kurek - to nic się nie dzieje i na moich polach jest sucho. Natomiast jeżeli podniesie Bogacicę o półtora metra, to na łąkach można sadzić ryż i chodzić w gumowcach. Takie jest na nich bagno!
Według Kurka praktyki uprawiane przez jego sąsiada są nielegalne. Nie można bowiem podnosić rzeki do poziomu przekraczającego wysokość okolicznych pól.
- Istotnie - potwierdza te opinie Lucyna Medyk, podinspektor w wydziale ochrony środowiska Starostwa Powiatowego w Namysłowie. - Na prowadzenie stawów hodowlanych i nawadnianie ich z rzeki trzeba mieć specjalne pozwolenie. Taki dokument określa, o jakich porach roku można dostarczać wodę do stawu, podnosząc tym samym jej poziom rzece. Jednocześnie ustalona jest granica poziomu, do którego można spiętrzać wodę. Jeżeli ktoś tego nie przestrzega, musi się liczyć z cofnięciem pozwolenia wodno prawnego na prowadzenie stawów hodowlanych.

Kurek zna przepisy i paragrafy. Ale jak mówi, taka urzędnicza wiedza na razie nie pomogła w rozwiązaniu jego problemów.
- I co z tego, że są paragrafy i przepisy, skoro ja mam wodę na łąkach? - żali się rolnik. - Domagam się tylko, żeby mój sąsiad przestrzegał właśnie tych przepisów i nie spiętrzał wody ponad dozwoloną granicę. W ten sposób pozbawia mnie paszy dla bydła. Oczywiście, mógłbym kupować pokarm dla zwierząt, ale po porostu mnie na to nie stać. Zresztą: chcę tylko, aby moja własność, czyli łąki, były przez innych szanowane.
Kurek poruszył już urzędnicze "niebo i ziemię". Interweniował w starostwie, gminie i u wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska.
- Oczywiście, wszyscy mówią, że mam rację, tylko nikt mi nie chce pomóc - podkreśla rolnik. - Ja nie chcę żadnego odszkodowania. Żadnych pieniędzy od kogokolwiek. Po prostu nie życzę sobie zalewania mojego pola i robienia z niego bagniska.
Właścicielami stawów hodowlanych w pobliżu zalewanych łąk są dwaj bracia P. Jeden z nich mieszka w pobliskiej miejscowości Żabieniec.

- Tylko raz, w lipcu, zalałem panu Kurkowi kawałek jego łąk - przyznaje Zenon P. - Po prostu zamknąłem tamę i woda trochę się przelała. A on zrobił z tego straszną aferę, że niby co roku mu zalewam jego łąki.
Właściciel stawów opowiada nam, że nie żyje z zgodzie ze swoim sąsiadem. Dlatego tamten jak może utrudnia mu prowadzenie hodowli ryb.
- Nie wiem, dlaczego tak się dzieje - mówi Zenon P. Tłumaczy, że zawsze stara się pilnować poziomu wody w Bogacicy (kiedy ją spiętrza). Natomiast przyczyną zamakania ziemi Krzysztofa Kurka, według Zenona P., nie są wcale jego stawy, ale ukształtowanie terenu. - Naturalne siły przyrody - mówi P. - Po prostu część łąk mojego sąsiada znajduje się na terenie podmokłym, często poniżej poziomu rzeki. Tam zawsze stała woda i zamakały łąki.
Wójt gminy Pokój Krzysztof Gaworski zna sprawę rolnika i hodowcy ryb. Wyjaśnia jednak, że z mocy prawa on jako szef gminy nic nie może w tej sprawie zrobić.
- No, może poza próbą pogodzenia obu panów - dodaje wójt. - Pozwolenie na prowadzenie stawów i spiętrzanie wody wydaje starostwo. To ten urząd może je cofnąć w przypadku nieprzestrzegania przez hodowcę ustalonych wcześniej zasad.
- Niewykluczone, że tak się stanie - dodaje inspektor Medyk. - Ale to oczywiście będzie ostateczność.

Pani inspektor dodaje, że w jej wydziale odbyło się już spotkanie obu panów - hodowcy i rolnika - jednak próba zawarcia pomiędzy nimi ugody nie przyniosła żadnych rezultatów.
- Dlatego nie zostawimy tak tej sprawy, a pan Kurek może się spodziewać naszej pomocy - zapewnia Lucyna Medyk. - W ciągu kilku najbliższych dni postaramy się przeprowadzić kontrolę hodowli pana P. i ustalimy, czy zalewa on łąki pana Kurka. Być może powołamy nawet biegłego, aby oszacował szkody wyrządzone tymi podtopieniami.
- Nie chcę żadnych pieniędzy ani szacunków szkód! - podkreśla Kurek. - Moim marzeniem są suche łąki.
Tymczasem Zenon P. zamierza osobiście przywieźć urzędników starostwa na swoje stawy. Jak twierdzi, na miejscu dowiedzie swojej niewinności. - Niech zobaczą, czy kogoś zalewam. Ocenią, kto ma rację - dodaje hodowca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska